Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna? Pierwsze padną nam komórki

Maria Mazurek
Starcie zacznie się od cyberprzestrzeni. Następnie dojdzie do ataków środkami precyzyjnego rażenia. Potem przyjdzie czas na działania w przestrzeni kosmicznej - prognozuje generał Mieczysław Bieniek. Rozmawia Maria Mazurek.

Rosjanom ponoć wystarczyłyby cztery godziny, by zrównać z ziemią największe polskie miasta.
To bzdura powtarzana przez pseudospecjalistów. To niemożliwe z punktu widzenia operacyjnego i politycznego. Polska ma wystarczającą ilość wojsk operacyjnych, by taki atak odeprzeć. Mamy sporo jednostek w wysokim stanie gotowości. Poza tym zanim Rosja by na nas napadła, musiałaby zgromadzić swoje wojska tuż przy granicy. A tego się tak łatwo nie ukryje: mamy wywiad satelitarny, naziemny, rozpoznanie kosmiczne sojuszu. Bylibyśmy w stanie szybko to wykryć i się przygotować. Nie jest tak, że Polska jest bez NATO bezbronna. Ale jeszcze silniejsza jest z sojusznikami. W razie ataku na Polskę, wojska NATO zjawią się tu w ciągu kilkunastu godzin. Siły powietrzne, a później siły najszybszego reagowania NATO.

W przeszłości też byliśmy związani różnymi sojuszami. A potem zostawaliśmy sami. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Dlaczego mamy ufać NATO? Sojusz jeszcze nie przeszedł prawdziwego sprawdzianu lojalności.

Jak to nie? A Irak, Afganistan? To nie był sprawdzian? 20-30 tys. żołnierzy służących teraz w siłach zbrojnych przeszło przez prawdziwe misje, nie tylko pokojowe, ale i te bojowe, gdzie lała się krew, byli zabici i ranni. Ostatni szczyt NATO potwierdził gotowość sojuszu do utworzenia sił natychmiastowego reagowania. Podkreślam - nie szybkiego, a natychmiastowego. Automatyczna obrona państw członkowskich NATO i ich terytorium zostały potwierdzone jako szkielet, fundament naszego sojuszu. Więc ja wątpliwości co do lojalności Amerykanów i innych państw członkowskich nie mam. I teraz proszę sobie zadać pytanie, jaki Putin miałby cel polityczny w agresji zbrojnej na Polskę? Bo to nie byłaby agresja na Polskę, lecz na 28 państw sojuszu.

Ale czy Putin trzeźwo ocenia cele i realia polityczne? Coraz częściej mówi się, że jest nieobliczalny, że sam nie wie, co robi.
Po pierwsze: Putin ma wokół siebie ludzi, którzy pilnują tej sytuacji. Pilnują, by nie została przekroczona pewna linia, zza której wycofać się już nie można. A i on sam prowadzi do pewnego stopnia grę. Ale ta gra ma granicę i on zdaje sobie z niej sprawę. To wytrawny i zręczny gracz, który analizuje skutki swoich posunięć i ich możliwe konsekwencje.

A nie sprawdza, na ile może sobie pozwolić?
Gra nie idzie o Polskę czy kraje nadbałtyckie. Gra idzie o to, by we wschodniej Ukrainie stworzyć hybrydowy twór zależny od Rosji, Noworosję. I to wszystko, począwszy od operacji na Krymie, skończywszy na dzisiejszych operacjach we wschodniej Ukrainie, do tego zmierza. Wschodnia Ukraina kusi Putina, bo są tam ulokowane największe zakłady przemysłu zbrojeniowego Ukrainy, również te, od których zależy Rosja - produkcja silników do wszelkiego rodzaju śmigłowców rosyjskich, napędów do rakiet międzykontynentalnych. W Ługańsku produkowana jest też amunicja i radary. Poza tym to jest rejon bogaty w minerały, rudę żelaza i węgiel. Uzyskanie kontroli nad tym regionem sprawi, że Rosja w każdym momencie będzie mogła destabilizować sytuację gospodarczą na Ukrainie, nie pozwalając jej wejść do NATO i Unii Europejskiej.

Dziś Ukraina bardziej niż kiedykolwiek chce do NATO.
Tak, ale przecież to jest proces długotrwały. Przecież my też po rozwiązaniu układu warszawskiego przez prawie 10 lat byliśmy w próżni. Przed nimi długa droga, mnóstwo warunków do spełnienia: integralność terytorialna, uzyskanie kontroli cywilnej nad wojskiem, udowodnienie, że nie łamie się tutaj praw człowieka. I wola narodu, która dziś na Ukrainie wciąż jest za mała.

Uda im się w końcu?
Państwo, w którym są konflikty etniczne, a już na pewno takie, które ma u swych granic wojnę, do NATO nie wejdzie. Na razie trudno więc to sobie wyobrazić. Nie wiadomo, komu podlegają bataliony walczące na wschodzie Ukrainy. Czy ukraińskiemu MSW, czy armii? Panuje tam straszny chaos, nie ma spójności działań. Ludzie są podzieleni niemal po połowie - część za Rosją, część za zachodnią Ukrainą. W armii ukraińskiej też jest sporo Rosjan. Trudno, by z zaangażowaniem walczyli o zachowanie suwerenności Ukrainy, gdy potem wracają do domu, do żony Rosjanki, do rosyjskich dzieci. Dlatego tak łatwo oddano flotę krymską: bo wielu kapitanów było rosyjskiego pochodzenia. Tam wszystko jest pomieszane, wieloetniczne, ludzie sami w tym się gubią.

