Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartłomiej Misiewicz: Nieskromnie powiem, że czasem patrzę na swoje życie, jak na filmowy scenariusz

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Bartłomiej Misiewicz: Każdy dzień spędzony w areszcie był dla mnie walką. Niemniej jestem człowiekiem silnej woli
Bartłomiej Misiewicz: Każdy dzień spędzony w areszcie był dla mnie walką. Niemniej jestem człowiekiem silnej woli Materiały Prasowe
Jeśli chodzi o określenie „Misiewicze”, to jestem pewien, że ono niedługo zmieni swoje znaczenie i będzie mówić o ludziach, którzy mimo przeszkód, mimo upadków, to jednak potrafią się podnieść i osiągać sukcesy – mówi Bartłomiej Misiewicz, były współpracownik Antoniego Macierewicza, dziś biznesmen.

Zraził się Pan już na dobre do polityki?

W ogóle się do polityki nie zraziłem; ale dziś polityka to dla mnie przeszłość. Skupiam się na biznesie, prowadzę dwie firmy i to jest dzisiaj moja droga życiowa. Jestem tak zajętym człowiekiem – pochłoniętym firmami, które tworzę, że nawet nie śledzę na bieżąco wydarzeń politycznych.

Był czas, kiedy polityka stanowiła całe Pana życie. A potem ta polityka, mówiąc kolokwialnie, Pana wypluła. Czuł się Pan zraniony? Jak Pan sobie z tym poradził?

Nie lubię we własnym zakresie uprawiać martyrologii. Nic nie jest dane raz na zawsze. Jestem i czuję się człowiekiem młodym. Z dzisiejszej perspektywy polityka była dla mnie warsztatem, zdobyłem doświadczenie i wiedzę, której nie kupiłbym nigdy w życiu. Jestem wdzięczny panu marszałkowi Antoniemu Macierewiczowi za te wszystkie lata, możliwość pracy u jego boku i możliwość nauki. To dla mnie ogromna wartość. Niemniej, powtórzę, dziś jest to za mną, mam teraz nowe życiowe wyzwania. Pracowałem w polityce najlepiej jak umiałem. Jeśli jakieś błędy popełniłem, to lepiej, że w tak młodym wieku, żeby móc z nich wyciągnąć lekcję. Dziś biznes daje mi olbrzymią satysfakcję i komfort psychiczny. W polityce cokolwiek człowiek zrobi, niezależnie od tego, jak bardzo będzie się starał, to i tak zawsze będzie hejtowany i zawsze będzie źle. W biznesie nawet mimo prywatnych animozji, jestem oceniany po jakości oferowanych produktów, po pracy, którą wkładam w to, co robię. To jest dla mnie wielka motywacja.

Czego nauczyły Pana te wszystkie pełnione przez Pana funkcje i stanowiska, począwszy od tego, kiedy jako 17-latek zaczął Pan pracę w biurze pana Macierewicza?

To, co na co dzień przydaje mi się w biznesie, to na pewno odporność na stres. Też odporność na presję czasową i umiejętność zachowywania zimnej krwi w momencie, kiedy trzeba podejmować ważne decyzje związane z rozwojem własnego biznesu. Ale też umiejętność porozumiewania się i współpracy z mediami. To również kwestia zarządzania zespołem ludzkim. Siłą rzeczy, musiałem nauczyć się tego w młodym wieku. Polityka jest wielowątkowa, trzeba umieć łączyć różne sznureczki i sprawnie się w tych zawiłościach poruszać. Umiejętności, jakie nabyłem, dają mi dziś komfort funkcjonowania. Jedna moja spółka działa w branży innowacji i technologii, druga w branży alkoholowej. Umiem utrzymać między nimi balans, zarządzać funkcjonowaniem i rozwojem jednej i drugiej spółki.

Co uważa Pan za swój największy błąd z tamtych czasów, kiedy był Pan w polityce? Oczekiwał Pan od dowódców szacunku służbowego, powitania przed frontem jednostki wojskowej?

To nie jest prawda. Nigdy czegoś takiego nie oczekiwałem. Pewne rzeczy wynikają z protokołu wojskowego i są naturalne, nawet jeżeli media czy niektórzy politycy uważają, że jest inaczej, a nie sprawdzają, jak to wynika z zapisów. Ale, jak powiedziałem, ja nigdy czegoś takiego nie oczekiwałem. Natomiast nie jestem pewien, czy to były błędy…

… wspomniał Pan już w tej rozmowie, że parę błędów popełnił.

Jeżeli chodzi o mnie osobiście, rozumiem, że w nawiązaniu do dawnych historii, to ja bym to traktował jako incydenty. Być może, mimo młodego wieku, człowiek piastujący ważne funkcje państwowe czy publiczne, nie powinien sobie pozwolić pójść na piwo do lokalu, bo właśnie mogą powstać z tego niestworzone historie.

