Sytuacja wydarzyła się kilka dni temu na targowisku pod Gubałówką. Piotr Rayski-Pawlik, mieszkaniec Nowego Targu, u jednego z handlarzy zamówił sobie 1,5 litra żętycy.
- Akurat nie miał wtedy na straganie, więc się umówiliśmy, że przyjdę do niego za kilka dni. Gdy zaglądnąłem na stragan za dwa dni, pana nie było. Na trzeci dzień pojawił się sprzedawca. Ale z małą niespodzianką - mówi Rayski-Pawlik.
Pan Piotr co prawda dostał 1,5-litrową butelkę z napojem, ale nie z tym, co zamawiał. - Zamiast żętycy był zwykły kefir. Nie był on jakiś stary, niesmaczny. Nie. Był dobry, ale to nie owcza żętyca. Ta pachnie i smakuje inaczej - mówi zdziwiony.
Początkowo sprzedawca przekonywał go, że to najprawdziwsza żętyca. Gdy sam powąchał i spróbował, już się nie upierał. Pan Piotr dostał pieniądze z powrotem.
- Nie był to jakiś wielki koszt, bo zaledwie 5 zł. Co ciekawe, tyle samo zapłaciłbym za 1,5 litra kefiru w sklepie. Irytuje mnie jednak fakt, że tak robią handlarze. Ja się poznałem na fałszerstwie, bo żyję na Podhalu od urodzenia i wiem, jak smakuje żętyca. Ale ludzie, którzy tutaj przyjeżdżają na wypoczynek, nie mają takiej wiedzy. Chcą spróbować prawdziwej góralskiej żętycy, a dostają w zamian normalny kefir. To nieuczciwe. Dlatego najlepiej jest pić żętycę na bacówkach.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!