Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagadkowy pożar w kamienicy na ul. Dietla. Przyjął zlecenie za 1000 zł. Zapłacił za to życiem

Artur Drożdżak
Kamienica przy ul. Dietla 65. Pożar spowodował straty wycenione na 65 tys. zł
Kamienica przy ul. Dietla 65. Pożar spowodował straty wycenione na 65 tys. zł Adam Wojnar
Trzech mężczyzn stoi za podłożeniem ognia w kamienicy przy ul. Dietla 65 . Janusz M. ma proces w sądzie. Krzysztof M. jest po wyroku, a Andrzej S. nie żyje. Pozostały pytania, kto naprawdę skorzystał z pożaru.

Płonący jak pochodnia człowiek to nie jest codzienny widok. Artur K. zapamięta go do końca życia. 43-latek jako konserwator dzieł sztuki ma pamięć do obrazów, ale takiego w życiu nie oglądał. Tego dnia był z wizytą u teściów w kamienicy przy ul. Dietla 65 w Krakowie, gdy piętro wyżej huknęło jak z działa. Wyjrzał na korytarz, obejrzał się za siebie i zobaczył mężczyznę, który cały płonął. Głowa, włosy, plecy. Skoczył do mieszkania, by nabrać wody do garnka, ale gdy wrócił, na korytarzu nikogo już nie było. Polał więc palącą się poręcz balustrady. Tlący się przed kamienicą zgubiony but był namacalnym dowodem, że płonący człowiek nie był zjawą.

Pożar pod nr 17

Palącego się uciekiniera widział też inny lokator kamienicy, 22-letni serwisant sprzętu elektronicznego. Z ciekawości wyjrzał przez balkon i z wysokości II piętra dostrzegł postać, która przebiegała przez podwórko wewnątrz kamienicy. I płonęła. Świadek zaraz wykręcił numer alarmowy 112, ale nie z powodu niecodziennego widoku, lecz by ratować własną skórę.

Płomienie i kłęby dymu wydobywały się z okien klatki schodowej i lizały ściany kamienicy. Palącego się człowieka nie zauważył mieszkaniec III piętra budynku. Leszek K., 52-letni pracownik portu lotniczego w Balicach oglądał wtedy obrazek, który po wstrząsie spadł mu ze ściany. Na szczęście nie był uszkodzony. Na bardziej wnikliwe oględziny nie było czasu, bo zaraz na miejscu rozległy się syreny i pojawili się strażacy. Lokatorów ewakuowano i ugaszono pożar w pomieszczeniach pod numerem 17.

Martwy Andrzej S. w domu
Policjanci obejrzeli zapis monitoringu w kamienicy. Zobaczyli płonącego mężczyznę i jego wspólnika. O tym, że mają coś wspólnego z podpaleniem, nie było wątpliwości. Poparzony nie zgłosił się do żadnego szpitala, ale już następnego dnia odnalazł się. Był we własnym mieszkaniu. Niestety martwy. O sprawie powiadomił funkcjonariuszy jego brat, taksówkarz, który odkrył zwłoki. Okazało się, że od oparzeń zmarł 47-letni Andrzej S., dekarz, ojciec 11-letnego syna. Pozostało pytanie, kim był wspólnik. Analizy billingów telefonicznych doprowadziły śledczych do wniosku, że to 23-letni Krzysztof M., informatyk karany za zniszczenie mienia i poszukiwany listami gończymi przed sądy. Wpadł po kilku dniach. Przyznał się do winy, ale zastrzegł, że niczego osobiście nie podpalał.

Janusz M. zleca podpalenie
Z jego relacji wynikało, że tydzień przed świętami Bożego Narodzenia 2012 r. spotkali się we trójkę. On, Andrzej S. oraz Janusz M., który namówił ich do remontu lokalu nr 17 przy ul. Dietla 65. Malowanie, podwieszenie sufitu, cyklinowanie. Nie minęło kilka dni i Janusz M. złożył im drugie, nielegalne zlecenie, które dotyczyło upozorowania włamania do lokalu nr 17. A także, jak mówił Janusz M., zniszczenia dokumentów tam się znajdujących. Krzysztof M. i Andrzej S. mieli za to otrzymać po 1000 złotych. Zgodzili się.

Były święta i wiele osób wyjechało z kamienicy. Sprawa wydawała się więc prosta. Tym bardziej że Janusz M. miał klucze do lokalu i przygotował tam dla wspólników łomy oraz kanistry z benzyną. Poinstruował, jak powinni zachowywać się w środku i gdzie znajdują się dokumenty do spalenia. Zgodnie z jego wytycznymi mieli rozlać benzynę i podpalić, by wszystko doszczętnie zniszczyć.

Krzysztof M. i Andrzej S. pod wskazany adres pojechali 26 grudnia. Zaparkowali nieco dalej, na ul. Berka Joselewicza. Jednym kluczem otworzyli drzwi do kamienicy, a drugim do lokalu nr 17. Nie zapalili światła. Wnętrze było dobrze widoczne, bo przestrzeń przez okna oświetlały uliczne lampy. W środku czuć było woń benzyny. Kanistry już czekały. Alarm w pomieszczeniach firm tego dnia nie był aktywny, więc obaj sprawcy bez obaw weszli do lokalu. Potem udało się ustalić, że ktoś dzień wcześniej o godzinie 22.12 wyłączył alarm i już go nie uzbroił. Ktoś, kto znał hasło.

Andrzej S. wyjął papiery z szaf. Ułożył je na środku podłogi i na blatach biurek. Rozlał benzynę i podpalił ją. Ku jego zaskoczeniu nastąpił gwałtowny, niekontrolowany wybuch. Andrzej S. w jednej chwili zapłonął jak pochodnia. Rzucił się do ucieczki, ale jego ciało i ubranie już się paliły.

Niekontrolowany wybuch

Krzysztof M. czekał na zewnątrz, gdy huknęło, a drzwi wypadły z zawiasów. Pobiegł na pomoc koledze, który głośno krzyczał: ratunku! Przewrócił go na ziemię i ściągnął płonącą bluzę, podkoszulek oraz jeden but. Obaj uciekli z kamienicy i odjechali autem. Kamera monitoringu zarejestrowała, że wybiegali z kamienicy o 17.48. Wśrodku byli dokładnie kwadrans.

Biegły do spraw pożarnictwa stwierdził, że doszło do wybuchu przestrzennego oparów benzyny oraz do wytworzenia się burzącej fali podmuchowej. Jego zdaniem pożar zainicjowany został w każdym z trzech pomieszczeń lokalu nr 17. Podmuch był silny, bo wyrwał z zawiasów metalowe drzwi. Straty w firmie oszacowano na 53 tys. zł, a w kamienicy na 12 tys. zł.

Zdarzenie, jak stwierdził biegły, zagrażało przede wszystkim osobom znajdującym się wewnątrz lokalu. Niebezpieczeństwo dla lokatorów mogły stanowić dym i trujące gazy. Biegły nie wykluczył, że ubranie Andrzeja S. nasiąkło oparami benzyny podczas jej rozlewania i dlatego momentalnie zapaliło się po wybuchu.

Do szpitala nie pojechali

Sprawcy podpalenia dotarli do mieszkania Andrzeja S. i stamtąd zadzwonili do Janusza M. Opowiedzieli mu, co się stało i jakie mają obrażenia. Poparzony bagatelizował swój stan, wahał się, czy jechać na pogotowie. Trząsł się z zimna i bólu. W łazience rozebrał się i wszedł pod prysznic. Wspólnik pomagał mu. Polewał go chłodną wodą i sprawdzał w internecie, jak domowymi sposobami pomóc poparzonej osobie. W końcu przygotował kompres z jajek i obłożył nim Andrzeja S. W mieszkaniu kolegi zjawił się Janusz M., wręczył mu 600 zł, alkohol i opakowanie środków przeciwbólowych. Zabrał nadpalone ubrania i zakazał kontaktu z pogotowiem oraz telefonów do siebie. Andrzej S. czuł się coraz gorzej. Dwa razy stracił przytomność. Gdy się ocknął, postanowił jednak skorzystać z pomocy lekarzy, ale Janusz M. oponował. Przekonywał, że to oznacza kilkuletnią odsiadkę. Andrzej S. zmarł.

Niejasna rola Piotra W.

Z ustaleń śledztwa wynika, że pod nr 17 w kamienicy interesy prowadził przedsiębiorca Piotr W. Miał kłopoty z prawem i proces w Krakowie za zagarnięcie dużych sum na szkodę 119 osób. Ludzie zapłacili, ale nie popłynęli jachtami m.in. do Chorwacji i Grecji. Zniknęło 400 tys. zł. Czy to Piotr W. zlecił podpalenie firmy, by zatrzeć ślady przestępstwa? Tego nie udało się udowodnić. Wiadomo jednak, że oskarżony Janusz M. był pracownikiem tartaku pod Krakowem, który należał do Piotra W. Obaj zaprzeczają, by mieli coś wspólnego z podpaleniem. Proces Janusza M. dobiega końca przed krakowskim sądem.

Mężczyzna nie przyznaje się do winy oraz do drugiego zarzutu, czyli nieudzielenia pomocy umierającemu Andrzejowi S. Grozi mu do 10 lat więzienia. Krzysztof M. już poddał się karze dwóch i pół roku więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Ma też zapłacić 65 tys.zł odszkodowania. Jego wyrok jest prawomocny.

Lokal pod nr 17 był siedzibą firm Piotra W.Był ich udziałowcem, właścicielem, prezesem. Prokuratura uważa, że mężczyzna ma na koncie zagarnięcie znacznych sum i postawiła mu 86 zarzutów. Zdaniem śledczych, wziął pieniądze od klientów, ale nie wywiązał się z umów. Zniknęło 400 tys. zł, poszkodowanych jest 119 osób, które wpłaciły pieniądze, by wziąć udział w rejsach żeglarskich wyczarterowanymi jachtami. Nigdzie nie popłynęły. Proces w tej sprawie toczy się przed Sądem Okręgowym w Krakowie. Oskarżony nie przyznaje się do winy i zaprzecza zarzutom.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska