Rutkowski wyjaśnia, co robił na Grodzkiej. "Łapałem groźnego bandziora"
Rutkowski słynie z tego, że uwielbia medialne przedstawienia. Nie zawiódł i tym razem: na konferencję przyjechał kilka minut spóźniony, w nieodłącznych okularach przeciwsłonecznych i lakierowanych butach. Wysiadł z auta w błysku fleszy fotoreporterów i wszedł do maleńkiej, sprzedającej kolorowe lody i ciastka kawiarni w asyście swoich uzbrojonych pracowników odzianych w kominiarki i kuloodporne kamizelki.
Rutkowski Patrol łamie przepisy na Grodzkiej, kary nie uniknie
- Zaprosiliśmy tu państwa, bo Mateusz, właściciel kawiarni, jest bezradny. Bandyci próbowali od niego wyłudzić haracz. Zostali zatrzymani, ale prokuratura nie wystąpiła o areszt. Wyszli na wolność i dalej gnębią mojego klienta - zaczął opowieść.
Potem o sytuacji opowiadał Mateusz, poszkodowany. - Piotr K. i jego wspólnik nagle zaczęli bardzo często przesiadywać w mojej kawiarni. Wkrótce zostałem zatrzymany na ulicy, mężczyzna powiedział mi, że ktoś zapłacił, żeby mnie zniszczyć. Potraktowałem to jako żart. Ale potem ci ludzie znów przyszli do mojego lokalu, pytając, jaka jest moja decyzja. Zażądali 20 tys. zł haraczu - opowiadał Mateusz.
Cukiernik zgłosił to na policję, ale miał usłyszeć na komisariacie, że wskazani przez niego mężczyźni to "leszcze" i żeby się nimi nie przejmować. - To było w piątek w nocy. W sobotę rano pod moim lokalem już stał Piotr K. pytając, "po co ci ta policja".
Piotr K. i jego wspólnik, Grzegorz L., zostali zatrzymani przez policję w połowie marca. Prokuratura postawiła im zarzut grożenia śmiercią restauratorowi. - Mimo kilkukrotnego przesłuchania poszkodowanego, śledczy nie znaleźli podstaw do postawienia im zarzutu usiłowania wymuszenia rozbójniczego - twierdzi Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Śledczy nie występowali więc o areszt dla Piotra K. i Grzegorza L. Przydzielono im jedynie policyjny nadzór i zakaz kontaktu z pokrzywdzonym. Właśnie o to żal do śledczych mają Rutkowski i poszkodowany. - Po tym, jak po 48 godzinach wyszli z policyjnego aresztu, pierwsze kroki skierowali do mojego lokalu - opowiadał Mateusz. - Piotr K. mieszka w kamienicy naprzeciwko i ciągle mnie obserwuje. W zeszły czwartek zdewastował mi samochód, nowego mercedesa. Straty wynoszą 20 tys. złotych - opowiadał cukiernik na konferencji.
Jednocześnie 5 marca w tej sprawie został zatrzymany kolejny podejrzany, Andrzej Sz. Jemu prokuratura postawiła już zarzut usiłowania wymuszenia i wystąpiła o tymczasowy areszt. Według ludzi ze środowiska Rutkowskiego, trzeci mężczyzna był jednak "sprzedany" przez Piotra K., a ze sprawą dużo wspólnego nie miał.
Rutkowski twierdzi, że takich wymuszeń haraczy od właścicieli lokali w Krakowie jest znacznie więcej. Tyle że na ogół ludzie się boją i po prostu płacą. - Nie można płacić ani złotówki tym bandytom, chociażby grozili spaleniem lokalu, porwaniem dziecka i śmiercią, bo tak właśnie ci bandyci działają. Oczywiście tych gróźb nie można lekceważyć, ale nie można też im ulec - przestrzegał detektyw Rutkowski. W błysku fleszy i na tle kolorowych deserów.
współpr. Marta Paluch
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze