W deszczowy piątkowy wieczór 24-letni Stanisław z Andrzejówki (gm. Muszyna) śmiał się i żartował z kolegami pod sklepem. W pewnym momencie odłączył się od grupy i pobiegł do domu. Chwycił kluczyki do volskwagena polo ojca i odjechał, zanim ten zdążył zareagować. Kilka minut później już nie żył.
Na krętej drodze, będącej częścią tzw. pętli popradzkiej, volkswagen prawdopodobnie zjechał na przeciwległy pas ruchu i zderzył się z ciężarowym mercedesem. Siła uderzenia odrzuciła osobowe auto do rowu. Było zupełnie zmiażdżone.
- Gdy przyjechałem na miejsce wypadku strażacy właśnie odcinali dach, żeby się dostać do kierowcy - opowiada jeden ze znajomych 24-latka. - Widząc w jakim stanie jest auto wiedziałem, że Staszek żywy z tego wypadku nie wyjdzie.
Wieści o tragedii, która rozegrała się w Miliku, niecałe sześć kilometrów od Andrzejówki, lotem błyskawicy rozeszła się po wsi. Mężczyźni stojący pod sklepem, zaczęli płakać.
Jeszcze kilka minut wcześniej rozmawiali z 23-latkiem. Odchodząc wspominał, że chce się koniecznie spotkać z dziewczyną, mieszkającą w Muszynie.
- Całe życie w naszej niewielkiej wsi koncentruje się przed sklepem - wyjaśnia sołtys Andrzejówki Piotr Jakiel. - Ludzie się tam spotykają, żartują. Zawsze można kogoś spotkać. Nie mieści mi się w głowie, że Stanisława już tam nigdy nie zobaczę.
24-latek chciał się ustatkować. Nie bał się ciężkiej pracy.
Kilka lat pracował jako kelner i barman w jednym z lokali w Muszynie. Potem zmienił branżę i zatrudnił się w firmie budowlanej. Wyjeżdżał z Andrzejówki na pięć dni, wracał na weekendy. Ten miniony okazał się być jego ostatnim.
Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi sądecka policja, a nadzoruje je Prokuratura Rejonowa w Muszynie.
- Na tym etapie postępowania trudno określić, jakie były okoliczności i przyczyny wypadku - zastrzega Aleksandra Noga, prokurator rejonowy w Muszynie.
Brygadier Arkadiusz Nosal z nowosądeckiej Państwowej Straży Pożarnej podkreśla, że akcja ratunkowa był trudna.
Kierowca został zakleszczony we wraku, więc trzeba było wyciąć dach, by go stamtąd wydobyć.
– Strażacy nie mogli nawet sprawdzić czynności życiowych rannego, więc musieli działać szybko, żeby się do niego dostać - mówi bryg. Nosal. - Mężczyzna zmarł po przeniesieniu go do karetki.
W poniedziałek miała być przeprowadzona sekcja zwłok 24-latka. Jego koledzy codziennie sprawdzają czy pojawi się klepsydra z datą pogrzebu. W najbliższy weekend planowali rozegrać mecz na boisku nad Popradem. 24-latek, jak zwykle, miał stanąć na bramce. W sobotę będzie pusta.
WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE "CO TY WIESZ O ZASADACH GRY W PIŁKĘ NOŻNĄ?"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!