Ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego odnaleźli ciało turysty, który zaginął w czwartek wieczorem.
- Mężczyzna wędrował pasmem Orlej Perci wraz z towarzyszem. Z informacji, jakie do nas dotarły wynika, że w pewnym momencie się rozdzielili. Mieli potem się spotkać, ale 30-latek nie stawił się w wyznaczonym miejscu - relacjonuje Jakub Hornowski, ratownik dyżurny TOPR.
Towarzysz zaginionego turysty o godz. 20 zawiadomił centralę TOPR. - Początkowo, gdy wędrował sam, mieli kontakt telefoniczny. Kontaktowała się też z nim rodzina. Po południu już nie odbierał telefonów - dodaje ratownik.
ZOBACZ TAKŻE:Na miejsce wyruszyli najpierw toprowcy, którzy znajdowali się w schroniskach górskich, a następnie ekipa z centrali TOPR. O godz. 3 w nocy odnaleźli zwłoki poszukiwanego mężczyzny. Znajdowały się w Koziej Dolince, w rejonie Czarnych Ścian i Rysy Zaruskiego.
Ciało leżało w terenie, gdzie nie mógł wylądować śmigłowiec. Ratownicy musieli je przenieść w inne miejsce. Rano na pokładzie śmigłowca zostało przewiezione do Zakopanego. Mężczyzna najprawdopodobniej poślizgnął się na twardym śniegu i spadł.
- Upadek z wysokości był bezpośrednią przyczyną śmierci - mówi Jakub Hornowski z TOPR.
To najtragiczniejszy, choć nie jedyny wypadek, jaki zdarzył się w Tatrach od czwartku Bożego Ciała. Wtedy ratownicy musieli pomagać trójce turystów, którzy utknęli w rejonie Przełęczy pod Chłopkiem i nie byli w stanie iść dalej ani zawrócić. - Pomylili szlaki. Poszli letnim szlakiem z Przełęczy, trawersem w kierunku Kazalnicy Mięguszowieckiej. Zimą jest to zasypany śniegiem szlak, bardzo stromy rejon - mówi Tomasz Michalik, ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jedna z tych trzech osób była kompletnie nieprzygotowana do wędrówki. - Nie miała raków, czekana, kasku ani uprzęży. Pozostała dwójka posiadała wyposażenie, ale i tak nie poradzili sobie na tym trawersie - dodaje Michalik.
Tego samego dnia do pracy ruszyć musieli też słowaccy ratownicy Horskiej Zachrannej Służby. Pomagali dwóm polskim turystkom, które zsunęły się po śniegu z Jarząbczego Wierchu na słowacką stronę. Kobitom nic poważnego się nie stało.
Ratownicy ostrzegają przed wyprawami w wyższe partie Tatr. - Tam wciąż panuje zima, zwłaszcza na północnych stokach. Śniegu niedużo, ale jest twardy i zalodzony. Raki i czekan są konieczne, ale nie wystarczą bez umiejętności posługiwania się tym sprzętem - mówi Hornowski. - Turyści powinni się dobrze zastanowić, czy nie lepiej wybrać na wycieczkę którąś z tatrzańskich dolinek.
Słoneczna pogoda przyciągnęła w Tatry prawdziwe tłumy
Wczoraj rano na drodze do Morskiego Oka stworzył się kilkukilometrowy korek samochodów. O godz. 10 zabrakło miejsca na parkingu na Palenicy Białczańskiej, gdzie zaczyna się szlak. Dlatego służby parku i policja kierowały zmotoryzowanych na parking przy wyciągu narciarskim w Jurgowie. Stamtąd turystów podwoziły na Palenicę busy. Dzisiaj i jutro możemy spodziewać się podobnej sytuacji.
Wielogodzinne czekanie w Kuźnicach
Tłumy szturmowały także kolejkę linową na Kasprowy Wierch. Wczoraj o godz. 11 przed kasami biletowymi mierzyła kilkaset metrów. A to oznaczało oczekiwanie na wjazd 3-4 godziny. Czyli tyle, ile zajmuje podejście i zejście z Kasprowego na piechotę.