Trudno mówić o niespodziance, bo to reprezentant gospodarzy (42. ATP) był faworytem pojedynku z Polakiem (107. ATP), który i tak może mówić o szczęściu, bo niewiele brakowało a w ogóle nie zagrałby w Melbourne. Podczas rozgrywanego przed Australian Open turnieju ATP Cup w Sydney u Majchrzaka wykryto koronawirusa. Trafił na kwarantannę, w efekcie przepadły mu kwalifikacje w Melbourne i musiał liczyć na to, że wycofa się któryś z wyżej sklasyfikowanych rywali.
Tak się ostatecznie stało, a choć 26-latek z Piotrkowa Trybunalskiego nie ukrywał, że po przejściu Covid-19 nie jest jeszcze w stu procentach gotowy, to jednak podjął wyzwanie i w pierwszej rundzie wyeliminował doświadczonego Włocha Andreasa Seppiego 6:1, 6:1, 7:5. - Jeszcze ze sobą nie graliśmy, ale obejrzę kilka jego spotkań i z trenerem opracujemy taktykę na to spotkanie - zapowiadał przed czwartkowym meczem Polak.
Niestety, na zapowiedziach się skończyło, bo nie udało się jej zrealizować, a spotkanie trwało w efekcie tylko godzinę i 40 minut. Australijczyk świetnie poruszał się po korcie, był skupiony i bardziej zdeterminowany od Polaka, który zdawał sobie sprawę, że z tak dysponowanym rywalem nie może wdawać się w długie wymiany. To z kolei przełożyło się na błędy - w całym meczu popełnił ich w sumie 28 (przy 25 wygrywających piłkach). Bilans rywala (35 winnerów i 20 pomyłek), w połączeniu z 11 asami serwisowymi (Majchrzak tylko trzy) wyraźnie pokazuje kto był lepszy w tej parze.
W trzeciej rundzie rywalem De Minaura będzie Hiszpan Pablo Andujar, który pokonał 6:4, 7:6(6), 0:6, 6:1 Słowaka Aleksa Molcana. Nasz tenisista może być jednak zadowolony, bo i tak był to jego najlepszy występ w Australian Open (dwa poprzednie starty kończył na pierwszej rundzie), a dzięki wywalczonym Melbourne punktom na pewno awansuje w rankingu ATP.
Po porażce Majchrzaka w turnieju głównym nie pozostał nam już niestety ani jeden singlista.
Ze zmiennym szczęściem walczyły w czwartek w Melbourne również nasze singlistki. Z piątki Polaków (płci obojga) na starcie turnieju została nam już tylko Iga Świątek.
