Urodził się w Goli, małej wiosce w Wielkopolsce. Droga do sztuki była daleka i trudna, skomplikowana wybuchem wojny i latami okupacji. Do Krakowa trafił w 1948 r. Miał 29 lat, ale w tamtych, powojennych latach zdarzało się rozpoczynanie studiów w tym wieku. Został przyjęty przez Fryderyka Pautscha na II rok malarstwa w krakowskiej ASP. Studiował u wymagających profesorów; Adama Marczyńskiego i Wacława Taranczewskiego, z którym jeszcze przez parę lat po studiach współpracował.
Należał do pokolenia artystów, które kończąc studia w połowie lat 50., wybuchło buntem przeciwko oficjalnej, państwowej linii sztuki. Grzebiąc ostatecznie socrealizm, znaczna część tej generacji odrzuciła również realizm. Trudno dziś orzec, w jakim stopniu potrzeba samodzielności, a w jakim szczelność żelaznej kurtyny pomiędzy obozem realnego socjalizmu a resztą świata sprawiły, że w tamtych latach zarysowało się w sztuce polskiej tyle indywidualnych dróg do nowoczesności.
Walenty Gabrysiak to tyleż ciekawy co wybitny przykład artysty indywidualnego, osobnego w swoich poszukiwaniach i rozstrzygnięciach. Od początku swojej drogi twórczej deklarował się jako abstrakcjonista. Katalogi z dawnych wystaw pokazują, że niewątpliwie był artystą niefiguratywnym i nieprzedstawiającym. Dokumentują również, że identyfikując się z wiodącymi kierunkami w sztuce światowej, nie przywiązywał się do żadnego z jej aktualnych mistrzów. Był sobą.
Na oryginalność sztuki młodego grafika i malarza zwróciła uwagę Helena Blum, świadek awangardy międzywojennej i baczna obserwatorka sceny artystycznej lat powojennych. Zauważyła również, że choć trudno byłoby zanegować związki artysty z abstrakcjonizmem, to więzi jego malarstwa z rzeczywistością sprawiają, że nie mieści się w definicjach gatunku. To było inne, ale ważne spojrzenie, bo też w istocie sztuka Walentego Gabrysiaka była i do końca pozostała szukaniem (i odnajdywaniem) formy plastycznej dla bytów istniejących, choć niekoniecznie materialnych, dla procesów zachodzących na granicy intelektu i techniki. "(...) Łączy siłę budowania obrazu z elementami biologii, geometrię z lirycznym kolorem, przeciwstawia rytm i ostrość form miękkości plam, a zdecydowane płaszczyzny niemal iluzyjnym przestrzeniom" - pisał Stanisław Rodziński.
Ostatnie lata znów przyniosły kilka jego bardzo dobrych wystaw. Galeria Nowohuckiego Centrum Kultury przypomniała świetne grafiki z lat 60. i 70. Oryginalne formalnie, zaskakujące technicznie (nie miał prasy i odbitki "wydeptywał") docenione zostały w Krakowie (Międzynarodowe Biennale Grafiki), w Londynie, w Lublanie.
W 1963 r. otrzymał stypendium od rządu belgijskiego. A potem przestał robić grafikę przynoszącą sukcesy i zajął się tylko malarstwem, też dostrzeganym i docenianym. Pokazano je przed rokiem w Muzeum Narodowym w Krakowie. Cieszył się tamtą wystawą, a bodaj jeszcze bardziej przygotowywaną na rok 2013 prezentacją w muzeum w Jarocinie; po raz pierwszy jego sztuka miała znaleźć się tak blisko wsi rodzinnej artysty. Wystawa odbędzie się, ale pod nieobecność autora.
To kolejny artysta, który zmarł w ostatnich tygodniach. Odchodzi ważne pokolenie. Tym razem jednak jest to śmierć, której tragizm odczuwamy, ale pewnie nigdy jej nie wyjaśnimy. Tacy ludzie też odchodzą, ale przecież nie tak...
Studniówki w Małopolsce 2013 [ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!