13 grudnia kojarzy się Polakom przede wszystkim z wprowadzeniem stanu wojennego, ale hokejowi fani świętowali w derbach Małopolski przeciwko Cracovii pana 67. urodziny w trochę nieco oryginalny sposób.
W pierwszej przerwie zaśpiewałem wszystkim urodzonym 13 grudnia "Happy brithday to you". Dzięki współpracy z zarządem, jubilatom urodzonym tego samego dnia ufundowałem upominki.
Tym razem w pana osobie na tafli pojawiła się... Marilyn Monroe. Jednak śmiało można powiedzieć, że jest pan człowiekiem o stu twarzach. Przygotowanie do występu z pewnością wymaga sporo zachodu.
Dokładnie. Perukę kupiłem, ale już za sukienką musiałem obdzwonić sporą grupę znajomych. Najważniejsze, że po raz kolejny udało się czymś zaskoczyć kibiców.
Jak długo trwa przygoda z oświęcimską widownią? Można powiedzieć, że przy panu wyrosło całe pokolenie.
Rozpocząłem współpracę w oświęcimskim klubie w 1993 roku, a więc uzbierało się już 26 lat.
Jedynym z niezapomnianych numerów był występ skąpo ubranej Agnieszki, którą wyniósł pan na rękach, na środek tafli, rozłożył koc i...
Zaprezentowała program artystyczny, zabarwiony nutką erotyzmu. W pewnym momencie usłyszałem, jak przez trybuny oświęcimskich trybun przetoczył się tylko jęk „oh”, bo wszyscy oglądali występ z otwartymi ustami. To była połowa lat 90. minionego stulecia, a wtedy hokej nie gościł na antenie telewizji publicznej. Występ Agnieszki z Oświęcimia był pierwszą informacją sportową w głównych wiadomościach wieczornych. Pamiętam, że Unia przegrywała wtedy z GKS Katowice po dwóch tercjach, a po występie Agnieszki, w trzeciej tercji, przechyliła szalę na swoją korzyść. Następnego dnia tytuły prasowe grzmiały, że Agnieszka rozpaliła krew nie tylko kibiców, ale i zawodników Unii. Jednak był też inny wydźwięk tego występu -zostałem zrugany przez jedną z kobiet, że przyszła na mecz z wnuczkiem, a on musiał oglądać takie świństwa.
Podobno nazajutrz po występie był pan wezwany „na dywanik” do prezesa…
Pamiętajmy, że wtedy ludzie nieco inaczej reagowali na pewne sytuacje. Razem z prezesem nie chcieliśmy, aby mecze hokejowe były postrzegane jako wydarzenia szerzące zgorszenie, choć na niektórych stadionach „sypiące” się wulgaryzmy są większym złem.
Występy niosą też pewne niebezpieczeństwo, a mam na myśli z kolei pamiętany taniec na rurze. To było w 2012 roku, przy okazji walki o brązowym medal Unii z Jastrzębiem.
W pewnym momencie rozjechały mi się nogi, więc wiemy co oznacza dla mężczyzny gwałtowny przysiad na rurze, w dodatku w rozkroku. Jednak i w takiej sytuacji trzeba zachować zimną krew. Opuszczając taflę wydałem okrzyk zachęcający kibiców do dopingu, czyli „Uniaaa, Oświęciiiiiim!!!”. I ból minął (śmiech).
Czy kibice z lat 90. minionego stulecia różnią się od współczesnych, kiedy odradza się oświęcimski hokej?
- Kiedyś bawiła się cała widownia, a teraz tylko część. Staram się, aby moje programy były treściwe, ale nie za długie. To nie może być akademia, bo w przerwie meczowej nie ma na to czasu. Na pewno pozytywna reakcja widowni jest nagrodą za wykonaną pracę.
Był pan już cezarem wnoszonym w lektyce, strzelał na lodzie z armaty. Czego możemy się jeszcze spodziewać?
Myślę, że to rzeczywistość pisze scenariusze, trzeba tylko ją odpowiednio zinterpretować. Jeśli już wywołana została armata, to z nią też była ciekawa historia. Wypożyczyłem ją od jednego kolekcjonera spod Oświęcimia i przed użyciem w hali wypróbowałem w lesie. Były race świetlne na otwarcie hokejowego finału. Nie zawsze wszystko, co zaplanuję, zostanie do końca zrealizowane, ale wszystko robione jest własnymi siłami.
W przerwach meczów hokejowych promowane jest też łyżwiarstwo figurowe. To dlatego, że w tej dyscyplinie można pana też odnaleźć?
Chcę, żeby młodzi łyżwiarze oswajali się z publicznością, co pomaga im potem w rywalizacji o stawkę. Możemy w przyszłości promować młodych adeptów hokeja, w krótkich programach zręcznościowych. Wszystko jest do dogadania z trenerami.
Czy hokej jest panu szczególnie bliski?
Może nie wszyscy wiedzą, że kiedyś także grałem w hokeja. Bakcyla do niego złapałem w turniejach „o złoty krążek”. To były takie zawody sprawnościowe. Potem była gra w juniorach i seniorska przygoda w Dolmelu Wrocław, bo tam grałem odbywając zasadniczą służbę wojskową w Oleśnicy. Po powrocie z wojska, w 1974 roku, skończyłem grę w hokeja. Byłem też instruktorem nauki pływania.
Skąd biorą się pomysły na występy w trakcie meczów hokejowych?
Mam za sobą trochę kontaktów ze sceną, formami kabaretowymi, więc to z pewnością pomaga. Prowadziłem w przeszłości imprezy sylwestrowe przed Oświęcimskim Centrum Kultury, więc – że tak powiem - wodzirejstwo nie jest mi obce. Sukcesem jest to, że pomysły na rozbawienie publiczności nie są powtarzane. Zdarzyło się coś powielić raz, czy dwa.