To nauczyło Pana radzić sobie z sytuacjami kryzysowymi?

Niewątpliwie. Ale też nauczyło mnie postrzegania, że to, co dla wszystkich ludzi jest normalne i każdy obywatel ma do tego prawo, to dla osoby znanej czy publicznej oznacza, że tych praw ma mniej. A jeśli z nich korzysta, to potem musi liczyć się z tym, że inni stworzą niedomówienia, niedopowiedzenia, a nawet napiszą bajki na temat tego, co to niby miało się wydarzyć. Dziś jestem już zupełnie gdzie indziej, na innym pułapie życia. Nie mam czasu na imprezowanie, a jeśli muszę to odreagowuję w inny sposób, poprzez sport.

Co spowodowało, że Pan się tak odmienił, że jest innym człowiekiem nawet zewnętrznie, bo zrzucił ponad 40 kilogramów?

Schudnięcie traktuję jako jeden z moich dużych sukcesów, a i staram się to utrzymać. Na pewno te 148 dni spędzonych w odosobnieniu pozwoliły mi wykonać bardzo dużą pracę mentalną i refleksyjną nad sobą. Zmieniłem nie tylko priorytety w życiu, dokonałem pewnego przewartościowania, ale też… No właśnie, kiedyś rozrywką było dla mnie wyjście na piwo, a dzisiaj rozrywką czy też sposobem na pozbycie się emocji jest gra w tenisa czy trening EMS, które regularnie uprawiam. Staram się bardzo dużo ćwiczyć i być aktywnym fizycznie. Daje mi to bardzo dużą satysfakcję; pozbywam się negatywnych emocji; endorfiny pozwalają złapać uśmiech. Skupiam się więc na czymś zupełnie innym.

W styczniu 2019 roku został Pan zatrzymany przez CBA i otrzymał zarzuty powoływania się na wpływy i czerpanie z tego korzyści materialnych. Sąd zdecydował o tymczasowym areszcie. Jak Pan wtedy przyjął to, co się stało?

Z dużym zaskoczeniem. Czekam, aż sprawa trafi do sądu i jestem pewien, że przed niezawisłym sądem będę mógł się bronić. Jestem przekonany, że się wybronię z tych absurdalnych zarzutów.

Niezawisły sąd nie wnioskuje o areszt i potem nie przedłuża tego aresztu bez powodu.

Pani redaktor, jestem w trudnej i niezręcznej sytuacji z racji tego, że trwa postępowanie przygotowawcze, więc cokolwiek ujawnię czy powiem o tym postępowaniu, mogłoby to zostać odebrane, że wpływam na śledztwo i utrudniam prokuraturze jego przebieg. Prawda jest taka, że w czerwcu 2019 roku, dzięki staraniom moich prawników i decyzji Sądu Okręgowego w Warszawie, podtrzymanej przez Sąd Apelacyjny, wyszedłem na wolność i od tamtej pory śledztwo cały czas jest przedłużane. Niezmiennie podziękowania kieruję również do Rzecznika Praw Obywatelskich, który włączył swoje biuro w tę sprawę. A to, co się zmieniło od tamtej pory to sąd oddał mi paszport i zezwolił na wyjazdy za granicę. Mój dozór decyzją prokuratury też został ograniczony i to są jedyne zmiany w toczącym się postępowaniu. Spokojnie czekam, aż sprawa trafi do niezawisłego sądu i jestem pewien, że udowodnię swoją niewinność.

Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, ale ja nie jestem dżentelmenem, stąd zapytam, skąd Pan miał 100 tysięcy złotych, aby zapłacić kaucję?

Pani nie jest dżentelmenem; ja jednak nim pozostanę.

Miałam nadzieję, że może mi Pan podpowie, jak zarobić w szybkim czasie 100 tysięcy złotych?

Pani redaktor – ciężką i uczciwą pracą. Wracając do kaucji, to wpłacił ją mój tata, a ja sam jestem człowiekiem, który ma po prostu wielu przyjaciół.

Rozumiem. Jakie doświadczenia wyniósł Pan z aresztu? Jak sobie tam radził? Zyskał zaufanie, życzliwość współaresztowanych?

