Burmistrz w sutannie
Oszpecony kawalerzysta i zawiedziona miłość
Po komisarycznym - wojennym burmistrzu Gorlic księdzu Bronisławie Świeykowskim, pozostał tylko pamiętnik "Z dni grozy w Gorlicach", testament, który napisał osiem lat przed śmiercią, ale też pamięć i wdzięczność i pamięć gorliczan, ale też wypchana ulubienica kapłana... małpka Koko.

Wojennej zawieruchy nie przetrwała natomiast jego podziwiana w całej Europie kolekcja 32000 owadów i motyli. Entomologiczne zbiory całego życia zabrała okrutna wojna.
Gorlice czwartą parafią niezwykłego kapłana. Służbę w mieście rozpoczyna w 1896 roku. Ksiądz Świeykowski pochodził z Uherc Mineralnych koło Sanoka. Początkowo miał zostać prawnikiem, lecz pierwszy rok studiów zniechęcił go do kontynuowania nauki. Wybrał służbę wojskową, ale jako rotmistrz kawalerii uległ wypadkowi. Upadek z konia a w konsekwencji paraliż połowy twarzy i kłopoty z okiem pogrzebały nadzieje na karierę wojskową. Tak samo zresztą jak na udane małżeństwo, bo oszpecona twarz księdza, zniechęciła kobietę jego życia, z którą był zaręczony. Tak młody ułan ze zdeformowaną twarzą wstąpił do seminarium i został księdzem.
Miłośnik owadów, motyli i kaktusów
Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa Świeykowski w Gorlicach mieszkał już 19 lat, był znanym społecznikiem oraz dyrektorem i katechetą w żeńskiej szkole.

Wszyscy mieszkańcy znają jego słynną w kraju, ale też w Europie kolekcję 32 tysięcy chrząszczy i motyli. Kaktusy to kolejna miłość księdza, która zaowocowała bogatą kolekcją.
Jak czytamy w publikacji Andrzeja Ćmiecha pt. Ksiądz Bronisław Świeykowski 1865-1956 „… był osobą szeroko znaną nie tylko z racji swoich dokonań; dużą popularność zyskał także jako kolekcjoner motyli. Wybitny pisarz i krytyk sztuki Józef Czapski pisał: w roku 1924 poznałem w Gorlicach bohatera tamtej wojny księdza Świeykowskiego (...). Zbierał on przez całe życie motyle i różne owady, koledzy z Uniwersytetu Jezuickiego dosyłali mu cenne okazy z całego świata i w roku 1914 posiadał już kolekcje 35 000 motyli. Jeden szrapnel w 1915 roku zniszczył mu tę kolekcję - owoc pracy całego życia. Co dzień wychodził pod wieczór z siatką i krótką pałką w rodzaju buławy. Stukał nią w pnie drzew, spadały mu wówczas do siatki najróżniejsze żuki, znajdował wśród nich rzadkie gatunki. Miał wówczas nową kolekcje, składającą się z 8000 motyli i owadów". Opowiadanie to Czapski kończył konkluzją: Zniszczono nam dziś w Polsce bezcenny dorobek pokoleń. Cóż z tego, jeżeli mamy wśród nas ludzi o charakterze i uporze księdza Świeykowskiego. Kolekcja księdza Świeykowskiego była znana w całej Polsce, a nawet za granicą, o czym świadczy korespondencja niemieckiego lekarza i entomologa Jana Ruchtera z Klagenfurtu, który dowiedziawszy się o stratach Swieykowskiego w czasie wojny proponował pomoc w odtworzeniu zbioru. Swoją pasją i okazami dzielił się z innymi, wspomagając m.in. Muzeum Przyrodnicze im. Dzieduszyckich we Lwowie. Ponadto pisał artykuły do Polskiego Pisma Entomologicznego"…
W jednym mieszkaniu z papugą, małpą i biocianem
- Wszyscy w Gorlicach wiedzieli też o niecodziennych współlokatorach księdza, przez których nie mieszkał on na plebanii, ale na stancji przy dzisiejszej ulicy Świeykowskiego. W domu kapłana przyrodnika mieszkały bowiem wydra, bocian, biała kawka - albinos, papugi, kilka żółwi oraz... małpa Koko, która uratowała kapłanowi życie. Pisze o tym w pamiętniku "Z dni grozy w Gorlicach" - mówi Katarzyna Liana, kustosz Muzeum Regionalnego PTTK w Gorlicach.
Wtem granat uderzył tuż obok bramy dworskiej, materace, którymi były zasłonięte okna w mym domu, wyleciały na ulicę, resztki szyb rozsypały się po pokoju, więc nie czekając zabrałem płaszcz na siebie i wyszedłem do drugiego pokoju... Jeszcze nie zamknąłem drzwi za sobą, i właśnie Koka przerażonego chciałem napędzić do klatki, gdy cztery pociski wpadły w pokój, w którym byłem przed chwilą. Z całego tego pokoju utrzymało się tylko półtora ściany, część podłogi, na której dziwnym trafem ostała się szafa biblioteczna, a ja oszołomiony hukiem i wydobywającymi się gazami z pękniętych granatów upadłem na podłogę przywalony wyrwanymi drzwiami i opadłym sufitem... Jak długo trwało to odurzenie, zdać sobie nie mogłem sprawy, w każdym razie mogło upłynąć z 10 minut, gdy usłyszałem najpierw przeraźliwy wrzask Koka w korytarzu i krzyk mego służącego przy schodach. Ujrzawszy bowiem - po wyjściu z piwnicy - rozburzone w części schody, powywalane wszędzie drzwi, byli pewni, że ja już należę do tych, którzy wieczność osiągnęli”.
Miłości do zwierząt nie zabrał mu nikt, bo jeszcze na osiem lat przed śmiercią ks. Świeykowski pisze w swoim testamencie :
Moja papuga „Lora” ma przejść na własność wnuczki dra Rybickiego Górskiej; klatka i pożywienie jest przechowane w pudełkach stojących w bibliotecznej szafie, jak też i oba żółwie - cytamy w dokumencie ostatniej woli kapłana.

