Uczestnicy uroczystości zgromadzili się na cmentarzu Rakowickim, gdzie większość ofiar została pochowana po ekshumacji z miejsca zbrodni w lutym 1945 r. Po złożeniu kwiatów i zapaleniu zniczy uroczystości przeniosły się na Dąbie. W kościele św. Stanisława Biskupa i Męczennika odprawiona została msza święta w intencji zamordowanych. Przewodniczył jej kard. Stanisław Dziwisz.
Po nabożeństwie zebrani przeszli pod pomnik na miejscu zbrodni, w sąsiedztwie kościoła.
Pacyfikacja Dąbia
Jak wspomina na swych stronach krakowski oddział IPN, był zimowy poranek 15 stycznia 1945 r.
"Do krakowskich fabryk zlokalizowanych na Grzegórzkach czy przy ul. Mogilskiej, zmierzali robotnicy zamieszkali na terenie dzielnicy Dąbie, na swojej drodze napotykając tego dnia gęsto rozstawione niemieckie patrole, które legitymowały przechodniów. Początkowo nie dziwiła ich ta sytuacja – od trzech dni słychać było ze wschodu daleki huk dział, ponieważ 12 stycznia ruszył front. Nadchodziły wojska sowieckie, w związku z czym Niemcy rozpoczęli ewakuację urzędów i cywilów z Krakowa" - czytamy na stronie.
Większość legitymowanych 15 stycznia mieszkańców Dąbia była odprowadzana do „Baru Rybackiego”, gdzie jak się później okazało, znajdował się punkt dowodzenia operacją. Od świtu do południa trwały też przeszukania domów i zabudowań w poszukiwaniu osób, które znajdować się miały na liście przywiezionej z ul. Pomorskiej przez funkcjonariuszy niemieckiej policji bezpieczeństwa.
Jak relacjonuje dalej IPN. "około południa przyjechały ciężarówki z 28 więźniami przywiezionymi z więzienia przy ul. Montelupich. Partiami wyprowadzano kolejne grupy w stronę wału, gdzie po położeniu się na ziemi były one rozstrzeliwane (dających jeszcze oznaki życia dobijano). Po zastrzeleniu przywiezionych, Niemcy przystąpili do egzekucji wybranych 52 osób zatrzymanych w „Barze Rybackim”.
W sumie Niemcy postanowili zgładzić tego dnia 80 osób, z czego jedna przeżyła. Był to Jan Hajduga (zatrzymany 8 stycznia pracownik firmy „Johann Hamerski” i mieszkaniec Dąbia), który będąc ciężko rannym w głowę udawał zabitego, a po odjechaniu Niemców z miejsca stracenia, zbiegł.
Zabici w Dąbiu byli ostatnimi ofiarami niemieckiego masowego terroru w Małopolsce.
Czytaj również
