Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Babcia Błaszczykowskiego trzyma za wnusia - Kubusia!

Katarzyna Janiszewska
Jakub Błaszczykowski
Jakub Błaszczykowski fot. Bartek Syta Barteksyta.Pl
W sobotę finał Ligi Mistrzów. Borussia liczy na naszego Kubę Błaszczykowskiego. A największa fanka piłkarza, babcia Felicja Brzęczek, od dwóch tygodni myśli tylko o tym, jak pójdzie jej kochanemu wnuczkowi - pisze Katarzyna Janiszewska.

Babcia Felicja ma w telewizorze specjalny kanał. Taki, w którym transmitują wszystkie mecze, jakie jej Kubuś (bo dla niej zawsze będzie po prostu wnuczkiem Kubusiem) gra w niemieckiej Borussii. Zamyka swoją kwiaciarnię, sadowi się wygodnie w fotelu i Boże broń, żeby jej ktoś przeszkadzał.

- Ja to się pani przyznam, że agresywna jestem przy meczu, źle się ze mną ogląda - mówi Felicja Brzęczek. - Drę się, krzyczę: nie było spalonego! - jak sędzia źle sędziuje, albo: jak podajesz - bo mi się wydaje, że to można było zrobić lepiej. Jestem w ten wir wciągnięta, oglądam każdy mecz. Takie są we mnie emocje, że to się nie da spokojnie patrzeć. Jak Kubuś nie gra, też oglądam, bo lubię sport, cała nasza rodzina sportowa. Ale nie mam w sobie agresji, bardziej jestem na luzie.

Piłka za nim chodziła
Kuba Błaszczykowski od małego był za piłką, ciągle za nim chodziła - tak to pamięta babcia. Nawet w swoim pokoju nie przestawał kopać. A zdolny był, że hej! Miał dryg do sportu. Jak do Pierwszej Komunii szedł, ledwie wrócił z kościoła, marynarkę rzucił w kąt, założył korki i pobiegł grać.

Miał siedem lat, gdy - razem ze starszym o trzy lata bratem Dawidem - rozpoczął treningi w Rakowie Częstochowa. Wiosną 2003 grał już w IV-ligowym KS Częstochowa, a dwa lata później dołączył do zespołu Wisły Kraków.

Dziś jest jednym z najlepszych piłkarzy w Europie. Gra w niemieckim klubie Borussia Dortmund. - Kilka razy u niego byłam - mówi pani Felicja. - Oglądałam mecz z trybun. Atmosfera była super, i ci kibice. To ma swój urok, oglądanie na żywo. Ale trochę to dla mnie za daleko, oczy nie te i słabo widzę,co się dzieje na boisku. Wolę patrzeć w telewizji.

Dwa razy w roku: na święta Bożego Narodzenia i podczas letniego urlopu znany piłkarz staje się na powrót małym Kubusiem.
W grudniu i w czerwcu przyjeżdża do Truskolasów, do babci. Wieś otaczają soczyście zielone o tej porze roku pola i gęste lasy. Po obu stronach wąskiej szosy wystrzeliwują w górę cienkie, czarne pnie, zakończone rozłożystymi koronami. Jadąc można na przykład otworzyć szybę w aucie i wpuścić trochę rześkiego, leśnego powietrza.

Kuba nigdy nie miał czasu ganiać po tych lasach, zresztą grzyby i tak go nie interesowały. Jak tylko przychodził ze szkoły jadł obiad (to mogły być na przykład ziemniaki z surówką i kotlet mielony, który uwielbiał, za to za kapustą nigdy nie przepadał, ale tak poza tym nie był wybredny i nie grymasił) zarzucał na ramię sportową torbę i szedł na PKS. Jechał 25 kilometrów trzęsącym się jelczem, do częstochowskiego klubu Raków, gdzie trenował.

- Do sportu to trzeba mieć zamiłowanie i trzeba chcieć to robić - podkreśla pani Felicja. - Ale bez talentu nic z tego nie będzie. Ja to się śmieję, że piłkarze to gorzej mają niż w wojsku. Ciągle tylko treningi i treningi. Kubuś nigdy nie miał wolnego czasu. Szkoła, piłka, odrabianie lekcji.
I tak w kółko.

