18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Wawrzyk. Chłopak z Azorów jedzie zwyciężyć w Moskwie [WYWIAD]

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Andrzej Wawrzyk ma 25 lat. Jest piątym, a zarazem najmłodszym Polakiem, który będzie walczył o tytuł mistrza świata w "królewskiej" kategorii. Gołocie, Adamkowi, Sosnowskiemu i Wachowi się nie udało. On odwróci trend?
Andrzej Wawrzyk ma 25 lat. Jest piątym, a zarazem najmłodszym Polakiem, który będzie walczył o tytuł mistrza świata w "królewskiej" kategorii. Gołocie, Adamkowi, Sosnowskiemu i Wachowi się nie udało. On odwróci trend? Andrzej Banaś
Nie jest gwiazdą, na ulicach nie rozdaje autografów, ale 17 maja wszystko może się zmienić. Na ringu w Moskwie zmierzy się z Aleksandrem Powietkinem w walce o pas mistrza świata wagi ciężkiej WBA. Z Andrzejem Wawrzykiem o jego szansie, życiu, boksie i ulicznych bójkach rozmawiają Przemysław Franczak i Łukasz Madej.

Siedzimy na zewnątrz, mija nas sporo ludzi. Domyślają się, że tu siedzi potencjalny przyszły mistrz świata?
Raczej myślą, że mamy tu piwo pod stołem i tak sobie popijamy na słoneczku [śmiech]. Sławny jeszcze nie jestem.

Ilu ma Pan fanów na Facebooku?
Nie wiem. Chyba ponad 3,5 tysiąca.

Piotr Żyła ma 600 tysięcy.
U-la-la. No, ale on skacze bardzo dobrze. Nie tylko na Facebooku.

Pan teraz rusza po swoje własne złote runo. Po pieniądze i popularność.
Tak, ruszam, żeby na Facebooku mieć pół miliona lajków i się cieszyć [śmiech].

To dziś kapitał przeliczany na pieniądze.
To prawda. Popularność to dobre walki, dobre walki to dobre pieniądze. Wiem, że ten pojedynek to jest moja wielka szansa.Kiedy wyjdzie Pan do ringu z Aleksandrem Powietkinem, pewnie wielu polskich kibiców będzie się zastanawiać: kurczę, a co to za Polak walczy o mistrzostwo?
No tak. I skąd on w ogóle jest? W Polsce mieszka czy w Ameryce?

A to chłopak z Krakowa.
Teraz z Niepołomic. Od trzech miesięcy. Zwiałem z naszego pięknego Krakowa, ale sercem oczywiście jestem tam nadal.

Osiedle Azory?
Zgadza się.

Za kim jesteś?
O kurde, grozicie mi? [śmiech]. Jako dzieciak chodziłem na Wisłę. Teraz już tak nie kibicuję, ale jeśli ktoś pyta, to odpowiadam: jestem za Wisłą.

My chcieliśmy tylko wiedzieć, czy dawniej częściej Pan to pytanie zadawał czy słyszał.
Rzadko się je zadawało, bo jak gdzieś się biegło na inne osiedle, to wiadomo było, po co się to robi. A przypadkowych ludzi na ulicach nie zaczepiałem.

Ustawki?
Byłem jak większość chłopaków z Azorów. Normalny dzieciak. Piłka, koszykówka, zabawa. Raz na jakiś czas, jak przyszła sobota czy niedziela, to zbierała się grupa i robiło się wjazd na inne osiedle. Przegoniło się kogoś, człowiek się cieszył i był nabuzowany.

Były dramatyczne sytuacje?
Nie, nikt nigdy bardzo nie ucierpiał. Był delikatny wpieprz i tyle.

Pan myśli teraz o tym: młody byłem i głupi czy młodość ma swoje prawa?
To nie była dobra rzecz. Dzięki boksowi wiem, że zrobić coś samemu, zmierzyć się w sportowej walce z rywalem, to fajna sprawa. Wyzwanie. Ale gdy biegniesz w dziesięciu czy piętnastu i czujesz się silnym, to tak naprawdę pokazujesz swoją słabość. No, ale młodość ma swoje prawa [śmiech].

Utrzymuje Pan kontakty ze starymi kumplami?
Zna się ich. Ale mam żonę, dzieci, do tego boks, treningi, więc jak przyjadę z Warszawy do domu, to nie ma czasu, żeby gdzieś wyskoczyć na miasto. Choć jak się czasem spotkamy, to jest sympatycznie.

Byli tacy, którzy kiepsko skończyli?
Jeden kolega z Azorów odprowadzając dziewczynę został 33 czy 36 razy pocięty nożem. Głośna sprawa. Przeżył, ale ledwo co.

Pana uratował boks czy rodzina?

Najpierw pojawił się kick-boxing, potem boks i pierwsze sukcesy. Była reprezentacja Polski, zajęcia, więc kontakt ze starym środowiskiem słabł. Przestałem się w bawić w te kibicowskie historie, gdy miałem 16 czy 17 lat. Zacząłem mocne treningi, jeździłem z turnieju na turniej, nie było czasu na inne rzeczy.
[w tym momencie do stolika, przy którym rozmawiamy podchodzi kobieta. - Przepraszam, czy pomogliby mi panowie przenieść kilka pudeł? - zagaja]

To jest właśnie ta moja rozpoznawalność, o którą pytaliście. Siedzi wysoki facet, z dużymi łapami, silny, to pewnie bez problemu przeniesie trochę ciężarów. Ha, a potem zobaczą w telewizji i będą się dziwić: o, patrz ten facet został mistrzem świata [śmiech].

Na razie proszą o przeniesienie o pudeł, kiedyś będą prosić o autografy.
No właśnie. Może już teraz, po walce z Powietkinem.

Jak Pan zareagował na informację, że ma Pan tę walkę?
Byłem wtedy w domu, odebrałem telefon i ucieszyłem się. Po prostu. Krzyknąłem: jeeeeedziemy do Moskwy! I bijemy!

Co żona na to?
Trochę była przestraszona. Mówiła, że to mistrz świata, że to będzie ciężki pojedynek, ale odpowiedziałem jej, że to przecież mój zawód. Po to na zawodowstwie napieprzam się sześć lat, żeby doszło do takiej walki.

Zrozumiała?
Pewnie, żona daje mi wielkie wsparcie. Fajna z nas rodzina. Mamy dwóch synków.

Drugi urodził się niedawno.
Prawie pięć tygodni temu, tuż przed moją walką w Częstochowie. Siedziałem tam i biłem się z myślami, że syn przychodzi na świat, a mnie przy tym nie ma, nie mogę go zobaczyć. Taki jednak mam zawód. Jest termin walki, trzeba się bić.

Raz na jakiś czas zbierała się grupa i robiło się wjazd na inne osiedle. To było słabe

Dzieci to motywacja?
Niesamowita. Z reguły co piątek przyjeżdżam do domu z Warszawy, gdzie na co dzień trenuję. Mam spokojny dom. Prawdziwa ostoja, to nie są puste słowa. Nie ma u nas wrzasków. Jesteśmy z żoną osiem lat, a pokłóciliśmy się może dwa razy. Jesteśmy superzgodni, przez co dzieci mają w domu niesamowity spokój. To piękna rzecz, no i cieszę się, że przeprowadziliśmy się do Niepołomic. Przez całe życie mieszkałem w blokowisku. Wielkie dziesięciopiętrowce. Widziało się jak dzieciaki, no, tacy dwudziestolatkowie, nic nie robią, tylko siedzą, piją, palą skręty i człowiek zły robił się od razu, że to może być też przyszłość jego dzieci.

Czyli chciał Pan po prostu wyrwać synów z takiego środowiska?

Tak. Jak ja byłem młodszy, to wiadomo, rozrabiało się, ale nie było tak, żeby siedziało się w miejscu i piwo piło. A teraz mam wrażenie, że te środowiska są dużo trudniejsze. Narkotyki, marihuana. Z tego trudno się wyrwać. Kiedy więc pojawiła się szansa przeprowadzenia do Niepołomic, to nawet sekundy się nie zastanawiałem.

Większą część roku spędza Pan jednak poza domem. To duże wyrzeczenia?
Zawodowy sport tego wymaga. Pewnie byłaby możliwość zabrania ze sobą rodziny do Warszawy, ale ja czuję się tam źle. Nie lubię tego miasta. A tak, to do domu wracam z radością. W poprzednim roku miałem kilka operacji, sześć miesięcy leżałem w domu. To była piękna rzecz.

Leżał Pan, bo nie mógł się ruszać?
Skąd, mogłem, ale mi się nie chciało. Rozkoszowałem się byciem w domu.

Ucieszy się Pan, jeśli synowie wybiorą ten sam zawód?
Nie chciałbym, żeby szli w boks. Wolałbym, żeby zajęli się czymś normalniejszym. Niech piłkami się bawią, nie pięściami. Ale jeżeli będą mieć swoje lata i będą chcieli to robić, to przecież im nie zabronię. Nie chciałbym tylko, żeby w balet poszli [śmiech].

A czemu nie?
Powiedziałbym: synu, nie krzywdź mnie i zrezygnuj z tego. Nie chciałbym, żeby mój syn, a wydaje mi się, że będzie tak wysoki jak ja, ubierał się dziewczęco i pomykał w legginsach. Może jednak będzie szansa, że w balet nie pójdzie [śmiech].

A jak wybierze piłkę, ale w Cracovii?
Najważniejsze, żeby się rozwijał. A czy będzie grać w Cracovii czy w Wiśle, to mniej ważne. Wiadomo, jakby grał w Wiśle, to chodziłbym na mecze z szalikiem i darł się na maksa. Serce by się radowało, ale nigdy nie będę na siłę mówił, gdzie ma grać czy należeć. Nie jestem fanatykiem.

W ogóle niespotykanie spokojny z Pana człowiek.
Taki jestem, ale akurat strasznie lubię się bić. To we mnie siedzi, ale przenoszę to na ring. Wyłącznie. Lubię się wygłupiać, lubię żarty, ale żeby iść i kogoś zaczepić, to zupełnie nie moja bajka.

Z Panem będzie tak jak z Robertem Lewandowskim i jego czterema golami strzelonymi Realowi Madryt?

U-la-la, ale walnął. Oglądałem. Kurde, to co zrobił...

Te cztery gole to tak jak w boksie pokonać mistrza świata przez nokaut.
No tak, moje zwycięstwo byłoby czymś niesamowitym. Zostałbym pierwszym polskim mistrzem wagi ciężkiej. Nie udało się Gołocie, Sosnowskiemu, Adamkowi, Wachowi. Dla polskiego boksu, sportu w ogóle, byłoby to coś wielkiego.

Następca Gołoty. To o Panu pierwszym tak mówiono.
Na pewno był wielkim zawodnikiem. Według mnie, jedną czy nawet dwie walki o tytuł wygrał, ale wiadomo jak jest w Ameryce. Walki się wygrywa, ale potem okazuje się, że jest przegrana. Pierwszym polskim mistrzem powinien być Gołota. Szkoda tylko, że z pięć lat temu nie skończył z boksem. Powinien w domku posiedzieć i odpoczywać.

Pan ma psychikę mocniejszą od niego? O nim się mówiło, że walki przegrywał w głowie.
Na razie mogę powiedzieć, że nie zdarzyło mi się, żebym przed jakąś walką się spinał czy wystraszył się przeciwnika. Nie mam tak. Jest walka i wiem, co mam zrobić.

Im dłużej analizuje Pan Powietkina, tym mocniej w siebie wierzy?
Tak, już wiem, że mu wpieprzę. Widzę wszystkie jego błędy. Będzie trzeba to wykorzystać.

Jednak już jest zaplanowana walka Powietkina z Władimirem Kliczką. Zrobiono przetarg, na stół wyłożono 23 miliony dolarów.

A ja im zmienię plany. Będą źli, bo nie zarobią.

A wtedy to Pan zmierzy się z Kliczką?
To nie jest takie proste. Jak wygram z Powietkinem, to nie stanę się automatycznie rywalem dla Władimira. Scenariusz pewnie będzie wyglądał tak, że zrobi się duży szum, Rosjanie będą wściekli, że popłynęli na grubą kasę, i będą żądać rewanżu ze mną.

Mówi się, że żeby w Moskwie wygrać, trzeba Powietkina znokautować. Na punkty Rosjanie nie dadzą Panu wygrać.
Może tak być. Zrobimy więc co trzeba, żeby zwyciężyć.

Ma Pan 25 lat. Mało kto w takim wieku walczył o mistrzostwo świata w wadze ciężkiej. Jest Pan gotowy?
Stoczyłem do tej pory 27 walk, więc jakieś doświadczenie jest. Czuję się dobrze przygotowany i psychicznie silny, by wyjść do tak dobrego zawodnika i się z nim zmierzyć.

Trudno jednak znaleźć ekspertów, którzy wierzą w Pana w tej walce. Świadomość, że jest się skazywanym na pożarcie pretendentem jest motywująca czy osłabia wiarę w siebie?
Nie zwracam na takie opinie uwagi. Nie potrzebuję słuchać uwag ludzi, którzy lubią sobie w telewizji ponawijać. Siłę daje mi rodzina, przyjaciele. Oni we mnie wierzą i ja też w siebie wierzę. Chcę wyjść na ring i zrobić swoje. A tamci niech gadają sobie, co chcą. Mam to gdzieś.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska