Leszek Jodliński stracił posadę szefa Muzeum Śląskiego po sporze o sposób, w jaki przygotowywał tam wystawę o historii regionu. Przeciwnicy zarzucali mu, że chce pokazać w zbyt dużym wymiarze pozytywny wpływ Niemiec na rozwój Śląska, a zmarginalizować związki z Polską.
Teraz prezydent Krakowa, Jacek Majchrowski, chce obsadzić go na fotelu szefa Muzeum Armii Krajowej. Bez konkursu. Mało tego - przedstawił tę kandydaturę zarządowi Małopolski (nad muzeum pieczę sprawuje zarówno gmina, jak i województwo) bez konsultacji z kombatantami.
Jerzy Bukowski, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych wskazuje, że żyjący jeszcze żołnierze AK nie mogą zrozumieć takiego braku szacunku. - To muzeum, które zostało stworzone ku pamięci tych ludzi i w większości dzięki ich darom. To są ich pamiątki z czasów wojny, przechowywane, mimo ryzyka, przez lata komunizmu. Nie po to oddawali je do muzeum, by nikt nie liczył się z ich zdaniem. To kuriozum - wskazuje Bukowski.
Zarząd województwa kandydaturę Jodlińskiego przyjął.
- Ten człowiek budzi emocje, ale ma spory dorobek, nie widzieliśmy więc powodu, by tę kandydaturę blokować. Choć ostateczną decyzję podejmią radni województwa - mówi Marek Sowa, marszałek Małopolski. Dodaje, że prezydent Majchrowski zaproponował zarządowi, aby muzeum całkowicie przeszło pod skrzydła miasta.
- To racjonalna propozycja - kwituje marszałek. Nie wszystkim jednak, nawet we władzach województwa, tak się wydaje. Kazimierz Barczyk, wiceprzewodniczący sejmiku, twierdzi, że to kiepski pomysł. - Jestem też zdziwiony, że prezydent wskazuje kandydata bez porozumienia z Radą Muzeum, bez konsultacji. Czemu nie skorzystał z przejrzystej formy wyłonienia dyrektora, czyli z konkursu? - pyta.
Sam prezydent, ustami rzeczniczki Moniki Chylaszek, twierdzi, że może, za zgodą Ministerstwa Kultury, konkurs pominąć, a z kombatantami jeszcze porozmawia. - Jodliński zrobił dobre wrażenie w konkursie na szefa Bunkra Sztuki, choć wtedy posady nie dostał. Co do przygotowanej przed niego wystawy na Śląsku, mamy sygnał, że był to pretekest, a nie powód zwolnienia. Chodziło o konflikty personalne na tle politycznym. Poza tym nie szukamy kogoś, kto stworzy nową narrację, będzie przygotowywał wystawę, bo wystawa już tam jest. Szukamy menadżera - mówi Chylaszek.