- Próbowałem odbić w bok, ale zderzenia nie udało się uniknąć - opowiada 50-letni kierowca autobusa Kazimierz Karp. - Gdybym jednak tego nie zrobił, to osobówka zostałaby wciągnięta pod koła.
W busie prywatnego przewoźnika z Boguszy jechało 30 pasażerów. Kurs był z Florynki do Nowego Sącza, więc w zasadzie byli już na miejscu. W momencie uderzenia z siedzenia spadł chłopiec w wieku szkolnym. Potoczył się na schody i doznał niegroźnego urazu głowy. Po opatrzeniu przez lekarza pogotowia wrócił do domu. Mniej szczęścia miała dwójka dzieci podróżujących hondą. 7-letni chłopiec, raniony odłamkami rozbitej szyby w głowę, trafił na oddział chirurgiczny dla dzieci nowosądeckiego szpitala. Jego 9-letnia koleżanka, córka kierującej hondą, jest w poważniejszym stanie. Ma przecięte czoło i wstrząśnienie mózgu. Ponieważ w wypadku straciła przytomność, będzie musiała zostać w szpitalu na dłuższej obserwacji.
- Jej rana wymaga szycia w znieczuleniu ogólnym - zapowiada ordynator oddziału dr Andrzej Kohman. - Wstrzymamy się z tym jednak do momentu, w którym będziemy mieli pewność, że poza wstrząśnieniem mózgu dziewczynka nie ma poważniejszych obrażeń.
Krótko po wypadku przy dziewięciolatce leżącej na szpitalnym łóżku czuwała zdenerwowana babcia. Trzymała wnuczkę za rączkę i ubolewała, że dziecku nie wolno ani jeść, ani pić. - Lekarze tłumaczą, że gdyby wymiotowała, to nie wiedzieliby czy to od jedzenia czy urazu głowy - mówi babcia 9-latki. - Poza tym czeka ją narkoza i zabieg, więc musi być na czczo.
Kierująca hondą kobieta wyszła z wypadu bez szwanku. Ukarano ją mandatem. Twierdziła, że oślepiło ją słońce i nie widziała nadjeżdżającego autobusu.
- Dobrze, że wszystko skończyło się w sumie niegroźnymi obrażeniami - cieszy się dr Kohman. - Przy bocznym uderzeniu pasażerowie są narażeni na wielką siłę uderzenia.
Wypadek mocno przeżył kierowca busa. Prawo jazdy ma od 1981 r. Nigdy dotąd nie uczestniczył w poważniejszym zdarzeniu drogowym. Jego szef Wojciech Kmak, właściciel firmy Usługi Transportowe Vojtex z Boguszy, podkreśla, że kierowca wiozący rano pasażerów z Florynki ma w firmie dobrą opinię.
- Słyszałem, że w busie uszkodzony jest przód i bok, ale nie myślę teraz o szacowaniu strat - mówi Wojciech Kmak. - Dla mnie najważniejsze jest, że w wypadku nie ucierpieli ani pasażerowie, ani nasz kierowca. To ludzie, nie sprzęt, są najważniejsi.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+