Prokurator domaga się jeszcze kar od 8 miesięcy do dwóch i pół roku pozbawienia wolności dla pozostałych oskarżonych, którzy opowiadają za utrudnianie śledztwa i zacieranie śladów zbrodni. Takie zarzuty ciążą na
Bartłomieju B., Andrzeju F., Justynie S. Adrianie S. i Mateuszu S.
23-letni Michał M. w Nowym Targu mieszkał z rodzicami i bratem. Przed laty próbował swoich sił jako hokeista, a potem pracował w firmie Janas, tej samej co starszy o 2 lata zamordowany Michał. Michał M. dorobił się dwóch wyroków za pobicie i uszkodzenie ciała i wyjechał do Holandii, gdzie zarabiał na plantacji pomidorów. Wrócił do kraju kilka dni przed zdarzeniem, które mieniło jego życie. Drogi życiowe dwóch Michałów ciągle się krzyżowały, ale na śmierć i życie ich losy splotły się w nocy z 21 na 22 listopada 2015 r.
Dziś już więcej wiadomo co się zdarzyło. Po wyjściu z domu Michał spotkał się z Bartłomiejem, dobrym kolegą z pracy. Kupili piwo i sączyli je na ławce. Dołączył do nich znajomy Mateusz, a potem pojawił się znany im z widzenia Michał M. To on rzucił pomysł, by skoczyć na imprezę do znajomej Justyny. Było po 22.00, gdy we czterech poszli pod znany im adres. 23-latka wynajmowała tam nieduże lokum. Kiedyś chodziła z Mateuszem, ale się rozstali i od tamtej pory sama zajmowała mieszkanie. Nie stroniła od imprez, więc bez oporu się zgodziła na kolejną balangę z czterema kolegami.
Była w miarę trzeźwa, czego nie można powiedzieć o jej gościach. Atmosfera luźna, gadali o pracy i popijali piwo. Co pewien czas ktoś wchodził na balkon na papierosa i właśnie wtedy Michał objął Justynę, a ona odsunęła jego rękę. Scenkę widział Michał M. i zasugerował Mateuszowi, że Michał podrywa jego byłą pannę.
Mateusz zareagował, by Michał już sobie poszedł. Do wymiany zdań włączył się Michał M. i głosem pełnym agresywny kazał się Michałowi wynosić. Wulgarnie zagroził mu, że jeśli nie opuści mieszkania to go, jak publicznie powiedział, zabije. Nie czekał na reakcję Michała i w jednym momencie znalazł się w kuchni, z której zabrał ostry nóż. Michał nie rozumiał, z jakiego to powodu atmosfera na imprezie stała się napięta. Na widok uzbrojonego kolegi próbował się bronić, ale alkohol spowolnił jego ruchy. Dostał dwa ciosy w klatkę piersiową, zachwiał się, zrobił kroki w stronę przedpokoju i upadł. Michał M. tam go dopadł i zadał cios w głowę. Bez powodu. Michała M. gonił potem po mieszkaniu z nożem i groził, że wszystkich pozabija i nigdzie nie będą telefonować, by przyjechała karetka .
- Wszyscy jesteście w to zamieszani i pójdziecie siedzieć! - krzyczał. Kazał wyłączyć komórki i zniszczył aparat Michała. Z Mateuszem zwłoki ułożył w skrzyni, która wcześniej była schronieniem dla królika. Wymiary; metr szerokości, pół metra długości i wysokości. Zagadką było jak się tam zmieścił Michał Marek , który ważył 84 kg i miał 184 cm wzrostu.
Michał M. przystąpił do zacierania śladów. Wezwał znajomych: Andrzeja F. i Adriana S. i groźbą wymusił udzielenie pomocy w wywiezieniu zwłok i ich zakopaniu w lesie na obrzeżach miasta. Skrzynię porąbano, pozbyto się też zakrwawionego dywanu i noża, narzędzia zbrodni. Michał M. rozebrał zwłoki i dopiero wtedy je ukrył w dole z ziemią. Po kilku dniach pojawił się u Justyny i przemalował jej podłogę, by nie było śladów krwi. Sam milczał o niej wiele dni, ale w końcu podczas imprezy u innego znajomego pochwalił się dokonaniem zabójstwa.
Zatrzymany przez policję trafił do aresztu i wtedy po raz kolejny ujawnił fakt uśmiercenia Michała Marka. Wskazał po 50 dniach miejsce zakopania zwłok w lesie.
- Liczymy na sprawiedliwy wyrok, prawdę o ostatnich chwilach i o śmierci ukochanego syna już znamy - mówi Piotr Marek, ojciec Michała.
WIDEO: Poszukiwani przestępcy z Małopolski
źródło: Gazeta Krakowska