- Ponoszę konsekwencje tego, że podjęłam próbę walki o siebie i życia jak zdrowi ludzie - mówi Katarzyna Konar z Marcinkowic, której ZUS po raz kolejny odmówił prawa do renty. Zrozpaczona chce sprawą zainteresować prezydenta Polski.
Tylko dzięki swojej determinacji i poświęceniu matki, nauczyła się chodzić. Mama - Krystyna Konar - przeszła na wcześniejszą emeryturę, żeby zająć się chorą córką. Jeździła z nią do specjalistów w całej Polsce i rehabilitowała. Do piętnastego roku życia dziewczyna przeszła sześć operacji. - Robiłam wszystko, by Kasia mogła być jak najbardziej samodzielna. Nie sądziłam, że teraz córkę spotka za to kara - wzdycha Krystyna Konar. Wstydzi się tego, ale czasem nachodzą ją myśli, że mogła nic nie robić, jak wiele matek, które mają chore dzieci.
- Tylko takim państwo pomaga - zauważa.
Chciała, to niech pracuje z ołówkiem w zębach!
Katarzyna Konar nie może pogodzić się z decyzjami urzędników. Chciała żyć jak jej rówieśnicy. Ukończyła studia pedagogiczne, choć miała świadomość, że z jej schorzeniem nigdy nie będzie mogła pracować w zawodzie.
- Nie użalałam się nad sobą. Wyjechałam do Warszawy i tam znalazłam pracę jako asystent ubezpieczeniowy - opowiada Katarzyna Konar. Niestety, przeceniła swoje siły. Dolegliwości bólowe nie pozwoliły jej pracować przy komputerze dłużej niż dwa lata. Trafiła do szpitala. Lekarz oświadczył, że nie powinna pracować.
W 2012 roku Katarzyna stanęła przed orzecznikiem sądeckiego ZUS. Ten uznał, że pacjentka „nie jest niezdolna do pracy”. Decyzja o odebraniu renty socjalnej oznaczała także utratę renty rodzinnej, która przysługiwała jej po zmarłym ojcu. Odwołała się do sądu.
- Od jednego z lekarzy usłyszałam, że mogę pracować choćby z ołówkiem w zębach, na leżąco - opowiada.
Zarówno sąd pierwszej, jak i drugiej instancji podtrzymały decyzję orzecznika ZUS-u. Kobieta została niemal bez środków do życia. Wspólnie z mamą utrzymują się za 400 zł zasiłku, jaki Katarzyna dostaje z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej i 1000 zł emerytury pani Krystyny.
Będzie prosić prezydenta Andrzeja Dudę o pomoc
Teraz znów stanęła na komisji przed lekarzem orzecznikiem. ZUS nadal twierdzi, że może pracować, choć ma opinię krajowego konsultanta w dziedzinie ortopedii i traumatologii narządu ruchu, który uznał, że wymaga stałej rehabilitacji i opieki drugiej osoby.
- Lekarz orzecznik nie kwestionuje niepełnosprawności i choroby pani Katarzyny Konar - zaznacza Anna Mieczkowska, rzeczniczka prasowa ZUS w Nowym Sączu. Dodaje, że od decyzji przysługuje ubezpieczonej odwołanie. Ale Katarzyna Konar już raz się odwoływała. Nie ma siły na kolejne lata walki i chodzenia po sądach. Jest przekonana, że gdyby nie miała wyższego wykształcenia i wcześniej sama nie podjęła próby pracy, dzisiaj nie musiałaby się martwić, za co przetrwa kolejny miesiąc i skąd wziąć pieniądze na rehabilitację, bez której jej stan zdrowia się pogarsza.
Jest podopieczną Stowarzyszenia Sursum Corda w Nowym Sączu. Jego prezes Marcin Kałużny uważa, że decyzja ZUS, to przejaw absurdów polskiego prawa. - Biorąc pod uwagę sądecki rynek pracy, to skazanie człowieka na społeczne żebractwo - ocenia.
Stanisława Skwarło, dyrektorka Sądeckiego Urzędu Pracy, przyznaje, że na lokalnym rynku nie ma zbyt wielu propozycji zatrudnienia dla osób niepełnosprawnych. W przypadku pani Katarzyny byłaby możliwa tylko telepraca. - Problem w tym, że pracodawcy rzadko się na nią zgadzają - mówi Skwarło.
- Pozostaje mi już tylko prosić o rentę specjalną prezydenta Polski Andrzeja Dudę - dodaje Katarzyna Konar i zapowiada złożenie wniosku.