Grafficiarz upatrzył sobie niskie bloki od przystanku autobusowego "Zarzecze" po kościół. Kibolskie malunki widnieją na nich od czerwca. Janusz Magier nie rozumie, dlaczego Spółdzielnia Mieszkaniowa "Widok" nie postarała się jeszcze o ich zakrycie.
- Jest już połowa lipca, a my dalej musimy przechodzić obok tych paskudnych napisów - mówi nasz Czytelnik. - Zostawienie graffiti na budynkach przez dłuższy czas to najlepszy prezent, jaki można zrobić tym łobuzom!
Pan Janusz przypomina, że początkowo napisy nie mogły zniknąć z bloków, ponieważ były potrzebne policji w śledztwie. Mężczyzna dowiedział się jednak, że dochodzenie jest zakończone. - Na tego typu sprawę policja potrzebuje około 10 dni, a nie ponad miesiąc. Sprawa się skończyła, a graffiti dalej jest - mówi mieszkaniec Bronowic.
Informacje Czytelnika sprawdzili dla nas przedstawiciele małopolskiej policji. Rzeczywiście, śledztwo od dłuższego czasu nie jest już prowadzone. - Policja zakończyła postępowanie i sprawa została 26 czerwca umorzona z powodu niewykrycia sprawców - mówi Anna Zbroja.
Piotr Krokosz prezes SM "Widok" obiecuje, że już dziś rozpocznie się usuwanie napisów. Wkrótce wszystkie wulgarne graffiti wreszcie powinny zniknąć z budynków. Spółdzielnia nie zareagowała natychmiast po zakończeniu sprawy, ale Piotr Krokosz zaznacza, że walka z pseudografficiarzami jest naprawdę trudna.- Niektóre napisy już usunęliśmy, gdy nam pozwoliła na to policja - informuje. - Ale często gdy tylko zakrywamy malunki, pojawiają się nowe. Ci ludzie robią to o godz. 3, 4 w nocy.
Mimo że okolica jest patrolowana przez policję i firmę ochroniarską Solid, nie udało się ich przyłapać na gorącym uczynku - dodaje.
Krokosz wylicza, że zakrywanie napisów, kosztuje SM "Widok" kilkukrotnie więcej niż w ubiegłym roku.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+