
PROBLEM NA SKRZYDŁACH
Przed startem można było chwalić Wisłę za to, jak wzmocniła się na skrzydłach. Ale i tutaj są problemy, bo grający tam zawodnicy nie są w najwyższej formie. Najlepiej - mimo wszystko - prezentuje się Yaw Yeobah, ale pozostali wypadają blado. Oczywiście wiemy, że tacy Piotr Starzyński czy Mateusz Młyński mają potencjał i pewnie za moment zaczną grać lepiej. Oby było tak również z Dorem Hugim, bo jeszcze jeden, dwa takie występy Izraelczyka, jak w Mielcu i zaczniemy się coraz poważniej zastanawiać, po co Wisła sprowadziła takiego zawodnika...

SKUTECZNOŚĆ, A RACZEJ JEJ BRAK
Ocena gry Wisły byłaby zapewne duża lepsza, gdyby potrafiła ona wykorzystywać okazje w ważnych momentach meczów. Tak było w spotkaniu z Rakowem Częstochowa, gdy szansę na gola na 2:0 zmarnował Jan Kliment, a później wszystko się rozsypało. Tak samo było w Mielcu, gdy w pierwszej połowie Wisła miała jedną, drugą, trzecią okazję, żeby „napocząć” Stal, ale tego nie zrobiła. A później to Stal gola strzeliła, nabrała pewności siebie i wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Dlatego nad skutecznością wiślacy muszą w najbliższym czasie popracować szczególnie mocno.

WOLNO, WOLNO, ZA WOLNO
Dlaczego Wisła, choć nawet po stracie gola na 1:2 miała mnóstwo czasu, żeby odwrócić losy spotkania, tego nie zrobiła? Chyba najprostsza odpowiedź jest taka, że grała stanowczo za wolno. Niby wszystko było, jak w książce, czyli próby rozgrywania akcji po obwodzie, żeby rozciągać obronę przeciwnika, ale jak robi się to w takim tempie jak wiślacy, to każdy średnio ogarnięty taktycznie zespół będzie po prostu się przesuwał i zamykał przestrzenie. I Stal robiła to w piątkowy wieczór bardzo dobrze. Jaka jest na to recepta? Przyspieszenie, którym można uzyskać efekt zaskoczenia. Tego Wiśle mocno zabrało.

PIERWSZY KRYZYS ADRIANA GULI?
Chwilę po zakończeniu pomeczowej konferencji prasowej zamieniliśmy jeszcze dwa zdania z trenerem Adrianem Gulą. Na sugestię, że wygląda na to, że szkoleniowiec będzie musiał już na początku pracy w Wiśle zmierzyć się z pierwszym kryzysem, Słowak odparł: - Rzeczywiście, jest bomba. Teraz trzeba ją rozbroić.
Tym, którzy już zaczynają mieć wątpliwości, co do Guli, bo takie komentarze już po ledwie czterech meczach się pojawiają, pragniemy przypomnieć, że Słowak nie jest trenerem czarodziejem, który do każdego klubu wchodził z drzwiami i wygrywał od początku mecz za meczem. Tak było tylko w Viktorii Pilzno, gdzie na dzień dobry Gula wygrał osiem meczów z rzędu. Jeśli popatrzeć na początki jego pracy w Trenczynie czy Żylinie, to już tak różowo to nie wyglądało. W tym pierwszym klubie pierwsze zwycięstwo Gula odniósł dopiero w szóstym oficjalnym meczu! W Żylinie oficjalne granie zaczął natomiast od remisu, porażki i dopiero później przyszły dwie wygrane. Ważniejsza naszym zdaniem jest w tym miejscu opinia, z jaką Gula kończył pracę w tych wszystkich klubach. A ta była po prostu dobra.