Białe włosy gładko zaczesane w kucyk, sylwetka szczupła, niektórzy śmieją się, że niejedna młoda kobieta mogłaby jej pozazdrościć, spracowane ręce, po których chyba najbardziej widać upływ czasu i wesołe spojrzenie, z którego patrzy ciągle ta sama młoda i piękna dziewczyna.
Kiedy w czasie II wojny światowej, mama pani Zofii umierała na tyfus, dziewczynka długo klęczała przy jej łóżku płacząc.
- Nie płacz Zosiu, nie płacz, za to ty dłużej pożyjesz, zobaczysz - powiedziała do niej umierająca mama. Słowa te okazały się prorocze. W tym roku, 1 sierpnia pani Zofia skończyła 104 lata i jest najstarszą mieszkanką w gminie Limanowa.
Ludzie żelaznego chowu
- Mama żadnej rozkoszy w życiu nie zaznała, całe życie poświęciła pracy, by nam żyło się lepiej - zaznacza córka Maria, która od 32 lat, od czasu śmierci taty, razem z mężem opiekuje się staruszką.
Seniorka urodziła się w 1913 roku, w maleńkiej chatce w Przyszowej, jako drugie dziecko z kolei. Rodzice byli rolnikami. Dzieci od kiedy tylko mogły, pomagały w pracy na roli, a pracy było dużo. W zagrodzie krowy, cielęta, koń... Bieda wyglądała z każdego kącika, zwłaszcza, kiedy przyszła II wojna światowa. Niemcy nie mieli litości dla gospodarzy. Przychodzili znienacka, zabierali krowy, żarna… Jako mała dziewczynka słyszała nieraz strzały i dobiegające odgłosy walk. W jednej takiej bitwie straciła brata.
Skończyła 3 klasy, na tzw. Dworku, gdzie nauczyła się czytać, pisać i rachować. Już jako mała dziewczynka pasła krowy, umilając sobie ten czas śpiewaniem piosenek.
Dzień według pór roku
- Dzień 100 lat temu toczył się innym rytmem - wspomina zięć pani Zofii - Kazimierz.
Ludzie wstawali wraz ze wschodem słońca, zwłaszcza w lato i od razu ruszali do pracy. W ruch szły sierpy, kosy, czasem nawet na obiad nie wracało się do domu, dzieci zabierało się w pole.
- Sąsiad sąsiadowi pomagał za ćwiartkę chleba - wspomina pan Kazimierz.
Młoda Zosia biegała boso nawet po ściernisku, w zimie też buty to był luksus, nie każdy mógł sobie na nie pozwolić. Z racji tego, że jej tato był miejscowym fryzjerem, do którego ściągali prawie wszyscy mieszkańcy, dom rodzinny zawsze tętnił życiem. Sąsiedzi schodzili się wieczorami, zwłaszcza w długie, zimowe wieczory i opowiadali różne historie.
Miała 18 lat jak wyszła za mąż. Mąż Jan wypatrzył ją w tej samej miejscowości.
- To był jeszcze ten czas, kiedy bardziej dopasowywało się morgi niż serca - uśmiecha się zięć. Pracy było dużo na 5-hektarowym gospodarstwie.
Wkrótce w kołysce rok za rokiem słychać było płacz kolejnego dziecko. Urodziła ich ośmioro, niejednokrotnie sama w domu, nikt nie asystował przy porodzie. Znachorki często przychodziły po wszystkim. Dwa razy poroniła. Józiu zmarł na zapalenie płuc, gdy miał 9 lat.
Wytchnienie na starość
Teraz czas dla pani Zosi zatrzymał się w miejscu. Przyszłość i teraźniejszość jakby przestała istnieć.
- Józiu, mój Józiu - często wspomina swojego 9-letniego synka, z którego śmiercią długo nie mogła się pogodzić. Zdaje jej się, że widzi go nieraz, jak przychodzi i wyciąga do niej swoje rączęta.
Przeżyła całe swoje rodzeństwo, męża oraz trzech synów.
Jeszcze trzy lata temu pochłaniała tomy książek, głównie religijnych i historycznych.
- Zdarzało się nawet, że czytała przy księżycu - wtrąca zięć.
Córka wraz z mężem troskliwie opiekują się staruszką.
- Odwdzięczam się za miłość i jej poświęcenie - uśmiecha się pani Maria, głaszcząc babcię po głowie.
Seniorka doczekała się 31 wnuków, 58 prawnuków i 7 praprawnuków. Na jej urodziny zjechało się tyle osób, że dom nie mógł ich wszystkich pomieścić.
- Mama wymaga całodziennej opieki, nie można jej ani na chwilę zostawić samej w domu, ale my się cieszymy jej obecnością, oby była z nami jeszcze jak najdłużej - pani Maria patrzy z czułością na mamę.
Naręcza dobrych uczynków
Kilka dni temu było święto Matki Boskiej Zielnej, ulubiony dzień pani Zofii. Zawsze tego dnia robiła snopek, czyli bukiet z kwiatów, ziół i zbóż. W środku wkładała jabłko.
- Taki poświęcony bukiet wkładała po kościele do rzędów kapusty, miało to zapewnić urodzaj - wspomina pani Maria. - Mama jest wspaniałą osobą, nie miała łatwego życia, ale zawsze była pogodna, ciepła, łagodząca konflikty - dodaje. We wsi wszyscy znają solenizantkę. - Dobra kobieta - mówią sąsiedzi, i wszyscy tu wierzą, że po tak długim życiu, gdy będzie schodzić z tego świata, w miejsce snopów poniesie pełne naręcza dobrych uczynków, na które całym swoim życiem zapracowała.
WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 17
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Follow https://twitter.com/gaz_krakowska