Przez 148 dni byłem kompletnie izolowany, jak rozumiem, ze względów bezpieczeństwa, więc spędziłem je sam ze sobą. Moją jedyną rozrywką było wyjście na godzinny spacer lub rozmowa z księdzem albo wychowawcą. W każdym wywiadzie będę powtarzał, że wyrażam dozgonną wdzięczność dyrektorowi zakładu karnego i wszystkim funkcjonariuszom służby więziennej za zapewnienie mi bezpieczeństwa. Areszt, czy w ogóle więzienie, to nie jest łatwe miejsce do życia. Każdy dzień był dla mnie w jakimś sensie walką; przy aktywności, jaką prowadziłem wcześniej, nagle znalezienie się na kilku metrach kwadratowych samemu ze sobą, wyłącznie z książkami, krzyżówkami, nie było czymś prostym również dla psychiki. Niemniej jestem człowiekiem silnej woli. Odbyłem nad sobą dużą pracę. Bardzo wiele dała mi wiara – chcę złożyć ogromne podziękowania księdzu kapelanowi za jego wsparcie i setki rozmów, które odbyliśmy. W areszcie jest mnóstwo rzeczy, które powodują, że normalny człowiek, znajdując się w takim miejscu, nie umie się odnaleźć. Każdy dzień był dla mnie nauką tego miejsca. Nie będę zgrywał żadnego twardziela ani bohatera; swoje kryzysy też miałem. Niemniej uważam i moi przyjaciele, którzy dzisiaj ze mną rozmawiają uważają podobnie, że mimo przykrych doświadczeń nadal pozostałem człowiekiem normalnym; pozostałem sobą.

Bał się Pan o swoje bezpieczeństwo i wystąpił z wnioskiem, aby mógł przebywać w jednoosobowej celi?

Nie, z mojej strony ani ze strony moich adwokatów nie było takiego wniosku. To była decyzja służby więziennej, za którą jestem wdzięczny.

Obawiał się Pan o swoje życie, zdrowie?

Wie pani, jak człowiek znajduje się w zakładzie karnym, w którym większość ludzi nie przebywa za niewinność, a jeszcze na dodatek jest się osobą powszechnie znaną, to różne myśli przychodzą do głowy.

Jak Pan patrzy na to, że przedstawia się Pana jako symbol kolesiostwa, nepotyzmu, że termin „Misiewicze” funkcjonuje publicznie jako określenie tych, którzy nie mają kompetencji, a dostają atrakcyjne apanaże dzięki powiązaniom z PiS-em?

Przyznam, pani redaktor, że dawno nikt mi tego pytania nie zadawał, ale z chęcią na nie odpowiem. Dziś ludzie, którzy wymyślili to określenie i od mojego nazwiska zaczęli nazywać osoby niekompetentne, już w przestrzeni publicznej, nie tylko politycznej, w ogóle nie istnieją i nie funkcjonują. Ja zaś mam już zupełnie inną prasę; zajmuję się biznesem, wprowadzam nowe projekty. O mojej metamorfozie mówi również wygląd zewnętrzny. Kończę studia, licencjat już mam, niedługo będę miał dyplom magisterski i studia MBA. Cały czas stawiam na swój rozwój, także na rozwój kariery biznesowej. Polityka jest dla mnie przeszłością i dziś mam ogromny komfort psychiczny, ogromny spokój. Wiem, na co pracuję, wiem, ile wysiłku wkładam, wiem za co jestem oceniany. Mam duże grono stałych odbiorców i konsumentów produktów, które produkuję i wytwarzam. Często są to ludzie, którzy niekoniecznie mają serce po prawej stronie. Dzisiaj jestem totalnie apolityczny. A jeśli chodzi o określenie „Misiewicze”, jestem pewien, że to określenie niedługo zmieni swoje znaczenie i będzie mówić o ludziach, którzy mimo przeszkód, mimo upadków, to jednak potrafią się podnieść i osiągać sukcesy.

Przedstawia Pan się teraz niczym feniks z popiołów.

No, bo rzeczywiście, trochę tak się czuję. Bardzo ciężko na to pracuję, żeby pokazać, że tamto określenie jest nieprawdziwe. Naprawdę wkładam w to dużo pracy; to nie jest tylko błyszczenie na ściankach. Oczywiście nie robię tego sam. Mam bardzo duży zespół, ekspertów, doradców i za ciężką pracę jestem im wdzięczny, ale jak widać, przynosi ona efekty.

Kiedy pojawiły się informacje o Pana alkoholowym biznesie, przeczytałam w internecie, że wódka sygnowana skompromitowanym nazwiskiem to kiepski pomysł. Zrobił to Pan celowo, na przekór?

Pani redaktor, jestem człowiekiem raczej kreatywnym, poza tym lubię wkładać kij w mrowisko. Oczywiście nie da się każdemu dogodzić. Jedna opinia negatywna na tysiące pozytywnych, tak to wygląda w praktyce. Wolałbym, żeby ten, kto tak napisał, spróbował mojego produktu, a potem się wypowiadał, bo co ma nazwisko do tego?

