Gdy Marta zaginęła 3 kwietnia 2006 roku, spokojne życie rodziny Bryłów z Krakowa zadrżało w posadach. Ich córka zniknęła nagle, jak kamień w wodę. Telefon dziewczyny nie odpowiadał od chwili, gdy opuściła liceum przy ulicy Stradomskiej. Nikt z bliskich ani znajomych nie miał pojęcia, co się stało.
- Rozpytywaliśmy o Martę w pogotowiu i wszystkich szpitalach. W nocy sprawdziliśmy miejsca wokół szkoły i szlaki komunikacyjne prowadzące do domu. W tym samym dniu powiadomiliśmy policję,potem prokuraturę - mówi Marek Bryła, ojciec Marty. - W jednej chwili na dalszy plan zeszła praca, studia i nauka dzieci. Wszystkie codzienne sprawy przestały mieć znaczenie. Liczyło się jedno - chcieliśmy odzyskać naszą Martę. Szukaliśmy jej 24 dni…. - dodaje.
O tym, że została zamordowana, część rodziny dowiedziała się z telewizji. - Żona zadzwoniła do mnie po obejrzeniu Kroniki Krakowskiej i pytała, czy to prawda - dodaje Bryła.
Jego wujek, nauczyciel z krakowskiego liceum, po oglądnięciu tej wiadomości, dostał wylewu i zmarł.
To wtedy dowiedzieli się, że zabójcą jest Marek K. - chłopak Marty, z którym dziewczyna była w ciąży.
Rozpłakał się na policji
Wcześniej nie mieli powodu, żeby go o coś podejrzewać.
- Był miły, sympatyczny i dotrzymywał słowa. Zawsze wracał z Martą do domu o umówionej godzinie. Uczestniczył także w poszukiwaniach. Przesłuchiwany przez doświadczonych policjantów, rozpłakał się. Mówił: wiem, że mnie podejrzewacie, ale ja naprawdę nic nie zrobiłem. Wtedy, gdy był jeszcze świadkiem, zdołał ich przekonać - mówi Marek Bryła. Postanowił, że zostanie oskarżycielem posiłkowym. Zdawał sobie sprawę, że pozna ze szczegółami opis zbrodni.
- Nie miałem wątpliwości, że trzeba będzie za to zapłacić wysoką cenę. Ale chciałem dotrzeć do prawdy - mówi. Pierwszy trudny moment Marek Bryła przeżył podczas oglądania wideo z wizji lokalnej. Marek K. podczas nagrania ze spokojem wyjaśniał, jak po zadaniu 36 ciosów zmierzył Marcie puls.
- To było potworne odkrycie. Wtedy zrozumiałem znaczenie pojęcia socjopata. Któż inny, będąc ubroczony we krwi, zdołałby na zimno zadać tyle ciosów i na koniec upewnić się co do skutku? - pyta Marek Bryła.
Razem z Maćkiem byli na niemal wszystkich rozprawach. - Podczas procesu wszedłem w dorosłe życie. Takiej sprawy nie można zostawić ani od niej uciec. Trzeba się z nią skonfrontować - podkreśla Maciej Bryła. Pierwszy wyrok zapadł w 2008 r. - 25 lat dla Marka K. za zbrodnię zaplanowaną, ze szczególnym okrucieństwem.
Szczególnie trudnym momentem dla Bryłów było ogłoszenie drugiego wyroku, w 2010 roku. Teraz sąd wykluczył planowanie i okrucieństwo zbrodni. - Byliśmy w szoku. Wersja przedstawiona przez Marka K. została potwierdzona w uzasadnieniu wyroku. Sąd orzekł, że Marta dowiedziawszy się o ciąży, wpadła w rozpacz i w szale zaatakowała oskarżonego! - mówi ojciec dziewczyny.
Teraz trochę lżej
Rodzina Bryłów musiała sobie poradzić z tragedią, jaka ich spotkała. Chodzą na cmentarz.
- Na początku świadomość, że odwiedzam grób własnego dziecka, mnie paraliżowała. Teraz już nie - mówi Marek Bryła. Nadal pracuje w spółce. - Mój wspólnik i pracownicy pomagali mi podczas poszukiwań. Wspaniali ludzie - podkreśla.
Maciej Bryła ożenił się dwa lata temu. Ma córkę Maję. - Po tych przejściach jesteśmy bardziej zwarci jako rodzina. Dzięki temu świat mi się nie załamał - tłumaczy. - Syn z synową będą ją wychowywać, a my, dziadkowie, rozpieszczać - mówi Marek Bryła. Małgosia, siostra Marty, zeznawała na procesie dopiero wtedy, gdy wyprowadzono z sali Marka K. - Nie chciała przebywać z nim w jednym pomieszczeniu - mówi Maciej Bryła. Małgosia do tej pory ma część maskotek, które zbierała Marta. Na rozprawy nie chodzi. Najgorzej przedłużający się proces znosi mama Marty.
Nie tracimy nadziei
9 czerwca 2011 r. Sąd Apelacyjny uchylił bulwersujący rodzinę Bryłów wyrok z 2010 roku. Zdecydował, że proces Marka K. ruszy po raz trzeci. Może dostać nawet dożywocie. - Nie tracimy nadziei, że kolejny skład sędziowski z większą niż do tej pory wnikliwością przeanalizuje dowody - mówi Marek Bryła. - Jesteśmy przekonani, że prawda o tej tragedii jest zgodna z tym, co napisaliśmy na nagrobnym kamieniu Marty: "zginęła tragicznie w obronie życia". Naszym zdaniem motywem strasznej zbrodni była odmowa usunięcia poczętego przez nią dziecka. Nie tracimy nadziei, że zostanie to potwierdzone w prawomocnym wyroku - mówi tata Marty.
***
3 kwietnia 2006 r., 16-letnią licealistkę zabił Marek K. - student UJ, jej chłopak. Zrobił to w domu Moniki K. (swojej drugiej dziewczyny), gdy wyszło na jaw, że Marta jest w ciąży. Zadał jej 36 ciosów, m.in. nożem i utopił zwłoki w zalewie w Zakrzowie. Znaleziono je dopiero po miesiącu. W tym czasie cały Kraków szukał Marty. Wg prokuratury i rodziny ofiary, K. zaplanował zbrodnię. Bo zawiózł Martę do pustego domu, wyjął baterię z jej telefonu i zaparkował auto tyłem do garażu (łatwiej mu było włożyć ciało). Wiedział też, że zbiornik w Zakrzowie ma być zasypany. Prokuratura zażądała dla niego dożywocia. Sądy dwa razy orzekły 25 lat więzienia. Teraz proces ruszy po raz trzeci.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail**Zapisz się do newslettera!**