Oskarżony wdał się z nim w sprzeczkę, a potem na korytarzu domu socjalnego przy ul. Kościuszki zadał mu 4 ciosy nożem. Uderzenia okazały się śmiertelne, bo jedno trafił w serce pokrzywdzonego. Zdaniem sądu oskarżony chciał zabić kolegę. Już dzień wcześniej uzbrojony w dwa noże usiłował wtargnąć do pokoju, w którym odbywała się impreza, na której byli m.in. Robert K i Agnieszka M.
Gdy nie został wpuszczony ze złości przebił drzwi na wylot jednym z noży. Wypowiadał też wtedy groźby Agnieszki M. Samego momentu dokonania zabójstwa nikt nie widział. Jedna z mieszkanek dostrzegła, że oskarżony opuszczał miejsce zbrodni. Poszedł do swojego pokoju nie udzielając pomocy umierającemu Robertowi K. Funkcjonariuszom policji przyznał na gorąco, że ugodził nożem w brzuch Roberta K. Potem, jak jeszcze opowiadał, przestraszył się i uciekł do łazienki, po czym umył ręce i noże. Wskazał też, gdzie je ukrył. Zapewniał, że nie miał świadomości, że takie uderzenia mogą spowodować śmierć i że „nóż tak łatwo wchodzi w ciało”.
W sądzie przyznał się do winy, ale mówił, że zadał tylko jeden cios. W ostatnim słowie prosił o łagodny wyrok. Sąd wymierzył mu karę, której domagał się prokurator w swojej mowie. Orzeczenie jest prawomocne. Na mocy wyroku Łukasz Z. ma odbywać karę w systemie terapeutycznym, gdzie będzie się leczył od uzależnienia od alkoholu.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Smog skraca życie. Jesteśmy jak palacze