- Lepiej zacząć odkładać pieniądze na schronisko, niż kaleczyć bezbronne zwierzęta - twierdzi Henryk Baluś, radny. Tymczasem wójt Babic, Roman Warchoł przekonuje, że chipy pomogłyby zidentyfikować
właściciela czworonoga, gdy się zgubi lub kogoś pogryzie. - Ci, którzy nie oznakowaliby pupila, ponieśliby koszty odwiezienia go do schroniska - twierdzi wójt.
Mikroprocesor wszczepiany za uchem zwierzaka miał być bezpłatny dla właścicieli czworonogów. Tym bardziej wójt dziwi się, ze radni nie idą z duchem czasu. Przekonuje, że ta metoda jest całkowicie bezpieczna dla ich kudłatych pupili i pozwoli zaoszczędzić rocznie na wyłapywaniu bezpańskich psów i odwożeniu ich do schroniska.
Jego argumenty nie przekonują jednak większości babickich samorządowców. - Kto to wymyślił, żeby jakiś metal zaszywać zwierzakowi za uchem. To pies, a nie robot. Siedzi cały dzień przy budzie, nigdy nie ucieka, więc po co mam go kaleczyć - twierdzi radny Baluś.
Wśród mieszkańców gminy są jednak entuzjaści czipowania. - Ares często przeskakuje przez bramkę. Na szczęście zawsze wraca do domu. Chciałabym jednak mieć pewność, że nie złapie go jakiś hycel. Chip byłby świetnym rozwiązaniem - przekonuje pani Krystyna z Wygiełzowa.
Wtóruje jej pani Monika z Babic (na zdjęciu). - Musimy iść z duchem czasu. Jeśli pogryzie mnie jakiś kundel, to chce wiedzieć, czy był szczepiony. Na wsi biega pełno psów. Dobrze, by znać ich właścicieli - odkreśla kobieta. Wójt Roman Warchoł trwa przy swoim. - Zrobię wszystko, by przekonać radnych i mieszkańców, ze czipowanie psów to nasza przyszłość -tłumaczy. W maju, podczas kolejnej sesji zamierza ponownie poddać uchwałę pod głosowanie rady.