- To przykład na to, że jak się ma znajomości, to można nawet zatuszować tak poważną sprawę. Ciekawe, co jeszcze szefostwo kopalni ukrywa, co nie wyszło na światło dzienne - komentuje górnik, który zaalarmował naszą redakcję.
Postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się sprawie i dowiedzieć się, ile w tym jest prawdy.
Okazało się, że trzej mężczyźni: główny górniczy do spraw przodków, główny górniczy do spraw przygotowania produkcji oraz główny inżynier górniczy do spraw ścian, którzy zostali zwolnieni w KWK Brzeszcze, zostali zatrudnieni w Przedsiębiorstwie Robót Górniczych w Mysłowicach. Dokładnie pracują w kopalni Janina w Libiążu, gdzie ich firma wykonuje usługi.
Dzwonimy na kopalnię. Odbiera kobieta, a kiedy pytamy o jednego z niedawno zatrudnionych pracowników, podaje nam numer do właściwego gabinetu. To biuro nadsztygarów i kierowników robót. Ktoś odbiera. Okazuje się, że to jeden z nowo zatrudnionych. - Jak pan skomentuje to, że po zwolnieniu za pijaństwo w kopalni po kilku tygodniach znalazł pan podobną posadę w innej kopalni? - pytamy. - Wcale nie jest lekko. Odczuwamy konsekwencje tego, co się wydarzyło cały czas - mówi. - Wiem, że ludzie gadają, ale proszę mi wierzyć, pieniądze to nie wszystko i nie zastąpią utraty zaufania. To najsurowsza kara - mówi jednym ciągiem i kończy rozmowę.
W brzeszczańskiej kopalni wre. Firma boryka się z ogromnymi problemami finansowymi i grozi jej zamknięcie. Zwykli górnicy boją się, że nie znajdą pracy, a tu zwolnieni dyscyplinarnie mają ją od ręki. - Najgorzej ma ten, który ich nakrył, bo wszyscy mają pretensje, że poruszył kupę, która teraz śmierdzi - mówi jeden z górników spotkany pod kopalnią w Brzeszczach w środę po południu. - Wiadomo było, że tej trójce nikt nic nie zrobi, bo "siedzieli" na zbyt wysokich stołkach. Tam są układy i sami swoi, którzy nie dadzą sobie krzywdy zrobić - twierdził zdenerwowany.
Rzecznik Kompanii Węglowej, pod którą podlega KWK Brzeszcze, nie chce komentować sprawy. - Nie mogę ujawnić, czy zwolnieni dyscyplinarnie pracownicy są obecnie gdzieś zatrudnieni i na jakich stanowiskach, ponieważ zaraz nam się posypią pozwy sądowe - mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej. - Mogę powiedzieć tylko, że faktycznie zostali zwolnieni dyscyplinarnie. Reszta to sprawa wewnętrzna firmy - wyjaśnia.
O komentarz poprosiliśmy związki zawodowe działające w kopalni w Brzeszczach. - Doszły nas słuchy o zatrudnieniu, ale nie chcę tego nawet komentować - mówi Waldemar Wolant, szef ZW "Sierpień 80". - Mamy poważniejsze problemy, musimy bronić swoich miejsc pracy. Tym się teraz martwię - dodaje.
Górnicy, których zakład pracy od dawna jest nierentowny, w maju mieli przestój w wydobyciu węgla. Przez ten czas część z nich nie mogła pracować. W ciągu pięciu dni każdy z nich stracił na wypłacie około 800 złotych brutto. - Najbardziej denerwuje nas to, że nikogo nie interesują górnicy, którzy są sercem tej kopani, zjeżdżają pod ziemię - mówi Adam, górnik z 20-letnim doświadczeniem. - Tacy jak ci zwolnieni dostają od sześciu do siedmiu tys. zł miesięcznej pensji. Może im tak poobcinać parę złotych, to od razu zakład stanie na nogi - irytuje się mężczyzna.
Przypomnijmy jak było ze zwolnieniem. Połowa września. Trzech kierowników siedzi z butelką wódki w gabinecie. Oblewają sukces jednego z nich. Libacja trwa, gdy nagle do gabinetu wchodzi górnik. Kierownictwo zdenerwowane faktem, że ktoś im przerywa, obrzuca wulgaryzmami pracownika i wyrzuca za drzwi. Ten zawiadamia ochronę. Sprawy nie da się już załagodzić. Mężczyzn przebadano alkomatem. Wynik nie pozostawiał złudzeń.
Górnicy z Brzeszcz dmuchają w alkomat na bramie, gdy ochroniarz zauważy, że są "w niewyraźnym stanie". W miesiącu jest ok.tysiąca kontroli. We wrześniu ub. roku kontroli było 80o. Ilu było pijanych pracowników, nie wiadomo.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