Nie wszyscy Polacy uważają, że powinniśmy wspierać Ukrainę. Starsze pokolenie pamięta jeszcze rzeź wołyńską. Niektórzy myślą: w zasadzie po co nam wolna, suwerenna Ukraina?
A po co Niemcy tak bardzo zabiegali o to, by Polska znalazła się w Unii i NATO?

By ze wszystkich stron być otoczonym krajami sojuszniczymi. Żeby byli bardziej bezpieczni.
Otóż to. Polska od zachodu, południa i północy otoczona jest sojusznikami. Nasz kraj, od zachodu na wschód, od Żagania do Hrubieszowa, to 600 km. Ukraina, państwo wolne i w miarę nam przyjazne, od Lwowa do Doniecka - 1200 km. I teraz zanim wróg dojdzie do granic Polski, musi te 1200 km przejść.

Potrzeba nam strefy buforowej?
Pani nazywa to strefą buforową, ja - głębią operacyjną. Ale chodzi o jedno: w żywotnym interesie Polski jest bezpieczny i przewidywalny sąsiad.

Jak według Pana zakończy się konflikt we wschodniej Ukrainie?
Przewiduję, że działania bojowe ustaną maksymalnie do końca listopada. Nadchodzi okres jesieni i mrozów. Ludzie potrzebują wody, żywności, komunikacji, wywozu śmieci, wypłat, których nie dostają. Są coraz bardziej zmęczeni wojną. I choć spirala nienawiści jest mocno nakręcona, w końcu kurz bitewny opadnie. Tym bardziej że to wojna hybrydowa, to przecież nie jest działanie regularnych armii, nie dochodzi do otwartej konfrontacji ze wsparciem lotnictwa. Szczątkowe oddziały armii rosyjskiej pojawiają się i znikają, niektóre oddziały ukraińskie nie wiadomo komu podlegają. Trwa kampania dezinformacyjna, sporadycznie wykonywane są ataki cybernetyczne. Taka sytuacja nie może trwać długo.

Pytanie: czy ktoś ustąpi?
Myślę, że skończy się na tym, że Rosja wybuduje korytarz lądowy do Krymu, uzależniając od siebie część wschodniej Ukrainy, która na mapie może zostać Ukrainą, ale jednak będzie mocno kontrolowana przez Rosję. W ramach federalizacji bądź częściowej autonomii, zostając jednak w granicach Ukrainy.

Możemy to zaakceptować?
To Ukraina ma zaakceptować, a nie my. Społeczność międzynarodowa nigdy nie uzna aneksji Krymu jako aktu prawnego. W polityce Rosja chce narzucić swoje zasady gry, a nie przestrzega tych ustalonych przez innych. Ale rzeczywistość polityczna według mnie będzie taka, że wschodnia Ukraina będzie pod kontrolą Rosji - w taki a nie inny sposób. Nie sądzę natomiast, by Rosja posunęła się do otwartej okupacji lub wielkoskalowej walki. A i społeczność międzynarodowa tej wielkoskalowej wojny będzie unikać.

Jakby jednak - przy okazji tego lub innego konfliktu - wielkoskalowa wojna się wydarzyła, jak będzie wyglądać?
Zupełnie inaczej niż te, które znamy z lekcji historii. Pamiętajmy, że dziś oprócz przestrzeni lądowej, powietrznej, morskiej i kosmicznej mamy też cyberprzestrzeń. W pierwszej kolejności strat w ludziach czy zagarnięcia terytorium nie będzie. Zacznie się raczej od tego, że przestaną nam działać telefony komórkowe. Będą szwankować systemy bankowe, nie będzie mogła pani dostać się do swoich pieniędzy. Setki tysięcy samolotów lata dziś wokół ziemi, a na wypadek wojny mogą paść systemy kontroli lotniczej. Mogą przestać działać systemy obrony przeciwlotniczej kraju.

A potem?
Następnie dojdzie do ataków środkami precyzyjnego rażenia wystrzeliwanymi z lądu, morza lub z powietrza. Wojna zacznie się też w kolejnej przestrzeni, czyli kosmicznej - gdzie są wszystkie satelity, od których zależy system rozpoznania, łączności, dowodzenia, meteorologii, gps-y. Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny mają możliwość zdjęcia z kosmosu tych satelitów, a przecież rakiety precyzyjne działają właśnie za pomocą rozpoznania satelitarnego z kosmosu. Do tego dojdzie oczywiście to, co dzieje się już teraz przy okazji tego hybrydowego konfliktu - dezinformacja, wojna psychologiczna i informacyjna. Tradycyjny, wielkoformatowy konflikt zbrojny będzie ostatnim etapem tej wojny. Jeśli jeszcze będzie ktoś, kto będzie zdolny do walki.

Co wiesz o Krakowie? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska