Jewhen Konoplanka występował przez kilka lat w Sevilli i Schalke 04 Gelsenkirchen, ale był czas, gdy mógł przebierać w ofertach z Premier League. Ogromne zainteresowanie jego osobą podsyciła świetna postawa i gol w zremisowanym 1:1 spotkaniu eliminacji mistrzostw świata Ukrainy z Anglią na Wembley we wrześniu 2012 roku.
Lista klubów z najlepszej ligi świata, która ustawiła się w kolejce po Ukraińca dwa lata później była długa, a otwierał ją Liverpool. Brendan Rodgers, ówczesny menedżer The Reds, nie mógł się nachwalić skrzydłowego Dnipro. Działacze klubu wzięli się więc ostro do pracy.
W złotej klatce Kołomojskiego
Desperacja liverpoolczyków ujawniła się w ostatnim dniu okna transferowego. Sprawa domknięcia transakcji wydawała się oczywista – według niektórych źródeł Konoplanka miał w kontrakcie wpisaną klauzulę odstępnego, która wynosiła 16 milionów funtów, a którą Liverpool gotów był zapłacić. Co więcej, sam Ukrainiec doszedł do porozumienia z klubem w kwestii indywidualnego kontraktu, co łatwe nie było, bo początkowo żądał aż 100 tysięcy funtów tygodniowo. Piłkarz przeszedł testy medyczne, a ponieważ rozmowy przez telefon przeciągały się, angielska delegacja na czele z dyrektorem wykonawczym Ianem Ayre wsiadła do prywatnego odrzutowca i poleciała do Dniepra (Dniepropetrowska).
A tam zaczęły się schody. Miejscowy oligarcha, właściciel Dnipro Ihor Kołomojski, ani myślał rezygnować z Konoplanki. Na miliarderze kilkanaście milionów funtów nie robiło wielkiego wrażenia. On miał ogromne sportowe ambicje, do realizacji których 24-latek wydawał mu się niezbędny. Anglicy negocjowali ostatniego dnia do godziny 23. Daremnie. Wsiedli w samolot i wrócili z niczym.
Oliver Cabrera, właściciel agencji OML Sports and Marketing, która reprezentowała Konoplankę, wyjaśnił przyczyny fiaska negocjacji w rozmowie z dziennikarzem „The Guardian”: - Mamy bardzo dobre relacje z panem Kołomojskim, a on nie chciał sprzedawać piłkarza. Yewhen i jego ojciec szanują to, dlatego transfer okazał się niemożliwy.
Andrij Stecenko sprzedał miejscowym mediom nieco inną wersję.
- Nie zaakceptowali kwoty, którą im przedstawiliśmy. Przylecieli do nas prywatnym samolotem, by zrobić na nas wrażenie, co świadczy o ich poważnych zamiarach. Ale Dnipro nie zamierzało spuszczać z ceny, więc do transferu nie doszło – cytował prezesa klubu ukraiński portal ua.tribuna.com.
Dla Liverpoolu było to kolejne z serii transferowych niepowodzeń, po tym, jak nie udało się ściągnąć na Anfield Road Henricha Mchitariana, Diego Costy, Williana i Mohameda Salaha (Egipcjanin ostatecznie trafił do The Reds okrężną drogą, bo najpierw wybrał ofertę Chelsea, a stamtąd odszedł do Fiorentiny i Romy, skąd wrócił na Wyspy i gra w barwach Czerwonych do dziś).
Czy Konoplanka żałował takiego finiszu negocjacji przed ośmioma laty? Niekoniecznie. Wkrótce potem Dnipro Dniepropetrowsk z nim w składzie dotarło do finału Ligi Europy, ulegając na Stadionie Narodowym w Warszawie po bardzo dobrym meczu Sevilli 2:3. Liczył, że jego wartość jeszcze wzrośnie.
Obserwowany przez Mourinho
Był uznawany za jednego z najbardziej obiecujących skrzydłowych na świecie, a poza Liverpoolem (który za Rodgersa nie odnosił sukcesów), starały się o niego także Tottenham, West Ham, Stoke... Z propozycji tych ostatnich Konoplanka nieco sobie nawet dworował, licząc, że do gry wejdą prawdziwi giganci.
Ale nie weszli. Latem 2015 roku Ukrainiec musiał więc zadowolić się ofertą z Sevilli, której napsuł krwi w finale LE. Przystał na nią, aczkolwiek wciąż był pod angielską obserwacją. Tym razem przymiarkę do niego zrobił sam Jose Mourinho. Ówczesny coach Chelsea wybrał się do Kijowa, by obejrzeć piłkarza w meczu Ukrainy z Hiszpanią. Fakt ten ujawnił na łamach „Daily Mail” Mircea Lucescu, trener Szachtara Donieck. Dodał jednak, że pierwszym wyborem dla Portugalczyka byli Andrij Jarmołenko i Alex Teixeira.
Konoplanka został więc w Andaluzji, a rok później znów był w finale Ligi Europy, tym razem mierząc się z… Liverpoolem. Wprawdzie mecz przesiedział na ławce rezerwowych, lecz mógł się poczuć zwycięzcą.
Konoplanka: Nasz trener jest tchórzem
Z przekonaniem, że dobrze wybrał nie żył zbyt długo. Nowy trener Sevilli Jorge Sampaoli nie widział go w składzie i wypożyczył go do Schalke. Tam szybko popadł w konflikt z Markusem Weinzierlem, publicznie nazywając go tchórzem.
- Jeśli nadal pozostanie trenerem, Schalke spadnie z Bundesligi – zawyrokował piłkarz. W rozmowie toczonej przy pomocy internetowego translatora szkoleniowiec odparł, że po tych słowach powinien sobie poszukać nowego klubu. Na co Konoplanka odparował: Naprawdę sądzisz, że zostaniesz tu dłużej niż ja?
Poszło o to, że Weinzierl rzekomo poinformował Ukraińca o tym, iż nie wiąże z nim planów na przyszłość, w mało elegancki sposób.
- Jeśli ktoś chce się pozbyć piłkarza, na którego wydaje się 15 milionów euro, to ten piłkarz oczekuje wyjaśnień, by to zrozumieć i dojść do porozumienia. A on mi poświęcił tylko minutę – stwierdził Konoplanka cytowany przez portal sport1.de.
Wkrótce potem Weinzierl został zwolniony. A nowy szkoleniowiec Domenico Tedesco zaczął stawiać na Ukraińca i Niemcy wykupili go z Sevilli.
W Gelsenkirchen grał przez trzy lata, po czym latem 2019 roku wrócił na Ukrainę. Od tamtej pory nie ustawały spekulacje o jego przenosinach z Szachtara Donieck do innych klubów. Najchętniej wyciągały po niego ręce kluby tureckie, a to Besiktas, a to Fenerbahce. Dwie poważne kontuzje mięśniowe storpedowały te pomysły.
Lepiej w Krakowie niż nad Bosforem
W styczniu i lutym tego roku znów zrobił się szum transferowy wokół Konoplanki, ponownie zaczęto pisać o zainteresowaniu Besiktasu. Nieoczekiwanie wyceniany obecnie na 1,5 mln euro Ukrainiec obrał jednak kierunek na Kraków, gdzie musiał znacznie ograniczyć swoje finansowe oczekiwania. Dlaczego się na to zdecydował?
Przede wszystkim z tego powodu, że wybierając klub z Turcji, gdzie panuje o wiele większa konkurencja, nie miałby gwarancji występów w pierwszym składzie, a jego celem jest powrót do reprezentacji i podniesienie swojej wartości. Wprawdzie kontuzje są zaleczone, ale odstawiony w Szachtarze przez dwa ostatnie miesiące w ogóle nie trenował z drużyną. Przez ten czas zajmował się głównie budowaniem mięśni, spędzając czas na siłowni.
To dlatego trener Jacek Zieliński mówi o stopniowym wprowadzaniu Konoplanki do gry, licząc jednak, że nastąpi to wcześniej niż później. Jeśli plan się powiedzie, Ukrainiec nada Cracovii jeszcze większego rozpędu. Ale jednocześnie zapragnie zarabiać znacznie więcej i znów będzie mógł przebierać w ofertach. Choć zapewne już nie tak lukratywnych, jak przed laty.
