"Wprost" zaznacza, że plotki o Wojciechu Fibaku krążyły już od dawna. Teraz do redakcji trafiło nagranie potwierdzające te rewelacje. Prowokację przeprowadziła Malina Błańska, która skontaktowała się z tenisistą poprzez SMS. "Panie Wojtku, czy może pomaga pan miłym dziewczynom poznać i zarobić przy poznaniu miłych panów? Miła dziewczyna" - napisała. Następnego dnia dostała telefon z nieznanego numeru. "Dobry wieczór, wczoraj dostałem miły SMS..." - mówił Fibak. Wypytał rozmówczynię, czym się zajmuje, gdzie mieszka i skąd wiedziała, by się zwrócić do niego w tej sprawie, a następnie zaprosił ją do swojej galerii na Krakowskim Przedmieściu.
Do spotkania doszło dwa dni po rozmowie telefonicznej. Tenisista już po kilku minutach przeszedł do konkretów. "Mam bardzo fajnego przyjaciela, mieszka w Nowym Jorku. Polak, bardzo skromny, bardzo mądry, miły, fajny (...) To jest pewnego rodzaju wyróżnienie dla ciebie, to jest wyjątkowy człowiek, wyjątkowy. Zaprasza go prezydent, premier, najbogatsi ludzie w Polsce, tacy naj, naj, naj. […] Bardzo człowiek z klasą, jakbyś go poznała, byś grosza za niego nie dała. On tak przeważnie wybiera jakieś miejsca, gdzie coś się dzieje […]" - zachwalał Fibak.
Na kolejne spotkanie z Fibakiem Malina Błańska udała się z koleżanką. Z jej relacji wynika, że tenisista dokładnie ją oglądał. "Kazał mi podnieść ręce. Po chwili próbował mnie pocałować, ale wykręciłam się, mówiąc, że palę papierosy. Złapał mnie dwiema rękami za twarz" - opisywała. Następnie wyjaśnił, jak ma polegać zlecenie. "Mówił, że ten pan X miałby nas gdzieś zabrać i najlepiej, żebyśmy nie prosiły konkretnie o pieniądze, tylko raczej odpowiadały na pytania. Mówił, że jesteśmy miłe dziewczyny i spodobamy się jego kolegom. Widać, że zawodowo podchodził do sprawy (...) Miałam wrażenie, że jestem w takiej fabryce - nie jesteśmy tam pierwsze ani ostatnie" - ocenia koleżanka Maliny Błańskiej.
Gdy Fibak dowiedział się, że padł ofiarą prowokacji, próbował interweniować u redaktora naczelnego tygodnika, zapewniając, że zawsze działał w dobrej wierze i nie brał za swoje pośrednictwo pieniędzy.- Jeżeli chcecie tak, to będzie wojna. Nikomu niepotrzebna, ja mogę jedynie prosić, żeby tego nie [puszczać - red.]. (...) Co ja mogę zrobić, żeby to nie poszło? Obiecuję współpracę do końca życia - stwierdził w rozmowie z Sylwestrem Latkowskim. Redakcja "Wprost" z propozycji nie skorzystała.
Źródło: "Wprost"