Burmistrz z miłości bliźniego
Gdy w 1914 roku władze miasta „ewakuowały się” w obawie przed nadchodzącymi Rosjanami, mieszkańcy postanowili oddać zarząd miasta w ręce niespełna 50-letniego kapłana. 25 września ksiądz Bronisław Świeykowski zostaje wojennym burmistrzem Gorlic.
„Kiedy w połowie września 1914 roku wszystkie polityczne i autonomiczne władze były zmuszone z powodów wojennych opuścić miasto, postanowiłem objąć zarząd burmistrza i opiekę nad pozostałymi mieszkańcami Gorlic” - pisał w liście do cesarza Austrii ks. Bronisław Świeykowski. „Skłoniło mnie do tego postanowienia moje kapłańskie powołanie, które mi każe chrześcijańską miłość bliźniego nie tylko słowy głosić, ale czynem okazywać, bez względu na to czy moje usiłowania i trudy zasłużą wobec świata na odznaczenia i pochwały. Uczyniłem to wszystko w miarę swoich sił na chwałę Boga i dla dobra moich bliźnich”.

- Nikt - kto nie przeżył tego - wyobrazić sobie nawet w przybliżeniu nie potrafi tych uczuć bólu, goryczy i żalu, jakie mną, a wierzę i wszystkimi w mieście pozostałymi, ogarnęły w dniu 14 listopada 1914 r., gdyśmy ujrzeli się w mieście sami, bez Starostwa, bez Sądu, bez wojska, bez żandarmerii, i wtedy dopiero po raz pierwszy poczułem ciężar, jaki przyjąłem na siebie, biorąc w ręce Zarząd miasta - pisał burmistrz ks. Bronisław Świeykowski we wspomnieniach ,,Z dni grozy w Gorlicach”.
Gospodarz miasta z dni grozy
Czas I wojny światowej to okres służby dla miasta ks. Bronisława Świeykowskiego. Pełniąc obowiązki burmistrza, Świeykowski pośredniczył między władzą nieprzyjacielską a ludnością cywilną. Spełniał przy tym wszystkie obowiązki duszpasterskie: odprawiał msze święte, a w szpitalach udzielał sakramentów żołnierzom chorym na cholerę i tyfus oraz celebrował pogrzeby zmarłych i poległych. Dla żywych walczył o każdy worek mąki i bochenek chleba. Wtedy nie wiedział jeszcze, że bitwa, w wyniku której na Gorlice spadnie huragan bomb, spłonie i zawali się 568 z 613 domów już na zawsze połączy jego losy z tym poranionym miastem.

Głównym celem, jaki postawił sobie ks. Świeykowski, była obrona ludności przed wszelką krzywdą ze strony rosyjskich komendantów, a przede wszystkim ze strony mało karnych żołnierzy rosyjskich.
Szczególnym wyrazem odpowiedzialności ks. Świeykowskiego za każdego mieszkańca Gorlic było zdarzenie z 11 grudnia 1914 r. W tym dniu, podobno, jakiś Żyd strzelał do wycofujących się wojsk rosyjskich. Aby zapobiec podobnym sytuacjom, komendant kazał wziąć za zakładników jednego z dwóch Żydów z Zarządu miasta, którego miano rozstrzelać, gdyby sytuacja się powtórzyła. Wzięto Enhorna - ojca wielodzietnej rodziny. Ksiądz Świeykowski, gdy się o tym dowiedział, poszedł do komendanta Szeremetjewa i ofiarował siebie w zamian za zakładnika. Zdumiony taką postawą komendant zwolnił Enhorna, mówiąc, że jest to podarunek dla księdza za jego poświęcenie.
Dopełnieniem jego wielkości było nawet jego odejście z urzędu 31 maja 1920 r. kiedy to złożył rezygnację, gdyż - jak pisał - ,,nie jestem w stanie z sumieniem kapłańskim i polskim pogodzić swego urzędowania, które powszechnie zeszło na niebezpieczne tory”.