Najbardziej jednak frapują prognozy dotyczące Krakowa. O ile bowiem w niektórych miastach, na przykład w Sosnowcu, Kielcach czy Łodzi, za dwadzieścia parę lat żyć będzie zdaniem GUS o ponad 20 proc. mniej mieszkańców niż dziś, to w Krakowie superata. Więcej o blisko 13 tysięcy krakusów! Drobiazgowo obliczono, że w naszym grodzie mieszkać będzie wtedy 769 tys. 95 ludzi. Ciekawe, z czego wynika ten optymizm demografów, bo chyba nie czerpią go z deklaracji dzisiejszych kilkulatków, od których przyszłych starań zależeć będzie wynik.
Jeśli prawdą jest, że rodziny mają chęć szczerą powiększać się w przypływie dobrobytu, to wiadomość o krakowskim wyżu w 2035 roku tylko cieszy. Gorzej, gdyby spełnienie się tej prognozy miało wynikać z biedy i zacofania. W wyniku głębokiego przywiązania do wariantu optymistycznego zakładam i zapowiadam, że w Małopolsce zapanuje dobrobyt, nie będzie grupowych zwolnień i nie zabraknie rąk do opieki nad starcami i dziećmi. Gdyby ktoś chciał wątpić w te słowa, to niech lepiej nie polemizuje z prognozami GUS-u, a wyjdzie im naprzeciw. Skoro do 2035 roku zostało ponad dwadzieścia lat, to są nawet szanse, by przewidywania statystyków, niczym plan pięcioletni, przeskoczyć i przekroczyć.
Skandaliczna obsługa kibiców - Wisła Kraków przeprasza - przeczytaj!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!