FLESZ - W pomidorach będzie więcej witaminy D?

Artur Rojek wychował się w Mysłowicach. Kiedy przyszedł na świat, ojciec zostawił matkę samą z malutkim dzieckiem. Znaleźli oni schronienie na strychu w domu u jej rodziców. Matka musiała zarobić na utrzymanie siebie i syna, więc poszła do pracy. Kiedy chłopiec trafił do przedszkola – przepłakał cały pierwszy dzień.
- Po raz pierwszy zaśpiewałem publicznie w przedszkolu z okazji Dnia Matki. Potem pamiętam jakąś rodzinną imprezę, podczas której poproszono mnie o powtórzenie tej piosenki. Wujek postawił mnie na krześle i kazał śpiewać. Ponieważ nie brakowało alkoholu, kiedy doszedłem do czwartej zwrotki, płakał jak bóbr – śmieje się piosenkarz.
Początkowo młody chłopak chciał związać swoją przyszłość z pływaniem. Kiedy był w podstawówce, zobaczył film o Tarzanie ze słynnym pływakiem Johnnym Weissmüllerem w roli głównej. Tak mu się spodobał, że postanowił iść w ślady swego idola. Wysiłek włożony w treningi z czasem zaczął przynosić efekty. W 1985 roku Artur został mistrzem Polski juniorów. Po skończeniu katowickiego AWF-u, wrócił do Mysłowic i został nauczycielem wychowania fizycznego.
W międzyczasie odżyła jego pasja do muzyki. W 1992 roku założył wraz z kolegami własny zespół. Jego nazwę zaczerpnęli od nazwy starego piecyka, który stał w sali prób – Myslovitz. Grupa zaprezentowała modne w tamtym czasie brzmienie zwane „brit popem”: melodyjne piosenki o gitarowym brzmieniu, odwołujące się do beatlesowskiej psychodelii. Nikt inny w Polsce tak nie grał – szybko odniosła więc sukces.
W ciągu kolejnych dwóch dekad zespół nagrał dziewięć albumów i dał dziesiątki koncertów. W 2012 roku Artur postanowił opuścić swoich kolegów i rozpocząć solową karierę. Dla wielu fanów był to spory szok: wokalista uznał jednak, że jego kreatywność w tej konfiguracji personalnej się wyczerpała.
Nowym partnerem artystycznym wokalisty został producent Bartosz Dziedzic – i to z nim nagrał on swą pierwszą autorską płytę „Składam się z ciągłych powtórzeń”. Przyniosła ona nowocześnie zaaranżowane piosenki, łączące gitarowe i elektroniczne brzmienia.
- Mam momenty, ze jestem jak kamikadze. Często nie zastanawiam się za długo przy podejmowaniu decyzji i jak w coś wierzę, to jestem w stanie wszystko temu podporządkować. Wciąż wydaje mi się, że mam jeszcze wiele do zrobienia i że tyle ciekawych rzeczy jest wokół mnie. I chociaż miesza się to ze zmęczeniem podejmowaniem wciąż nowych wyzwań, to trudno mi się zatrzymać – opowiada.
Premierę drugiej solowej płyty Artur zaplanował na wczesną wiosnę 2020 roku. Kiedy już miał wyruszyć w trasę promującą „Kundla” – nadeszła pandemia. Trzeba było więc wszystko odwołać. Dlatego piosenkarz zaprezentował na żywo materiał z albumu dopiero w minionym sezonie. W międzyczasie powstały już nowe utwory. Kilka z nich posłuchamy już podczas sobotniego koncertu wokalisty w krakowskim klubie Kwadrat.