Na łodzi płynęło 18 osób. Sterujący nią wpłyną na kamienie w efekcie czego łódź przechyliła się i zalała wodą. - Nie wpadliśmy do wody, ale się zamoczyliśmy i nasze rzeczy, bo łódź zalały fale - opowiada Anna Nowak, turysta z Warszawy, która była jedną z pasażerek. - Flisak, z którym płynęliśmy, uderzył w kamienie, bo próbował wyminąć kajak, który płynął obok nas. Łódź osiadła na mieliźnie. Musieliśmy z niej wyjść. Pomagali nam inni polscy turyści, którzy to widzieli - opowiada.
Nikomu na szczęście nic się nie stało.
- To skrajna nieodpowiedzialność, która niestety zdarza się niemal codziennie - mówi Jan Sienkiewicz, prezes stowarzyszenia flisaków w Polsce. - Na łodzi było aż 18 osób, podczas gdy powinno być maksymalnie 12. Poza tym sterował nią człowiek kompletnie niedoświadczony, który nie zauważył kamieni. Dobrze, że nikomu nic się nie stało. Ale to wina samych turystów. Łakomią się na tańsze spływy, ale nie biorą pod uwagę kwestii bezpieczeństwa.
Sienkiewicz dodaje, że niestety po słowackiej stronie nikt nie pilnuje przewozów po Dunajcu. - Nie ma tam takiego stowarzyszenia jak u nas, nie ma kontroli, nie ma szkoleń. Jest może 15-20 doświadczonych flisaków, którzy cały czas wykonują ten zawód. Gdy jednak przychodzi sezon, na Dunajec wypływa w sumie 50-60 łodzi, którymi sterują ludzie nawet nieletni, uczniowie, czy studenci, którzy chcą sobie dorobić - mówi prezes polskich flisaków.