Tragedia
Jest 13 sierpnia 1995 roku. Dochodzi godz. 19.30. Mały Kuba wrócił właśnie od kolegi. Zdążył tylko zdjąć wrotki, kiedy usłyszał krzyk mamy. Wybiegł przed dom i zobaczył ją leżącą w kałuży krwi.

Od jakiegoś czasu Annie i Zygmuntowi nie układało się w małżeństwie. Dzień wcześniej pokłócili się. Mąż czekał na żonę, gdy wracała od koleżanki. Pchnął nożem w brzuch, przebił aortę.

Kuba przez kilka dni nic nie jadł, nie wstawał z łóżka. Rzucił treningi. Zawsze radosny, uśmiechnięty, po tym, co się stało przestał się uśmiechać, zamknął się w sobie. W jednej chwili stracił oboje rodziców. Matka nie przeżyła ataku. Ojciec trafił do więzienia. Syn zerwał z nim kontakty.

Przyjechał dopiero na pogrzeb.

- Wiele lat był to dla mnie coś, o czym chciałem zapomnieć - mówił w jednym z nielicznych wywiadów na ten temat. - To piętno będzie mi towarzyszyło do końca życia. Oddałbym wszystko, żeby mama dalej żyła. To co się wtedy wydarzyło, odmieniło moje życie o 180 stopni. Inaczej zacząłem myśleć, jeść. Jakby kamień spadł ci na głowę, a po tygodniu budzisz się i jesteś zmuszony do rozpoczęcia nowego życia. Nigdy nie zrozumiem co było przyczyną i dlaczego to się stało.

Wychowaniem 11-letniego Kuby i jego bratem zajęli się dziadkowie. Chłopcy zamieszkali z nimi.

Dziś niechętnie wracają do tamtych wydarzeń. - Długo go w domu trzymałam, nie puszczałam na dyskoteki - wspomina babcia Felicja. - Nawet miał o to pretensje, mówił: a Dawidka to puszczasz. A ja się bałam, żeby co złego nie wyniknęło, w jakieś narkotyki żeby się nie wdał. Zastępowałam im rodziców, chciałam dobrze wychować. Ale czasami miał człowiek wyrzuty, że za surowy. Bo dzieciaki skrzywdzone przez los, bez matki się chowały. Nigdy nie miałam z nimi problemów, nie byli łobuzami. Wdzięczni są, potrafią podziękować. Kubuś codziennie do mnie dzwoni, czasem i dwa razy dziennie. Zawsze pyta: babciu, jak się czujesz? Co przyjedzie, to z prezentem: krem albo perfumy przywozi. Pamięta o mnie.

Po autograf do babci
Piętrowy dom w waniliowym kolorze przykryty jest ciemną dachówką. Przed nim duży, elegancki podjazd wyłożony eurokostką.
Na parterze niewielka kwiaciarnia, którą prowadzi pani Felicja. Co i rusz ktoś przychodzi i przynosi: a to piłkę, to koszulkę, albo zdjęcie z prośbą o dedykacją. Babcia Kuby cierpliwie wszystko zbiera, a kiedy wnuk przyjeżdża, podsuwa mu do podpisania.
- A ile ja się zdjęć narozdaję, ile listów tu przychodzi! - opowiada babcia piłkarza. - Lubią go, lubią ci jego fani. Syn też grał, też był kapitanem drużyny, ale nie było takiego szaleństwa. Wtedy to były inne czasy. A teraz trzeba było widzieć, co się działo, jak na Euro Kubuś grał w reprezentacji i strzelił gola w meczu z Rosją. Telefony się urywały, miałam tu najazd dziennikarzy - śmieje się.

Do meczu o zwycięstwo w Lidze Mistrzów zostały godziny. Pani Felicja o niczym innym już od dwóch tygodni, nie może myśleć.
- Och, Boże kochany! - wzdycha. - Tak się już denerwuję, przeżywam! To ważny mecz. Żeby wygrali, to raz. Ale żeby żadnej kontuzji nie było. Mało to takich, co złośliwie faulują, popchną, przewrócą. Jak ten, co ostatnio dwie żółte kartki dostał i jeszcze do Kubusia pyskował. Takie jest smykarstwo. Sport to ciężki chleb. A pieniądze to nie wszystko. Najważniejsze, że Kubuś ma wspaniałą rodzinę, żonę, córeczkę. Po tym wszystkim, co przeżył, zasługuje na to.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska