https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Adam Małysz i hamburgery

Maciej Pinkwart
Przez kilka dni aut w Zakopanem było o wiele mniej i zaczęły być spod nich widoczne dziury w asfalcie. Z niebywałym refleksem na kilku ulicach wykorzystały to służby drogowe, w efekcie czego w miejscach dołków pojawiły się górki. Ale nie można było długo się tą odmianą cieszyć.

Zaczęły się zimowe ferie i spracowani rodzice ze Śląska, Lubelszczyzny, Pomorza, Podkarpacia i Łódzkiego poprzywozili samochodami dzieci wraz z ich nartami, deskami, sankami i jabłuszkami, licząc na to, że śnieg znajdą na miejscu, choć telewizyjne pogodynki straszyły, że w zasadzie poza szronem w lodówkach nie bardzo jest na co liczyć. Asfaltu znów nie widać.

Przejmować się jednak nie ma czym, bo styczniowa odwilż w Tatrach - po pierwsze - nigdy nie zmienia naszej okolicy w Karaiby, a po drugie, nie jest niczym nowym: od lat przed narciarskimi zawodami pucharowymi zastanawiano się z troską nad tym, czy nasi skoczkowie będą mieli na czym przegrywać ze światową czołówką.

Uwaga ta rzecz jasna nie dotyczy Adama Małysza, który zawsze wygrywa i jeśli nawet nie staje na podium, to tylko przez niesprzyjające warunki atmosferyczne lub niedoskonały sposób naliczania punktów za wiatr, belkę, kombinezon, gogle, wiązania i firmę sponsorską. Zresztą w czasie zakopiańskich zawodów sam sportowy wynik liczy się w sumie najmniej, bo tu pod Giewontem w najdoskonalszym stopniu realizuje się idea twórcy nowożytnych igrzysk - barona Pierre'a de Coubertina, w myśl której liczy się nie wynik, lecz udział.

W tym przypadku chodzi głównie o udział kibiców, którzy tłumnie przyjeżdżają do Zakopanego, dlatego że wszyscy przyjeżdżają do Zakopanego. Wynik Adama Małysza (nie mówię już o Marcinie Bachledzie, gdzie jest Tonio Tajner, się pytam!) jest w tym przypadku drugorzędny - Adam skacze, pijemy jego zdrowie, a potem dmuchamy mu pod narty i ewentualnie w balonik.

Ta sama zakopiańska magia przyciąga tu tłumy na sylwestra, choć od lat właśnie w Zakopanem dla tych tłumów nic się nie organizuje. Jednak to zakopiańskie nic przyciąga tu setki tysięcy osób.

I to właśnie jest piękne, że to poczucie zbiorowej miłości do Zakopanego przejawia się w momencie, gdy ogarnia nas zimowa depresja, śnieg topnieje i wyłażą z niego psie kupy, krokusy i niedźwiedzie smacznie śpią, a media wciąż reklamują produkty MacDonalda, bezustannie karmiąc nas strawą złożoną z raportów MAK-u oraz wypowiedzi Donalda i jego przeciwników.

Leć, Adam, jak najdalej od tego!

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska