Czy takich dramatów można uniknąć? Można. Wszystko bowiem w rękach urzędników z Rejonowego Zarządu Gospodarki Wodnej. Ci jednak bagatelizują sprawę i odpowiadają, że nie mają pieniędzy.
Cały dramat zaczął się po jednej z ulew w 1980 roku. Wtedy po raz pierwszy ziemia się osunęła. Urzędnicy nie kwapili się z pomocą. W 2005 r. osuwająca się ziemia porwała płotek i żywopłot. Potem urwał się brzeg w parku sanktuarium.
- Najgorzej jednak było miesiąc temu, 20 kwietnia - twierdzi pani Janina. - Była ładna pogoda, więc wybrałam się z taczką do ogródka. Zachciało mi się pić, weszłam do domu i wtedy nagle usłyszałam huk. Gdy wyszłam, taczki już nie było. Pływała w rzece. Dopiero strażacy, których wezwałam, zeszli po linie i wyłowili ją. Strach pomyśleć, co by było ze mną, gdybym nie poszła się napić...
Pani Janina mówi, że gdy z mężem budowali się tu w 2002 roku, nikt z urzędników ich nie ostrzegał, że brzeg się osuwa. Dostali wszystkie pozwolenia. Wtedy miała od domu do brzegu 7, 8 metra, teraz po ostatnich ulewach ma już tylko... 2,4 metry.
Z kolei pani Józefa brzeg ma 3 metry od domu. Osuwisko w ubiegłym tygodniu strażacy zabezpieczyli folią, ale oni i tak się boją, że ich domy zabierze woda. - Od lat piszemy do RZGW z prośbą, by umocnili brzeg lub aby nam samym pozwolili to zrobić - tłumaczy pani Józefa. - Od lat otrzymujemy tę samą odpowiedź. Widzą taką potrzebę, ale remont przeprowadzą, jak będą mieli pieniądze. Do tej pory pieniędzy jakoś nie udało się im znaleźć. W jednym z pism RZGW jedynie obiecał, że własnymi siłami... wykosi trawę przy rzece i "częściowo oczyści ściek".
Mało tego, dyrekcja RZGW próbuje ich przekonać - jak dodaje pani Janina - że to wina księdza, bo źle wykonał parking i nie zrobił odwodnienia. - To wszystko totalna bzdura! RZGW leci z nami w kulki - mówi Józefa Gąsienica.
Zdesperowani mieszkańcy oddali sprawę do prokuratury w Nowym Targu. Poparł ich Wojciech Solik, wiceburmistrz Zakopanego. Zamierzają też pisać skargę do ministra infrastruktury i do samego premiera.
Niestety, RZGW w Krakowie nie chciało wczoraj z nami rozmawiać. Przez cały dzień dyrekcja nie znalazła chwili, by przedstawić nam swoje stanowisko, mimo że dwa tygodnie temu byli w Zakopanem i doskonale znają ten problem.