Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

39-latka nie żyje, córka walczy o życie

Lech Klimek
Tragedia na drodze wojewódzkiej w Łużnej. Piaskarka była tam tylko rano, choć potem padał śnieg. Odpowiedzialni za zimowe utrzymanie dróg przekonują, że jezdnia nie była oblodzona.

Chciała zrobić swoim córeczkom przyjemność, dlatego zabrała je na lodowisko. To był dzień pełen niezapomnianych wrażeń. Niespodziewanie zakończył się jednak dramatycznym wypadkiem.

39-latka wracała już z dziećmi do domu. Na łuku drogi wojewódzkiej w przysiółku Podlesie w Łużnej nagle straciła panowanie nad kierownicą. Samochód bezwładnie zaczął sunąć na przeciwny pas ruchu wprost pod rozpędzoną ciężarówkę. Siła zderzenia była potężna. Roztrzaskana osobówka zatrzymała się dopiero w rowie. Na ratunek kobiecie i jej dwóm córeczkom w wieku 11 i 6 lat jako pierwsza ruszyła ich ciocia. Ona też była na lodowisku, ale wracała innym samochodem.

Mimo błyskawicznej akcji ratowniczej nie udało się ocalić życia 39-latce. Jej starsza córka w stanie krytycznym została przetransportowana śmigłowcem do krakowskiej kliniki. Młodsza dziewczynka również trafiła do szpitala, ale jej obrażenia nie są aż tak poważne.

Śledczy badają, co było przyczyną tego wypadku, analizują też, czy zarządca drogi dopełnił swoich obowiązków. Wiadomo, że piaskarka była tutaj wysłana tylko rano, a śnieg padał do późnego popołudnia. - Droga była czarna i mokra. Nie było konieczności wszczynania akcji - przekonuje Roman Leśniak, przedstawiciel Zarządu Dróg Wojewódzkich w Krakowie.

W dramatycznym wypadku na drodze wojewódzkiej w Łużnej zginęła 39-letnia mieszkanka Szalowej. Wracała z dziećmi z gorlickiego lodowiska. Na łuku drogi w przysiółku Podlesie jej samochód zderzył się z nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówką. Starsze z dzieci - jedenastoletnia dziewczynka - w stanie ciężkim zostało przetransportowane śmigłowcem do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. W chwili zamykania tego wydania gazety stan dziecka był krytyczny. Sześcioletnia dziewczynka została przewieziona do szpitala w Gorlicach. Na ten moment jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Kierowca ciężarówki nie odniósł poważnych obrażeń.

Trzy godziny akcji

- Zgłoszenie o wypadku otrzymaliśmy tuż po o godzinie 16:06 - mówi Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach. - Natychmiast na miejsce udali się strażacy z JRG w Gorlicach i z OSP w Szalowej i Łużnej. Akcja trwała ponad trzy godziny.

Jak relacjonują świadkowie, młodszą z dziewczynek z samochodu wyciągnęła jej ciotka. Podobnie jak uczestnicy wypadku, wracała z dziećmi z lodowiska w Gorlicach. Przejechała zakręt bezpiecznie. Widząc, co się dzieje, zatrzymała się i jako pierwsza rozpoczęła akcję ratunkową.

- Policjanci ustalili wstępnie, że najprawdopodobniej kierująca renaultem straciła panowanie nad pojazdem - mówi Grzegorz Szczepanek, rzecznik KPP w Gorlicach. - Zjechała na przeciwległy pas ruchu, gdzie doszło do zderzenia czołowo-bocznego z nadjeżdżającą z przeciwnego kierunku ciężarówką.

- Wszczęliśmy w tej sprawie śledztwo - informuje prokurator rejonowy w Gorlicach Tadeusz Cebo. - Konieczna będzie sekcja zwłok i dokładne badania obydwu samochodów. Mogę póki co powiedzieć tyle, że naszym zdaniem pierwotną przyczyną wypadku były warunki na drodze. Jak podkreśla prokurator, nie przesądza to o czyjejkolwiek winie, to dopiero wykaże śledztwo.

Niebezpieczna droga

Cztery lata temu również w Łużnej, na tej samej drodze, niedaleko miejsca piątkowej tragedii, doszło do innego wypadku. Wtedy to, we wrześniowy wieczór, w zderzeniu dwóch samochodów osobowych śmierć poniosły trzy osoby, a trzy w stanie ciężkim trafiły do szpitala. Panowały świetne warunki drogowe, było sucho i ciepło.

- Mieszkam niespełna 100 metrów od miejsca wypadku - mówi Rafał Janik z Łużnej. - I moim zdaniem tu jest po prostu niebezpiecznie. Nie ma chodnika i nie ma też ograniczenia prędkości, a zakręt jest dobrze wyprofilowany i kusi do szybkiej jazdy - tłumaczy.

Jak mówi pan Rafał, gdyby był tam chodnik, to kierowcy zwracaliby większą uwagę na to, co się dzieje na drodze. Obecnie najbardziej zagrożone są dzieci, które chodzą tędy na przystanek autobusowy. Zimą z pól wiatr nawiewa na jezdnię śnieg.

Kto dba o nasze drogi?

Według relacji świadków, feralnego dnia jezdnia była czarna, ale zalegało na niej błoto pośniegowe.Z raportów, jakie otrzymuje Zarząd Dróg Wojewódzkich, wynika, że w dniu wypadku tylko rano na tym odcinku było ślisko. Wtedy na drogę wojewódzką numer 977, również do Łużnej, wyjechać miały piaskarki. - Zapisy w naszych raportach wskazują, że około godziny 16 droga w tym miejscu była czarna i mokra, więc nie było konieczności wszczynania akcji - przekonuje Roman Leśniak, przedstawiciel Zarządu Dróg Wojewódzkich w Krakowie.

Tak to wygląda z perspektywy Krakowa. Trochę inaczej było jednak na miejscu. Już od godziny 13 na terenie powiatu gorlickiego dość mocno padał mokry śnieg. Śnieżne zadymki utrzymywały się właściwie do wieczora.

Wójt interweniuje

- Jeśli widzimy, że droga jest nieodśnieżona, to zawsze interweniujemy - mówi wójt gminy Łużna Kazimierz Krok. - Ja akurat w piątek wracałem z Krakowa, więc jechałem tą drogą, fakt, że tylko do centrum Łużnej, ale nie zauważyłem żadnych alarmujących utrudnień.

Sytuację na Podlesiu wójt zna z relacji strażaków z miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej, którzy uczestniczyli w akcji ratunkowej. - Na miejscu był Bogusław Kotowicz, szef naszego OSP - relacjonuje wójt Krok. - Z tego, co mi powiedział, wynika, że stan drogi był monitorowany przez służby drogowe, tyle tylko, że trochę padał śnieg i na asfalcie zalegała warstwa błota pośniegowego - przyznaje.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska