Nie takie łatwe ścianki
Do celu około 4,6 km. Szeroki, mocno ubity trakt, prawie pusty. W tych dość niezwykłych czasach w górach to rzadkość, ale i wielka przyjemność.
Im wyżej, tym rozleglejsze widoki. Już nie tylko na najbliższe, soczystą zielenią pokryte polany, ale także co wyższe szczyty. Ciszę przerywają tylko ptasie trele…
Przed nami pierwsza „ścianka”.
- Miało być lekko pod górę, a jest stromo i bardzo ślisko - wyraźnie poirytowany głos dziewczyny dobiega zza zakrętu. - Nie mogę tchu złapać, ledwo stoję, nogi mi się trzęsą - po chwili dodała.
Potwornie zmęczona, oparta o drzewo, z niepokojem wpatrywała się przed siebie, na kamienisty, stromo wznoszący się szlak.
- Tu jest ścieżka dla rowerów? - z niedowierzeniem wykrztusiła, gdy minęło ją dwoje rowerzystów. - Tu nie da się wyjść, a oni wjeżdżają? To jakieś szaleństwo!
- Odpoczniemy chwilę. Już niedaleko. Będzie lżej - przekonywał jej współtowarzysz. Zapomniał tylko dodać, że te „parę kroków” to, co najmniej 3,5 km marszu oraz kilkaset metrów przewyższenia.
Gorc z wieżą
Gorc, znany też jako Gorc Kamienicki, wypiętrza się na 1228 m n.p.m. Gdyby spojrzeć na niego z lotu ptaka, to ujrzelibyśmy niewielką kamienistą „łysinę” otoczoną malowniczym wianuszkiem dość rzadkich, częściowo uschniętych świerków.
Niewątpliwą urodę jego rozległych, pofałdowanych stoków mocno podkreślają polany - zarówno te wielkie, jaki i te małe oazy w morzu zieleni. Nie tylko Gorc Kamienicki, Gorc Młynieński czy Gorc Gorcowski, ale również Świnkówka czy Ustępne. Na nich to wypasano liczne stada owiec i krów, koszono trawę, suszono siano, uprawiano zboże, sadzonko ziemniaki... Teraz, coraz częściej, natura - piędź po piędzi - zabiera to, co wydarto jej ogniem, piłami i siekierami.
Niegdyś na Gorcu stała drewniana wieża triangulacyjna, dzisiaj w tym miejscu wznosi się solidna wieża widokowa (od 2015 r.). Gdy pogoda jest piękna bez problemu można z niej dostrzec oczywiście Gorce, ale też Beskid Wyspowy, Pieniny, Góry Lewockie, Magurę Spiską i Tatry, także Pogórze Ciężkowickie, Beskid Niski, Beskid Sądecki, a niektórzy twierdzą, że również Kraków.
- O Jezu - tylko tyle wykrztusiła krakowianka, którą spotkaliśmy na początku szlaku. Po blisko trzech godzinach mozolnego marszu stanęła na szczycie. Gdy minęło kolejnych kilkanaście minut wdrapała się na wieżę.
- O Jezu - tym razem był to okrzyk pełen zachwytu. - Było masakrycznie ciężko, ale teraz jest cudownie - wyszeptała, wpatrując się w tatrzańskie granie.
