FLESZ - Bezrobocie nadal maleje

Chciał być odlewnikiem
Pan Edward wspomina, że przed wyborem zawodu o byciu zegarmistrzem nigdy nie myślał.
- Planowałem być odlewnikiem, ale lekarz mi powiedział, że z moim zdrowiem ten zawód jest dla mnie zamknięty, ponieważ z powodu choroby Heinego-Medina mam problemy z nogą. Wtedy zacząłem rozglądać się za innym fachem i okazało się, że w szkole zawodowej przy al. Mickiewicza jest kilka kierunków kształcenia. Bez większego zastanowienia wybrałem zegarmistrzostwo. I tak to już trwa już 50 lat - mówi zegarmistrz.
Do zakładu na os. Handlowym 7 pan Edward trafił w 1971 r. ze Spółdzielni Inwalidów Głuchoniemych TRUD, która miała w Krakowie 15 podobnych placówek. Kiedy komuna się rozpadała zegarmistrz dostał propozycje przejęcia zakładu lub szukania pracy na własną rękę.
- Zgodziłem się na prywatny biznes. Swego czasu pracy było tyle, że miałem nawet dwóch pracowników. Odkąd rynek zalała tania elektronika z Chin, pracy jest mniej, ale problemów z utrzymaniem z zakładu nie mam. Jest sporo osób, które przynoszą do mnie pamiątki rodzinne do naprawy - mówi ekspert od zegarków.
Zegarki do naprawy przynosili... bokserzy
Wśród osób, które przynosiły zegarki do naprawy byli znani sportowcy.
- Przychodził do mnie bokser Hutnika Nowej Huty Władysław Jędrzejewski czy Stanisław Dragan, kiedy trenował w naszej dzielnicy - wspomina Edward Morawiec.
Dodaje, że w rodzinie ma sportowców, którzy też są związani z Hutnikiem. Syn i zięć byli piłkarzami tego klubu.
Na emeryturę się nie wybiera
Dziś nowohucki zegarmistrz jest już na emeryturze, ale o zakończeniu pracy nawet nie myśli.
- Śmieje się, że muszę być lepszy od zegarmistrza z os. Albertyńskiego, który ma 84 lata i dalej pracuje. Do takiego wieku mi daleko, ale dożyć takiego wieku w pełni sił to godne uznania - dodaje pan Edward.