Oboje nie przyznali się do winy. Ich proces skończył się przed Sądem Okręgowym w Krakowie. Olkuska prokuratura chce dla kobiety kary 10 lat więzienia, dla jej partnera 5 lat. Wyrok w czwartek. Na ławie oskarżonych zasiadała średniego wzrostu brunetka, 49-letnia Dorota C. karana w przeszłości na osiem i pół roku więzienia za rozbój, rozwiedziona matka trójki dorosłych dzieci, z wykształcenia ekonomistka.
Przed aresztowaniem dorabiała w piekarni i na wykopaliskach archeologicznych. Potwierdziła, że znała z widzenia pokrzywdzonego, 70-letniego Jana T., ale ostatni raz odwiedziła go kilka tygodni przed tragicznym zdarzeniem. Podobnie mówił chudy jak patyk, wysoki, 44-letni, rozwiedziony elektryk Sławomir S.
- Tamtego dnia nie byłem u Jana T. To paranoja, że już ponad rok siedzę za kratkami i nie wiadomo z jakiego powodu, a prawdziwy morderca chodzi po wolności - utyskiwał. Współoskarżona Dorota C. wymieniła nawet nazwisko rzekomego zabójcy. - To kuzyn Haliny P., która jako jedyna osoba obciąża nas swoimi zeznaniami - twierdziła.
Faktycznie Halina P. jest głównym świadkiem oskarżenia Prokuratury Rejonowej w Olkuszu, która prowadziła śledztwo w tej sprawie. Według relacji tego kluczowego świadka 30 stycznia 2009 r. nietrzeźwi oskarżeni zaatakowali Jana T. w jego mieszkaniu w Wolbromiu, żądali od niego pieniędzy, byli wulgarni i agresywni. - Przyćmij gościa- rzuciła Dorota C. do konkubenta i wtedy Sławomir S. miał uderzyć Jana T. młotkiem w głowę, a gdy mężczyzna stracił przytomność przytrzymywał go za szyję i klatkę piersiową. W tym czasie Dorota C. rozpięła spodnie pokrzywdzonemu i nożem wziętym z kredensu odcięła gospodarzowi genitalia. Zabrała mu też nieustalonej wartości banknot.
Halina P., która była świadkiem makabrycznej sceny próbowała protestować, ale Dorota C. nie przebierała w słowach. -Siedź cicho, bo ci nóż wsadzę...- nie dokończyła. Rannego znalazł znajomy, wezwał pogotowie i policję. Mężczyzna zmarł po kilku tygodniach w szpitalu. Dorocie C. postawiono zarzut rozboju i ciężkiego uszkodzenia ciała. Podobnie Sławomirowi S., oboje trafili do aresztu. - Od dawna domagaliśmy się, by prokurator przebadał nas na wykrywaczu kłamstw i dokonał konfrontacji z Haliną P., ale do tej pory bez rezultatu- mówili zgodnie. Narzekali też na działania wolbromskiej policji, która, ich zdaniem, próbowała ich zastraszać, byle tylko przyznali się do winy.
- Oficer dyżurny był dla mnie niemiły, przykuł mnie kajdankami, nie pozwolił usiąść i mówił, że jak podam, że w mieszkaniu Jana T. była też Dorota, to zostanę wypuszczony na wolność - żalił się mężczyzna. Podobnie wypowiadała się o stróżach prawa Dorota C. - Ja nigdy nie składam wyjaśnień na policji, bo oni kręcą. W Wolbromiu jeden z funkcjonariuszy groził, że przywali mi w dziób i obiecywał, że jak się przyznam do winy to dostanę pięć lat, a wyjdę po dwóch. Ja odmówiłam - opowiadała. Obojgu grozi do 12 lat więzienia.