Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amazonki: Nigdy nie wyglądałyśmy tak dobrze jak po... raku piersi

Katarzyna Gajdosz-Krzak
Katarzyna Gajdosz-Krzak
Katarzyna Gajdosz
W latach 90. rak był tematem tabu. - Koleżanki bały się ode mnie zarazić - opowiada pani Teresa.

Pani Teresie spada kurtka, zawieszona na krześle. Zauważa to jej koleżanka, ale nie podnosi, choć ma ją na wyciągnięcie ręki. - Z takimi reakcjami bardzo często się spotykałam i niestety do tej pory spotykam. Żadna z sąsiadek nigdy nie powiedziała mi tego wprost, ale takim zachowaniem dają do zrozumienia, że boją się zarazić rakiem - opowiada 73-letnia Teresa, sądecka amazonka. Na raka piersi zachorowała 18 lat temu. Wtedy to był temat tabu, nawet dla niej, jako pielęgniarki, tym trudniejszy do zaakceptowania przez najbliższych.

- Mąż nie mógł zrozumieć, że przytrafiło się to właśnie mnie. Choć wiedza o tym, że to nie jest choroba zakaźna była powszechna, długo żył w przekonaniu, że zainfekowałam się od jakiegoś pacjenta - opowiada.

Przyznaje, że czasem bardziej niż chorobą przejmowała się strachem męża. Paraliżował go na tyle, że nawet nie chciał, by żona prasowała mu koszule. W podobnym lęku żyło jej najbliższe otoczenie. Koleżanka, która często zostawiała pod jej opieką swoje dzieci, gdy dowiedziała się, że pani Teresa ma raka, zaczęła jej unikać. Do tej pory nie odważyła się przekroczyć progu jej mieszkania.

W trudnym dla pani Teresy momencie życia wytchnienie przynosiły spotkania z kobietami, które zmagały się z tym samym problemem.

73-latka, której udało się wygrać z chorobą, nadal czynnie działa w Nowosądeckim Stowarzyszeniu Amazonek, okazując zrozumienie i dając nadzieję kobietom, które właśnie przeszły amputację piersi i zaczynają leczenie. - Dziś świadomość społeczna na temat raka piersi jest znacznie większa. Ale nadal, gdy rozmawiam z amazonkami, słyszę podobne do mojej historie. Od jednej z pań na przykład odeszła pracownica ze sklepu. Bała się dotykać przedmiotów, które wcześniej miała w ręku jej chora szefowa. Takich przypadków jest na szczęście coraz mniej - mówi.

Odtrąbione leczenie

54-letnia Małgorzata Karwala nigdy nie odczuła dyskryminacji z powodu choroby. Ona może mówić tylko o pozytywnych reakcjach społeczeństwa. Szczególnie pracodawcy. Gdy dowiedziała się o chorobie, czuła, jakby wszystko w jej życiu się już skończyło.

- Ale przed pierwszą chemioterapią powiedziałam sobie stop dla smutków. To był sylwester. Przed podaniem leku ogromnie się bałam, więc dla rozładowania napięcia założyłam na siebie noworoczną czapeczkę i trąbką oznajmiłam wszystkim na sali początek mojego leczenia. Czym wywołałam niemałą sensację - opowiada.

Miała świadomość, że musi się poddać rządom lekarzy. Dużo wiedziała na temat raka, bo cztery lata temu rozpoczęła działalność w Stowarzyszeniu Kobiet do Walki z Rakiem Piersi Europa Donna. - W życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Zachorowałam dwa lata później - opowiada.

Konieczność oddania się w ręce lekarzy pozbawiała ją - jak mówi - kontroli nad swoim życiem. Jej namiastkę pozwoliła na szczęście odzyskać praca. - Nie przeszkadzało mi nawet to, że jestem bez włosów i prowadzę szkolenia. Wtedy zapominałam o chorobie - mówi Małgorzata Karwala, nauczycielka w Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli w Nowym Sączu. Pracodawca dostosował warunki pracy do jej możliwości.

- Niestety z doświadczenia innych amazonek wiem, że nie wszyscy są tak wyrozumiali. Większość kobiet, gdy zachoruje, musi zrezygnować z pracy i iść na rentę - dodaje.

Pokorne i terrorystki

- Słowo rak na wszystkich robi wrażenie. Najważniejsze to stawić mu czoła z godnością - mówi Krystyna Kronenberger, prezes sądeckich Amazonek. Kobiety, które pierwszy raz trafią do klubu, są zagubione, nieufne, nierzadko poranione. Nabierają sił do walki z chorobą, widząc, że innym paniom się udało.

- Nawet najbardziej kochająca, wspierająca rodzina nie wie, co siedzi w głowie kobiety, która boryka się z rakiem. I to moim zdaniem jest fenomen naszego stowarzyszenia - chore pomagają chorym - mówi Kronenberger.

Amazonki ze stowarzyszenia zalicza do najlepszej kategorii kobiet chorych na raka. Psychologowie dzielą bowiem panie na trzy grupy. Pierwsza to te, które przyjmują do wiadomości, że są chore i zaczynają radykalne leczenie, szukają grup wsparcia.

- Po dwóch latach, bo tyle mniej więcej czasu potrzeba, by oswoić się z chorobą, zaczynają normalnie funkcjonować - mówi prezeska.

Drugą grupę nazywa terrorystkami. To kobiety, które załamują się chorobą i choć żyją z nią czasem nawet 15 lat szykanują rakiem całą rodzinę. Nie szukają wsparcia, ale też nie pozwalają sobie pomóc. Do trzeciej grupy zaliczają się kobiety, które wypierają chorobę. W momencie, gdy zachorują, usuwają guza, podejmują leczenie, ale później chcą o tym zapomnieć i przestają się badać. U takich osób najczęściej dochodzi do przerzutów.

- Oby jak najwięcej kobiet chciało być w tej pierwszej grupie. „Nowicjuszkom” zawsze mówię: Wyglądałam kiedyś tak samo jak ty. A dziś? Spójrz na mnie - śmieje się Krystyna Kronenberger.

Przyznaje, że choroba przewartościowała jej życie. Wcześniej starała się zadowolić wszystkich dookoła, dziś dzień zaczyna od zadowolenia siebie - staje przed lustrem, robi makijaż, stroi się i dopiero wówczas zabiera za działanie.

- Każda z nas przyznaje, że nigdy tak dobrze nie wyglądała jak po raku - stwierdza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska