Na początku czerwca Rada Miasta przyjęła rezolucję do prezydenta RP, parlamentu i partii w nim zasiadających. Radni wezwali do zakończenia sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego, a do władz miasta zaapelowali o respektowanie wszystkich orzeczeń TK.
Za rezolucją głosowali przedstawiciele PO i prezydenckiego klubu Przyjazny Kraków, a przeciw działacze PiS. Już wtedy w kuluarach mówiło się, że wojewoda będzie chciał zablokować takie posunięcie. I tak się teraz dzieje.
Józef Pilch oczekuje wyjaśnień od rady miasta do 1 lipca. W wstępnej ocenie stwierdził, że samorząd „nie ma kompetencji do podjęcia aktu normatywnego o takiej treści”. Podważa legalność rezolucji powołując się na ustawę o samorządzie gminnym i kompetencjach rady.
- Polityka ponad wszystko! Wojewoda idzie na całość i próbuje podważyć rezolucję Rady Miasta w sprawie Trybunału Konstytucyjnego - ocenia radny Grzegorz Stawowy z PO.
Jak zauważa, wcześniej żaden wojewoda nie zdecydował się na taki krok. Z prostego powodu - rezolucja nie stanowi prawa miejscowego, tylko wyraża opinię i jest głosem samorządu lokalnego w zakresie pozostającym poza jego kompetencjami.
Co ważne, radni po to właśnie zdecydowali się na rezolucję, aby wojewoda nie mógł wszcząć postępowania nadzorczego, tak jak w przypadku uchwał rady miasta. Trudno spodziewać się tutaj jakiegoś rozstrzygnięcia, ponieważ chodzi de facto o poglądy. A te ciężko oceniać pod względem legalności.
Próbowaliśmy się dowiedzieć, co kierowało wojewodą, ale wczoraj nie otrzymaliśmy odpowiedzi od urzędu wojewódzkiego.
- To niebywała sytuacja. Rezolucja nie jest aktem normatywnym, tylko wyrazem woli rady - komentuje Dominik Jaśkowiec (PO), wiceprzewodniczący Rady Miasta. - Decyzja wojewody jest polityczna. Spodziewamy się więc, że rezolucja zostanie uchylona.
Jeśli tak się stanie, to radni PO odwołają się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. - A tam wygramy i wojewoda się skompromituje i ośmieszy - dodaje Jaśkowiec.
Przewodniczący rady miasta Bogusław Kośmider przypomina, że od 1990 r. uchwaliła ponad 490 rezolucji w bardzo rożnych sprawach.
- Było o ustawie aborcyjnej, było o wojnie czeczeńskiej. I nikt nigdy nie zakwestionował prawa rady miasta do wypowiadania się. Owszem, krytykowano, ale nikt nigdy nie zakazywał radzie apelować. Teraz się tego próbuje - zauważa Bogusław Kośmider.
Kwestia rezolucji była fundamentalna dla PO. Potrzebne były jednak głosy klubu prezydenckiego. Jacek Majchrowski i jego radni długo zwodzili PO, z którą są w koalicji. W końcu udało się wypracować taki tekst uchwały, który poparły oba kluby.
Sprawa przez chwilę była tak poważna, że PO rozważała nawet wyjście z koalicji z prezydentem. Z drugiej strony chodziły słuchy, że w wypadku przegłosowania rezolucji PiS zwróci się ku Łukaszowi Gibale i poprze ideę referendum odwoławczego. Rezolucja nie poruszyła jednak radnych PiS, którzy mówili, że to dużo hałasu o nic.