Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka Pyzik jest jak kot Pawlaka. Z centralnej Polski

Halina Gajda
Jeździ na wózku, prowadzi normalny dom, mówi, że czerpie z życia co jej daje. Garściami. Chce czuć się potrzebna, pracuje w fundacji, szuka pieniędzy dla takich jak ona.

Moszczenica. Dom na wzgórzu. Z widokiem na parafialny kościół. W dużej kuchni z zielonymi meblami krząta się cztery osoby. Najstarsza na wózku inwalidzkim. Posprzątali po śniadaniu, więc jest czas na chwilę dla siebie. - Napijemy się kawy - zaordynuje Agnieszka Pyzik, niepełnosprawna mama trójki dzieci, mieszkanka Moszczenicy.

Po chwili na stole kubki z kawą, w pokoju obok Karol, najmłodszy z dzieci śpiewa przed telewizorem rockowe szlagiery. - Pewnie leci jakiś program z jego idolem Juanem Carlosem - śmieje się Ola, piątoklasistka, średnia siostra. Agnieszka od siedmiu lat porusza się na wózku inwalidzkim. Mówi: taki bonus od życia.

Dzień, który przewrócił świat
Siedem lat temu poszła do szpitala, na rutynową jak się wówczas wydawało operację. Pewność powodzenia okazała się złudna. Obudziła się bez czucia, z rodziną patrzącą na nią z przerażeniem w oczach. Potem był bunt, głośny sprzeciw, wręcz agresja.

Czasem w stosunku do ludzi, którzy w niczym jej nie zawinili. Psycholog którego przydzielili jej podczas rehabilitacji po operacji, pocieszał ją, że wszystko będzie dobrze. I dopytywał, czy aby na pewno nie ma myśli samobójczych. - Potem dowiedziałam się, że to normalne - mówi. Miesza w garnku makaron do niedzielnego rosołu. Bo przecież mimo ograniczeń trzeba prowadzić normalny dom.

- Co dzień punkt szósta rano Weronika, moja córka wpada do mojego pokoju i tonem nie znoszącym sprzeciwu melduje: szósta, wstawaj mama. Sama idzie do kuchni i przygotowuje śniadanie. Dla wszystkich. Dla mnie też - opowiada ze śmiechem. - Potem wszyscy wzajemnie się poganiamy, pospieszamy. Odwożę dzieci do szkoły, sama jadę do pracy - dodaje.

Po tym jak przestała chodzić, dostosowała dom do swoich potrzeb. Zlew ma na wysokości rąk, płyta indukcyjna do gotowania jest jeszcze niżej. Musi przecież wiedzieć co się dzieje w garnku. To samo z piekarnikiem czy lodówką. Szafki też ma zrobione pod siebie.

- O ta na przykład - pokazuje jedną z wnęk. - Ma szuflady, bo z wózka nie sięgnęłabym w głąb - opowiada. Owszem w kuchni jest kilka miejsc do których nie sięga, ale to zadanie dla... gości. - W tych szafkach są, jak ja to mówię, takie "lepsiejsze" talerze. Jak goście chcą mieć ładną zastawę na stole, to sobie wyciągają - śmieje się.

Mama, a ile ziemniaków obrać?
Rozmawiamy. Dzieci buszują po kuchni. - Mama, a ile tych ziemniaków obrać - pyta Ola. Po chwili między nią, a Karolkiem wybucha sprzeczka o to, kto będzie przygotowywał kotlety. Każde chce to zrobić samo. W końcu ustalają, że Karol będzie moczył mięso w jajku, a Ola w panierce.

Chłopiec po męsku tłumaczy jej, że jego część zadania jest i tak ważniejsza, bo... jajko jest jak klej. Bez niego panierka się nie przyklei. Po dłużej chwili pokazują palce utytłane jajkami i bułką tartą. Cieszą się z osiągniętego celu czyli panierowanych kotletów, i...nie przejmują narobionym bałaganem. Zresztą mama też niezbyt.

- To jedyne chwile w tygodniu, gdy jesteśmy wszyscy razem, bo mój wózek niewiele zmienia w funkcjonowaniu rodziny. Dzieci chodzą do szkoły, jeżdżą na basen do Gorlic, Ola uczy się w szkole muzycznej, z Karolkiem też trzeba się pouczyć, zwłaszcza, że w tym roku pierwsza komunia - wylicza mama.

Wystarczy kilka słonecznych promieni, by wyjechać z domu, choćby na lody do miasta albo do parku w Wysowej. Zresztą, nie ważne gdzie, ważne że razem. - Ola to wzorowa uczennica. Laureatka ogólnopolskiej olimpiady języka angielskiego. Miała pierwsze miejsce w kraju w swojej kategorii wiekowej. Poza tym, gra na skrzypcach - opowiada Agnieszka.

Dzieciaki na chwilę zajmują się rudym kotem, który przychodzi do domu przez otwarte na taras drzwi. Rudzielec, zwany przez nich Chuckiem Norrisem - bo wszystko potrafi - łasi się, głośno mruczy. Pieszczotom nie ma końca. W końcu futrzak uznaje, że ma dość czochrania i zwyczajnie ucieka. Ola bierze się za obieranie ziemniaków, Karolek dzielnie jej asystuje.

Długa lista aniołów stróżów
Po operacji Agnieszka straciła czucie od pasa w dół. To co się zepsuło, organizm nauczył się obchodzić. Ona musiała tylko nauczyć się odczytywać i interpretować nowe sygnały. Dotyczy to przede wszystkim całej codziennej, zwykłej ludzkiej fizjologii.

- Tylko rano potrzebuję więcej czasu, niż zdrowy, chodzący człowiek - mówi zupełnie normalnie. - Zresztą po tylu latach łapię się na tym, że... zapominam o wózku - dodaje. Odpuściła kosztową rehabilitację w Krakowie. Ma świadomość, że choćby wydała fortunę, to uszkodzonego rdzenia kręgowego nic nie jest w stanie odbudować. Przynajmniej na razie.

- Teraz chcę czerpać z życia, biorę wszystko co mi daje. Nie martwię się na zapas, bo mam dobrych aniołów stróżów. Nie ma siły, musi ich być kilku, bo jeden by nie dał rady - śmieje się.

Rzeczywiście, lista aniołów jest długa. Jest na niej sąsiad pan Janusz, pogotowie na wypadek, gdy zepsuje się jej wózek. Jest Halinka, która system ogrzewania w domu ma w jednym paluszku, jest też pan Franek, który gdy tylko spadnie śnieg, wyrusza z łopatą żeby mogła wyjechać samochodem.

Są też dziadkowie gotowi do pomocy w każdej chwili, jak i rodzina mieszkająca w pobliżu i niezawodne i ciocie Bożena i Grażyna. Są i urzędnicy w gminie, panie w sklepie. I mnóstwo przyjaciół w pracy, w fundacji. Wszyscy tak samo przychylni. Najbliżsi Agnieszki mieszkają daleko. - Pochodzę z centralnej Polski, jak kot Pawlaka - śmieje się.

Dopiero po chwili "zaskakuję", że mówi o scenie z filmu Sami Swoi. - Piotrków Trybunalski, Sulejów to moje rodzinne strony. Płasko, daleko widać, ale nie zostawiłabym dla tych widoków Moszczenicy - zapewnia.

Mama, co się martwisz, mam dwie ręce
Obiad bulgoce, pachnie coraz intensywniej. Dzieci praktycznie nie opuszczają Agi. - Jesteśmy zgraną drużyną. Każdego dnia, co najmniej kilka razy dziennie słyszę od nich, że mnie kochają - mówi z czułością. Ola korzystając z zamieszania pudruje nosek maminym kosmetykiem. W tym czasie Karol składa naczynia z suszarki.

Trzeba przyznać, że idzie mu to nadzwyczaj sprawnie. Gdy słyszy narzekanie mamy o tym, że zepsuła się zmywarka, macha ręką. - Mama ty się nie martw. Ja będę mył. W końcu mam dwie ręce - mówi z powagą.

Siła napędowa obowiązków
Agnieszka śmiga wózkiem po domu niczym mały samochodzik. Śmieje się, że tylko dlatego że miałam przyjść, posprzątała z biurka stosy papierów, różnych dokumentów. I to na chwilę przed wizytą. - Nie było kiedy. Wczoraj wieczorem oglądaliśmy mecz Polska-Niemcy. Dom puchł od kibicowania - mówi. - Taki mecz, że ciary na plecach miałam - mówi.

W zachwycie wtórują jej dzieci. - Praca mnie napędza. Im więcej obowiązków, telefonów do wykonania, spraw do załatwienia tym lepiej - mówi. - To daje mi poczucie, że jestem potrzebna - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska