Ambasadora Mulla trudno nie polubić: szeroko uśmiechnięty, zainteresowany wszystkim, co dzieje się wokół, zadający mnóstwo pytań i co chwilę wyrażający gorący entuzjazm. Mówi bardzo dobrze po polsku, choć zdarzają mu się zabawne wpadki. - Jestem taki ekscytujący! - oświadczył, kiedy wchodziliśmy na wieżę mariacką.
Bo wysłuchanie hejnału ze środka najsłynniejszej wieży w Polsce było marzeniem dyplomaty z USA. Długo wypytywał strażaków o ich pracę, legendy związane z hejnałem, robił zdjęcia i nie mógł się nadziwić, że hejnaliści codziennie muszą pokonać aż 239 schodów. - To było fantastyczne przeżycie, do końca życia będę o nim pamiętał - dziękował na koniec strażakom. My wyruszyliśmy z nim dalej. Cel: obiad.
Ambasador wybrał dość osobliwe miejsce na posiłek - bar mleczny "U Stasi" przy ul. Mikołajskiej. Zamówił swoje ulubione pierogi z grzybami i kapustą (za cztery złote). Niestety, małą porcję, bo - jak twierdzi - przez pyszne polskie jedzenie musi się odchudzać. - Oprócz pierogów kocham polski sernik i kotlet schabowy ze śliwkami. Ależ trudno wymówić słowo "śliwkami" - opowiadał ze śmiechem. Zachwycają go też zupy, szczególnie żurek z czarnym chlebem i czystą wódką. Ambasador jest fanem polskiego piwa. Najbardziej posmakowało mu "tyskie". Dziś ma wybrać się jeszcze na słynne zapiekanki z Kazimierza i obwarzanka.
Mull nie zadziera nosa. Inni goście baru mlecznego i jego obsługa chyba nawet nie zorientowali się, że mają u siebie najważniejszego dyplomatę USA w Polsce. W lokalu był tłok, więc do naszego stolika w pewnym momencie dosiadła się niczego niedomyślająca się kobieta. Mull przywitał ją zapraszającym gestem i szerokim uśmiechem. Na koniec, już po posiłku, wstał od stolika i grzecznie stanął w kolejce do kasy. Cierpliwie czekał, żeby zapłacić za siebie i swoich gości.
Wybierz najlepsze zdjęcie naszych fotoreporterów 2012 roku [GALERIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!