Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Babcia mówiła, że jestem zbyt spokojny na reżysera. Byłaby dumna

Magdalena Balicka
Tomasz Jurkiewicz, reżyser pochodzący z Trzebini opowiada o swoich inspiracjach i planach na przyszłość.

Dwa lata temu stworzył Pan fantastyczny scenariusz na pierwszy w swojej karierze film
pełnometrażowy. "Kalafiory o smaku kiwi" doceniono w prestiżowym konkursie Script Pro
organizowanym przez Szkołę Wajdy i festiwal PKO Off Camera. Przed nakręceniem kolejnego filmu blokują Pana tylko pieniądze?

Pieniądze - tylko i aż. Producent filmu od dwóch lat walczy o zgromadzenie budżetu. To niecałe 3 miliony złotych. Scenariusz jest odbierany skrajnie. Wielu autorytetom bardzo się podoba. Z kolei część ekspertów uważa, że nic z tego nie będzie. W efekcie wciąż czekamy na decyzje kolejnych podmiotów, które rozdzielają w Polsce pieniądze na filmy.

O czym byłby film?
To historia o dojrzewaniu. 20-latek z małego miasteczka marzy, by zostać szefem kuchni, brakuje mu jednak funduszy, by przygotowywać swe wykwintne dania. Wpada na pomysł, by zaopiekować się przebywającym w domu opieki, chorym na Alzheimera dziadkiem i tym samym inkasować jego emeryturę. Pieniądze przeznacza na produkty do kuchni. Gdy jego chytry plan odkrywają rodzice, chłopak wyprowadza się z domu na działki. Dopiero tu skonfrontuje się z chorobą dziadka. Staruszek tymczasem zakochuje się w Agacie, opiekunce kolonii. Agata przypomina mu żonę sprzed lat.

To smutna historia. Jak większość Pana dzieł...
Raczej tragikomedia. I nie zgadzam się z tym, że moje filmy są smutne. Wiele w nich światła, dystansu, spojrzenia na ludzi i świat z przymrużeniem oka. I z reguły kończą się dobrze.

Ma Pan na swoim koncie wiele fantastycznych produkcji, które można zobaczyć nie tylko w internecie, ale także w telewizji, m.in. "Radioakcja", "Babcia wyjeżdża", "Gdyby ryby miały głos". Skąd do nich inspiracje?

Po trosze z innych filmów, po trosze z obserwacji, reszta z własnego doświadczenia. Zawsze powtarzam, że pochodzę z małego miasteczka, jakim jest Trzebinia. Prowincja wraz z poznanymi tutaj ludźmi jest największą inspiracją. Pamiętam, jak szukałem obsady do pierwszorocznej etiudy
pt. "Franciszek". Matkę tytułowego bohatera zagrała pani Zofia, która przed rewitalizacją Rynku w Trzebini pracowała jako babcia klozetowa. Miała tak ciekawą, plastyczną twarz jak najlepsza aktorka. Gdy zaproponowałem jej rolę, bez wahania się zgodziła. I wyszło świetnie. Później często łączyłem w obsadzie aktorów zawodowych z naturszczykami. Zawsze działało to odświeżająco.

Jak to się to stało, że został Pan reżyserem?
Jako nastolatek byłem bardzo ambitnym uczniem, wręcz kujonem. Wybrałem profil matematyczno-fizyczny w chrzanowskim liceum Staszica i okazało się, że już takim orłem nie jestem. Zainteresował mnie za to film. Początkowo widziałem się w roli krytyka filmowego. Idąc tym tropem, wybrałem studia z filmoznawstwa w Krakowie. Ale to nie było dla mnie. Za dużo teorii, za mało konkretów. Zamarzyłem o realizowaniu filmów. Moja babcia to wyśmiała. Mówiła, że jestem zbyt powolny i spokojny do tego zawodu. A reżyser musi potrafić huknąć, zdyscyplinować aktorów. Ja jestem introwertykiem, zawsze czułem się obserwatorem. Mimo wszystko zacząłem zdawać egzaminy na Wydział Radia i Telewizji im. Krzysztofa Kieślowskiego na Uniwersytecie Śląskim. Dostałem się za czwartym razem.

I od razu był Pan prymusem?

Wręcz przeciwnie. Początkowo nie szło mi zbyt dobrze. Kręciłem ćwiczenia o samobójstwach i szpitalach psychiatrycznych - jak większość studentów na pierwszym roku. Dopiero nasz opiekun, Leszek Wosiewicz, powiedział mi: "Zrób czeski film o Trzebini, skoro tam mieszkasz i nie potrafisz przestać mówić o tym miejscu. To będzie coś osobistego. Taki trzebinizm". Bardzo mi się to spodobało. Zrobiłem "Franciszka" i egzamin zdałem na piątkę.

A o czym był ten film?

O 35-latku z małego miasteczka, który wciąż mieszka z mamą i nie ma pomysłu na życie. Jest bardzo nieśmiały. W końcu znajduje pracę jako kontroler biletów w autobusie i zakochuje się w rewidowanej pasażerce. Budżet na ten film był bardzo skromny, bo zaledwie 400 złotych, ale udało mi się namówić gminę Trzebinia, by wsparła przedsięwzięcie i kwota urosła dziesięciokrotnie. Wystarczyło na 12-minutową produkcję.

A co z filmem o duchach, który zaczął Pan kręcić kilka lat temu?
"Z pogranicza cudu". Dopinam go na ostatni guzik. To dokument, który zacząłem kręcić dzięki poznaniu Wiesława Konecznego z Libiąża. Był górnikiem, obecnie jest pisarzem. To wielki pasjonat lokalnej historii. Film miał dotyczyć powstawania jego nowej książki. Pan Wiesław chciał w niej spisać historie osób, które spotkały duchy. Dotarłem do jego bohaterów. Niestety, o ile w rozmowie ze mną i panem Wiesławem byli otwarci, o tyle przed kamerą nie chcieli już tak chętnie rozmawiać. Przekonywanie ich zajęło więcej czasu, niż planowałem. Ale na szczęście jesteśmy już po zdjęciach. Finalnie będzie to historia pięciu osób, których życie odmieniło się dzięki kontaktowi
ze światem nadprzyrodzonym.

Póki co montuje Pan ekipę chętnych do wzięcia udziału w warsztatach filmowych.
Wspólnie z Trzebińskim Centrum Kultury i fotografikiem Karolem Mroziewskim organizujemy w tym roku podczas Dni Trzebini warsztaty filmowe "Młodzi vs seniorzy". To nowa forma zabawy, ale i edukacji. Dwie grupy wiekowe podczas trzech dni będą wymyślały scenariusz scenki filmowej, a potem zagrają i wyreżyserują ją pod moją opieką. Wszystko skończy się uroczystym pokazem w kinie "Sokół" ostatniego dnia święta miasta. Aktualnie szukamy chętnych, zarówno
młodzież, jak i seniorów. Zainteresowani udziałem mogą dzwonić do TCK pod numerem tel. 32 6 121 497. a
Rozmawiała Magdalena Balicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska