Proszę tak dziwnie nie patrzeć, mijający tydzień przyniósł przecież nowe rewelacje dotyczące współtwórcy KOD-u Mateusza Kijowskiego, już nie tylko z niego niesumienny alimenciarz, ale również całkiem nieprzypadkowy frontman zupełnie nieprzypadkowego obywatelskiego sprzeciwu. Otóż, jak triumfująco oświadczył Jarosław Gowin, dziadek Kijowskiego „związany był z komunistycznym aparatem represji”, co ma prowadzić do oczywistego wniosku, że KOD to armia broniąca starego porządku, którego korzenie sięgają co najmniej 22 lipca 1944 roku, a który rozkwitł i spasł się w ostatnim ćwierćwieczu.
Pal sześć, jaka jest prawda o dziadku Kijowskim, ale to są, proszę państwa, rojenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego, zatem są to rojenia o mocy urzędowej, brać więc je trzeba poważnie. Może więc zamiast tych bzdetów o opowiadaniu bajek i struganiu karmników, należałoby dziadkom oddać podczas szkolnych uroczystości co dziadkowe, a nie udawać, że tylko grają z dziećmi w makao. Mam, oczywiście, na podorędziu parę propozycji.
„Dziadek nie gra ze mną w szachy, nie urządza wielkich hec, za to uczy od małego jak układu pilnie strzec”.
„Dziadku mój kochany, jam jest twoje kwiecie, uczyń ze mnie proszę, resortowe dziecię”.
„Dziadku mój najwspanialszy, choć jesteś już u kresu, pokazujesz mi niezłomnie, jak być strażnikiem wielkiego biznesu”.
Tak jest? No, jak nie, jak tak.
W ogóle strach się teraz bać, w każdej chwili można dostać w twarz gałęzią drzewa genealogicznego, a po brawurowo opisanej historii z werbowaniem przez GRU 12-letniego Ryszarda Petru widać, że szaleństwo nie ma granic. Wkrótce brzemieniem będzie data urodzenia przed 1989 rokiem i sam fakt odebrania edukacji w szkołach PRL-u (oczywiście nie będzie dotyczyć to tych stojących po właściwej stronie, wtedy nawet współpraca z komunistycznym aparatem represji nie jest przeszkodą). Oczywiście mam nadzieję, że znów powie nam o tym minister Gowin. On zresztą też jest dziadkiem, i to takim prawdziwym, nie resortowym. W opowiadaniu bajek nie ma sobie równych.