Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"07 zgłoś się" to film, w którym mamy zapis obyczajów i portret PRL

Anita Czupryn
Bronisław Cieślak, odtwórca roli porucznika Borewicza w serialu "07 zgłoś się", dziś powrócił na ekrany jako detektyw Malanowski FOT. BARTEK SYTA
Bronisław Cieślak, odtwórca roli porucznika Borewicza w serialu "07 zgłoś się", dziś powrócił na ekrany jako detektyw Malanowski FOT. BARTEK SYTA
W filmie mieliśmy jeden z pierwszych modeli Poloneza. Ludzie cmokali, głaskali, bo to był szczyt techniki. Ale czy ja jestem idiotą, żeby mówić, że to był świetny samochód - BRONISŁAW CIEŚLAK w rozmowie z Anitą Czupryn.

Bronisław Cieślak, odtwórca roli porucznika Borewicza w serialu "07 zgłoś się", dziś powrócił na ekrany jako detektyw Malanowski FOT. BARTEK SYTA

- Jak się Pan czuje z tym, że stał się ikoną PRL?

- Śmiesznie.

- Śmieszy Pana tęsknota za serialem z czasów PRL?

- Wbrew pozorom, ta tęsknota nie oznacza żadnego politycznego kontekstu. Pewnie są ludzie, którzy by chętnie do tych czasów wrócili. Do polityki powszechnego niedoboru wszystkiego i dziwacznej ustrojowej sytuacji, niezbyt normalnej, chociaż w miarę bezpiecznej socjalnie, z wczasami, brakiem obawy o pracę. Ale tych ludzi jest niewiele. Cała reszta po prostu tęskni za młodością.

- Co w Panu najgłębiej siedzi z tamtych lat: wspomnienie, gadżet?

- Nie da się tak prosto odpowiedzieć, że na przykład radio Szarotka albo piosenka Paula Anki "Diana". Albo wczasy w Bułgarii. PRL nie da się podzielić i nie można mówić wyłącznie o jego pozytywnych aspektach albo wyłącznie o tym, że UB gonił ludzi. Było i tak, i tak. Śpiewam sobie czasem stary refren: "Było nam ze sobą tak, trochę dobrze, trochę źle", gdy mnie pytają o werdykt dotyczący różnych spraw. Nic w życiu nie jest całkiem czerwone, całkiem czarne, całkiem kolorowe albo całkiem szare. To wszystko jest wymieszane. Tak jak nie ma ludzi jednoznacznie pozytywnych, świętości, tak też nie ma ludzi, których natychmiast trzeba spalić na stosie. Wszystko jest szarobure, kolorowe, różne, bo na tym, w moim przekonaniu, polega uroda świata. Z PRL kojarzą mi się najróżniejsze rzeczy, jedne przyjemne, a drugie odwrotnie - nieprzyjemne. Kiedy nie można było w sklepie kupić sera, to trudno, żeby ktoś za tym tęsknił. Natomiast nie musiał troszczyć się o swoją emeryturę, jak dziś. Dziś czytam w gazetach, że wszyscy się nagle straszliwie trzęsą, co z tym OFE, co to państwo nam na starość funduje.

Diabli wiedzą co, bo towaru jest w sklepach mnóstwo, co nie powoduje, że wszyscy są szczęśliwi. Średnio szczęśliwi są ci, co mają na to pieniądze.

W PRL towaru w sklepach nie było, za to były nic nie warte pieniądze. Teraz towar w sklepach jest, ale nie wszyscy mają za co go kupić. Kiedyś byliśmy zniewoleni, więc wszyscy marzyli o wolności. Dziś mój sąsiad na wsi mówi: "Panie, gówno mi z tej wolności i z tego, że mam paszport w kieszeni, kiedy nie mam pieniędzy, żeby na chrzciny chrześniaka pojechać do sąsiedniej wioski. Co mi z tego, że mogę jechać za granicę, jak i tak nie jadę, bo mnie na to nie stać".

- Pan tęskni za czymś konkretnym, czego już w tej wolnej Polsce nie ma?

- "Tęsknię" to chyba niedobre słowo. Raczej sympatycznie myślę, z przyjemnością wspominam. Moich młodych kolegów, których twarze dzisiaj inaczej wyglądają. Naszą sprawność w wodzie, gdy we dwójkę z kolegą graliśmy mecz przeciwko 20 i wygraliśmy. Ci, którzy dziś oglądają "07", oglądają nie dlatego, że w PRL był ustrój socjalistycznej demokracji, ale dlatego, że kojarzą, jak wtedy pachniał las, jak pachniała dziewczyna.

- I jak smakowała oranżada?
- W Krakowie mówiło się na nią "krachla". Ale widzę, że pani jednak zmierza do tego, żebym powiedział, że strasznie kochałem radio Szarotka albo małego fiata. Guzik prawda. Z małym fiatem mam sentymentalne wspomnienia, objechałem z bagażnikiem na dachu całe Bałkany. Ale to nie dlatego za tym tęsknię czy marzę, że to był świetny samochód. To było auto do bani. Tylko że używane było w sytuacjach, kiedy to było pierwsze, dostępne, wyczekane, trzeba było o to zabiegać. Kiedy dostałem asygnatę, o którą musiałem długo zabiegać na FSO 1500, tzw. polskiego fiata, i dzięki kumoterskim kontaktom pozwolono mi go odebrać w fabryce, czyli na Żeraniu, i po parogodzinnych procedurach w końcu wyjechałem tym autem do Krakowa, to prawdą jest, że żadnym autem, które miałem później - ani astrą, ani vectrą, ani insignią - jazda nie sprawiała mi tak niesłychanej radości jak tym fiatem. Czy to znaczy, że to było dobre auto? Nie, tylko życie jest względne. Kiedy policja wycofywała polonezy ze służby, to wtedy ten samochód nazwano Borewicz. Prawdą jest, że w filmie mieliśmy jeden z pierwszych modeli i ludzie chcieli go pomacać, cmokali, głaskali, bo to był szczyt techniki. Ale czy ja jestem takim idiotą, by mówić, że polonez to był świetny samochód? Kazimierz Kutz opowiadał, że kiedy zakochał się w dziewczynie, to na tym jego Śląsku, na tych zapylonych hałdach przeżywał coś, czego później nigdy nie przeżył. Tak działa ludzka pamięć.

- Porucznik Borewicz był typowym człowiekiem PRL?

- Przeciwnie, by całkowicie na przekór ówczesnym zamówieniom. Gdy mi ktoś dziś mówi, że myśmy obsługiwali polityczne zamówienie, to mam prawo sądzić, że taka osoba niczego nie rozumie. Jeśli porówna pani kapitana Żbika z Borewiczem, to zobaczy, że to przeciwieństwa. Pożądanym propagandowo modelem, z którego Krzysztof Szmagier (reżyser "07 zgłoś się") trząsł się ze śmiechu, był ludowy milicjant, niesłychanie empatyczny, regulaminowy, staruszki czule i troskliwie przeprowadzał przez jezdnię, często chodził na spotkania do szkół podstawowych i z troską wprowadzał dzieci w arkana ruchu drogowego. Borewicz był pod prąd temu propagandowemu stereotypowi. Dowód najprostszy na to jest taki, że ZSRR nigdy nie kupił i nie wyświetlił żadnego z odcinków "07 zgłoś się". Kupiła za to Bułgaria. To był kraj, w którym ludzie, jak się już ośmielili mówić szczerze, to mieli kaca, bo uważano ich za najwierniejszego stronnika Wielkiego Brata. Ale Bułgarzy kupili kilka odcinków naszego serialu i wyświetlali je w kinie nocnym jako wcielenie zachodniej kultury.

- Borewicz był bystry, sprytny, elokwentny, mówił po angielsku, bywał na Zachodzie. Byli tacy milicjanci w PRL?

- Gdyby takich nie było, ten serial nie zaistniałby na ekranie. Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, czyli cenzura, połowę scen, które w tym serialu są, by wyrzucił. Na kolaudacji filmu pani cenzorka zażądała wyrzucenia sceny, w której drogowy milicjant mówi do bohatera jadącego cy

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tanie linie trują! Ryanair i Wizz Air na czele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "07 zgłoś się" to film, w którym mamy zapis obyczajów i portret PRL - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska