- Za każdym razem, kiedy karetka dostaje wezwanie poza granice powiatu nowosądeckiego, boimy się, co będzie, jeśli na miejscu coś się stanie przez najbliższe pół godziny - dodaje dyrektor Zygmunt.
Deficyt karetek w sądeckim pogotowiu najdobitniej ujawnił się w ostatnich dniach. Do wezwań o pomoc dyspozytorzy musieli wysyłać nawet wozy strażackie. Tydzień temu brakło karetki, aby wysłać pomoc do mężczyzny, który z urazem nogi przez pół godziny leżał w śniegu przy ulicy 29 Listopada. Pomocy udzieliła mu w końcu straż pożarna. Trzy dni później znów zabrakło karetki - tym razem w dramatycznych okolicznościach. W sądeckiej poradni zdrowia psychicznego trzeba było reanimować 56-letniego mężczyznę. Do pacjenta z niewyczuwalnym tętnem znów wysłano strażaków. Przyjechali z defibrylatorem i wspólnie z obsługą przychodni ratowali życie umierającego człowieka aż do przyjazdu kartki. Nie udało się. Mężczyzna zmarł.
- Nie można mieć pretensji ani do dyspozytorów z Tarnowa, ani do strażaków - mówi Józef Zygmunt. - Jedni i drudzy zrobili, co do nich należy, ale trzeba powiedzieć wprost: straż pożarna w tak poważnych przypadkach nie udzieli pomocy w sposób, w jaki potrafi to zrobić tylko zespół ratowniczy pogotowia z lekarzem. Może on bowiem posłużyć się swoją wiedzą, zdiagnozować przypadek, błyskawicznie zalecić podanie leku.
Szef sądeckiego pogotowia twierdzi, że lepiej radzono sobie, gdy dyspozytornia była na miejscu. Dokładnie orientowano się, gdzie są zespoły ratownicze, do jakich przypadków pojechały. Można było w krytycznych sytuacjach podjąć decyzję, aby po wstępnym zaopatrzeniu lżejszych przypadków karetka niezwłocznie pojechała tam, gdzie jest pilnie potrzebna.
- Złamana noga może poczekać - dodaje Zygmunt.
Po śmierci 56-latka, dla którego brakło karetki, sądecki poseł Arkadiusz Mularczyk złożył zawiadomienie do prokuratury.
- To zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez urzędników, którzy podejmowali decyzję w sprawie reorganizacji ratownictwa w Małopolsce. To kuriozalne, aby na wezwanie związane z potrzebą reanimacji jechali strażacy - zauważa Mularczyk.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+