To, co nie udało się Murray'owi w tegorocznych finałach w Australian Open i French Open, w których dwukrotnie musiał uznać wyższość Serba Novaka Djokovicia, Szkot powetował sobie w Wimbledonie.
Nie wiadomo, czy Raonicia obciążała świadomość, że przystępując do potyczki z Murray'em zapisał się w historii swojego kraju jako pierwszy tenisista w finale Wielkiego Szlema, ale bez kompleksów radził sobie z faworyzowanym rywalem. Tak samo, jak w półfinale, w którym pozbawił nadziei na 18. tytuł Rogera Federera, tak i w decydującej batalii pokazał spore umiejętności.
Pierwsza partia zakończyła się dość pewnym zwycięstwem Murray'a, ale w zaciętym drugim i trzecim secie potrzebna była rozgrywka tie-breakowa. Za pierwszym razem (przy stanie 6-3) dla Szkota zadecydował wygrywający serwis, a w decydującej partii Murray miał aż pięć piłek meczowych. Raonić zdołał obronić tylko pierwszego meczbola i ostatecznie nie był w stanie pokusić się nawet o jednego seta.
Kluczem do zwycięstwa Murray'a była popisowa gra jego największym atutem, czyli znakomity return, którym doskonale radził sobie z siarczystym serwisem Kanadyjczyka.