Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wreszcie znalazła swe miejsce na ziemi

Halina Gajda
Karolina Górecka porzuciła teatr, by być bliżej swej babci. W Gorlicach chce zapuścić korzenie. Marzy jej się domek.

- Mój teatr to teatr zmysłów, seksualności, rozpoznawania siebie, swoich pragnień i fantazji. To teatr ekstazy, wolności odczuwania, sięganie poprzez sferę cielesną do sfery duchowej - mówi Karolina Górecka, młoda reżyserka, z pochodzenia gorliczanka.

Podczas jednego z jej spektakli, jeden z widzów wstał z krzykiem, że to, co się wyprawia na scenie, to obraza moralności, i domagał się przerwania przedstawienia. - Mój teatr nie jest jednak wymierzony w jakikolwiek zestaw światopoglądowy. Tworząc przedstawienie, nie mam na celu wywołania szoku - zapewnia.

Babcia to dla niej źródło bezwarunkowej miłości

Karolina - z urodzenia gorliczanka, z wyboru - kobieta świata: reżyserka, aktorka, ale po trosze również filozofka. Absolwenta łódzkiej filmówki i krakowskiej szkoły teatralnej. Miała pięć lat, gdy opuściła rodzinne miasto. Teraz wróciła. Trochę do korzeni, trochę po to, by znaleźć tu swoje miejsce na ziemi, a najbardziej do 97-letniej babci. - To ona mnie wychowała - wyznaje.

Babcia kojarzy się jej przede wszystkim z kuchnią. - Swoją miłość do mnie, do rodziny przejawiała właśnie w gotowaniu dla nas - opowiada. - Do dzisiaj czuję smak jej pierogów ruskich, takich z dużą ilością smażonej cebulki i pieprzu - dodaje z uśmiechem.

Wracała do babci, nawet gdy studiowała i brakowało jej na wszystko czasu. - Przyjeżdżałam po dawkę bezwarunkowej miłości, takiej bez żadnego „ale”. Miłości, która dawała poczucie bezpieczeństwa - mówi Karolina. Żartobliwie dodaje, że babcia była zawsze jak samolot, potrafiła zajmować się wieloma sprawami równocześnie - dodaje. - Dla babci jestem takim trochę dziwadłem. Czasem podpowiada mi, że powinnam już wreszcie mieć rodzinę, dzieci - zdradza. - Ale nawet jak krytykuje, to wiem, że z troski i miłości - dodaje.


Do reżyserii droga wiodła poprzez filozofię

Karolina to niepokorna dusza, szybko poszła w swoją stronę. - Nie było żadnych rodzinnych instrukcji, podtrzymywania tradycji - stwierdza. Mimo wszystko poszukiwania chwilę jej zajęły. Zahaczyła między innymi o filozofię. Na egzamin poszła w kwiecistej sukience i słomkowym kapeluszu. Komisja z lekka oniemiała. Dostała pytania z dziedziny ekologii. Znajomością tematu zamknęła usta egzaminatorom. Dostała się. - Półtora roku później uznałam, że nie mogę zgodzić się z teorią, że najważniejszym zadaniem człowieka jest myślenie - mówi z rozbrajającą szczerością. - Dla mnie o wiele ważniejsza jest potrzeba odczuwania - mówi.

Wróciła do źródeł, do reżyserii teatralnej.

Barcelona jak koło ratunkowe

Ceni wolność wypowiedzi i w sposób otwarty podejmuje trudne społecznie tematy. Za otwartość na ludzką cielesność omal nie zapłaciła wyrzuceniem ze szkoły teatralnej. - W szkole teatralnej, mając za pedagogów tak wybitne osoby, jak między innymi Krystian Lupa, jeszcze bardziej rozpuściłam cugle. Niestety nie wszystkim się to podobało i w końcu dostałam po głowie - opowiada.

Na jedym z egzaminacyjnych spektakli licznie zgromadzona publiczność została wyproszona sprzed drzwi. - To była dla mnie dobra lekcja na temat pozornej wolności wypowiedzi, jaka panuje nawet wśród ludzi uważających się za światłych - komentuje gorzko.

Przed wyrzuceniem ze szkoły uratował ją wyjazd na stypendium w Barcelonie. Hiszpanie okazali się, jak się zresztą spodziewała, bardziej wyrozumiali. Tam, w Instituto de Teatro, wzięła na tapetę „Lulu” niemieckiego pisarza Franka Wedekinda. Tytułowa Lulu to dziewczynka wychowana jako zwierzę cyrku. Jest bezbronna, niewinna, ale umiejętnie wciąga mężczyzn w świat seksualności, nad którym nie panują.

Karolina skąpała to wszystko w dosłownej chwilami cielesności. - W teatrze chcę pokazać przejście między ciałem a duchem. Nie traktuję zmysłowości jako tematu tabu, ale jako bazę, swoisty papierek lakmusowy, poprzez który można poznać człowieka. Wystarczy skłonić go, by opowiedział o swoich fantazjach - mówi z powagą. - Przecież nasza zmysłowość to dar dla nas - dodaje.

Scena w wielkim okrągłym łóżku

O ile Hiszpanie entuzjastycznie przyjęli jej pojmowanie teatru, w kraju bywało inaczej. Burza wisiała w powietrzu, gdy tylko wzięła na tapetę „Niebezpieczne związki” Choderlosa de Laclosa w interpretacji Heinera Müllera. „Kwartet”, bo taki tytuł nosiła wyreżyserowana przez nią sztuka, szybko stała się dla wielu emocjonalną pożywką. Zaczęło się już od samej scenografii - Karolina wymyśliła, że cała akcja będzie rozgrywała się w wielkim okrągłym łóżku. - Bohaterowie to para kochanków, która szuka siebie, jednocześnie gubiąc się nawzajem, a jedynym sposobem na okazanie uczuć są krótkie, aczkolwiek intensywne zbliżenia - mówi.

To właśnie podczas tego spektaklu jeden z widzów wstał, żądając przerwania sztuki. - Na szczęście dla mnie, reszta widzów była bardziej zainteresowana przesłaniem przedstawienia, niż obroną pewnej wersji moralności - cieszy się.

Warsztaty z kobiecego punktu widzenia

Ostatecznie Karolina rozwiodła się z teatrem. - Pisałam różne projekty, wysyłałam do teatrów, ale bez większego odzewu - mówi szczerze. - Nie chodzi o to, że obraziłam się na sztukę, ale o to, że nie chcę robić tego, co jest trendy - demaskować naszych wad, wytykać błędów, moralizować. Chcę robić pozytywną sztukę, taką, by widz nie wychodził ze spektaklu zdołowany - podkreśla. - Na pozytywne wrażenia nie ma na razie jednak zapotrzebowania - podsumowuje smutno.

Znalazła więc dla siebie inną drogę. Można powiedzieć, że kobiecą. - Przez przypadek natknęłam się na wywiad z kobietą, która doświadczyła śmierci klinicznej. Po wyjściu z ciała, napotkane istoty świetliste zadały jej dwa pytania: jakim byłaś człowiekiem, co zrobiłaś w życiu dla siebie? O ile na pierwsze pytanie odpowiedź przyszła w miarę łatwo, to z drugim miała już niejaki problem, okazało się bowiem, że niewiele - opowiada dalej.

Kobieta zdała sobie sprawę, iż nikt nigdy nie powiedział jej, że robienie czegoś dla siebie jest taką samą wartością, jak praca na rzecz innych. - Jako kobiety nie oszczędzamy się w pracy, ponieważ czujemy się odpowiedzialne. Odpowiedzialne za najbliższych, odpowiedzialne za powierzone nam zadania - mówi pani Karolina.

Tak narodził się jej pomysł na warsztaty dla kobiet. - Ponieważ jako kobiety jesteśmy niewyczerpalnym źródłem bezwarunkowej miłości, trzeba nam tą miłością objąć również siebie - przekonuje.

Dopracowuje szczegóły, szuka partnerów, ale i pieniędzy na ich poprowadzenie. Pierwsze próby ma już za sobą. Marzy jeszcze o własnym gospodarstwie, w którym mają znaleźć schronienie zwierzęta uratowane z rzeźni. Zresztą, od ósmego roku życia jest wegetarianką, miłośniczką kuchni indyjskiej. - Nie mówię sobie - kiedyś mi się uda, tylko robię wszystko, by się udało jak najszybciej - śmieje się.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska