

Podczas tej okropnej wojny straciłem mego jedynego brata, poruchnika ułanów, moja matka umarła ze zgryzoty po jego śmierci, moje prywatne mienie zostało zniszczone przy zburzeniu miasta, ale wszystkie te krzyże lżej mogłem znieść, jako ofiary na ołtarzu miłości Ojczyzny

,,Wtem granat uderzył tuż obok bramy dworskiej, materace, którymi były zasłonięte okna w mym domu, wyleciały na ulicę, resztki szyb rozsypały się po pokoju, więc nie czekając zabrałem płaszcz na siebie i wyszedłem do drugiego pokoju... Jeszcze nie zamknąłem drzwi za sobą, i właśnie Koka przerażonego chciałem napędzić do klatki, gdy cztery pociski wpadły w pokój, w którym byłem przed chwilą. Z całego tego pokoju utrzymało się tylko półtora ściany, część podłogi, na której dziwnym trafem ostała się szafa biblioteczna, a ja oszołomiony hukiem i wydobywającymi się gazami z pękniętych granatów upadłem na podłogę przywalony wyrwanymi drzwiami i opadłym sufitem... Jak długo trwało to odurzenie, zdać sobie nie mogłem sprawy, w każdym razie mogło upłynąć z 10 minut, gdy usłyszałem najpierw przeraźliwy wrzask Koka w korytarzu i krzyk mego służącego przy schodach. Ujrzawszy bowiem - po wyjściu z piwnicy - rozburzone w części schody, powywalane wszędzie drzwi, byli pewni, że ja już należę do tych, którzy wieczność osiągnęli”.

"14/1. Pierwszy granat uderza w fasadę kościoła parafialnego wybijając w ciosach ogromną dziurę - jak później się dowiedziałem, armia nasza przez kogoś ze swej służby wywiadowczej fałszywie poinformowana, jakoby na wieży kościelnej był ustawiony rosyjski karabin maszynowy, skierował pociski na kościół; zaznaczyć tu muszę, że przez cały czas inwazyi klucze od kościoła i wieży nie były ani razu w rękach rosyjskich".