Nazwisko ma to, że od Pana nazwiska wzięła się nazwa wódki, prawda?

O tym właśnie mówię – jestem pewien jakości tego produktu. To jakość premium, jeżeli chodzi o substancję. W związku z powyższym biorę za to odpowiedzialność. Dlatego z pewną dumą sygnuję tę wódkę swoim nazwiskiem. A do tej pory, ze wszystkich konsumentów i degustatorów nie usłyszałem jeszcze żadnego słowa krytyki. To motywuje mnie do tego, żeby tej jakości cały czas pilnować, a także pracuję już nad kolejnymi produktami alkoholowymi, bo na białej wódce nie poprzestanę. Jeszcze w tym roku wprowadzę kolejne produkty. Właśnie wchodzimy na platformę, do Grupy Eurocash – największego dystrybutora w kraju. Prowadzimy zaawansowane rozmowy z sieciami sklepów, jesteśmy już dostępni w hotelach, restauracjach czy stacjach paliw w Polsce. Oczywiście, zawsze znajdą się pojedyncze osoby, które będą mówiły o skompromitowanym nazwisku, ale jestem pewien, że jak spróbują tego alkoholu, jak zdegustują, to zmienią zdanie i zaczną oceniać jakość moich produktów, a nie powtarzać medialny, stary slogan. Nie można całe życie, pani redaktor, żyć wyłącznie przeszłością.
Absolutnie! Ale obecna władza mocno podkreśla, jak ważna jest przeszłość i polityka historyczna. Wracając do teraźniejszości – widział już Pan najnowszy film Patryka Vegi „Pętla”?

Nie widziałem.

A obejrzy Pan? Ostatnio plotkarskie serwisy rozpisywały się, że był Pan na premierze filmu Lecha Majewskiego.

Byłem na premierze „Doliny Bogów”, ale to ze względu na uznanego reżysera, w którego filmach grają gwiazdy hollywoodzkie i jego filmy zawsze warto zobaczyć i je zrecenzować. Jeżeli chodzi o filmy pana Patryka Vegi, to nie mam szczególnej potrzeby, żeby je oglądać. Poza tym doświadczenie z ostatnich lat pokazuje, że zwiastuny tych filmów najlepiej je obrazują, a cała reszta to tylko uzupełnienie.

Dlaczego właściwie wycofał Pan swój pozew przeciwko Patrykowi Vedze, w związku z jego filmem „Polityka”? Domagał się Pan miliona złotych.

Zawarliśmy ugodę. Zresztą, pan Patryk Vega przeprosił. To jest dla mnie satysfakcjonujące.

Jeśli plotkarskie portale piszą, że był Pan na premierze filmu, albo, że Pan schudł, to wygląda jakby traktowały Pana jak celebrytę. O to panu chodzi?

Nie bardzo rozumiem pytanie. Do czego zmierzamy? Czy chcę być celebrytą?

Pan już jest celebrytą. Nie pytam o to, czy Pan chce, tylko, czy to Panu odpowiada?

Pani redaktor, jestem osobą publiczną, powszechnie znaną, w związku z powyższym jest mi zawsze miło, jeżeli pojawię się na jakimś wydarzeniu kulturalnym, udzielam wywiadu; ktoś chce ze mną rozmawiać, ktoś mnie zauważa. Dzięki zasięgom w mediach społecznościowych, jakie generuję, mam też grono swoich fanów, którzy mnie na bieżąco śledzą, zawsze coś doradzą, skrytykują albo pochwalą, za co jestem im wdzięczny, jak również mediom i dziennikarzom. Nie przeszkadza mi to, zawsze można to wykorzystać, żeby zrobić np. coś dobrego dla drugiego człowieka.

O jakich dobrych rzeczach, korzystnych dla innych Pan mówi?

Na przykład jestem dumny z tego, że „Misiewiczówka”, sygnowana moim nazwiskiem i będąca moim produktem brała już udział w kilku akcjach charytatywnych, aukcjach charytatywnych, dzięki czemu nieśliśmy pomoc i wsparcie. Druga moja spółka była zaangażowana w trakcie pandemii w akcję „drukarze dla szpitali” w ramach druku 3D. Jeśli do takich akcji mogę wykorzystywać swoją medialność i popularność, to jestem jak najbardziej za.

Jeśli się przeanalizuje Pana karierę, to widać, że miała ona nagłe wzloty i upadki; a na pewno wszystko działo się szybko. I cały czas Pana życie funkcjonuje w niewiarygodnym przyspieszeniu.

Muszę powiedzieć, pani redaktor, że nie dają mi o tym zapomnieć moi rodzice, którzy za każdym razem są zaskoczeni każdym moim pomysłem i każdą nową aktywnością. Musi nade mną czuwać jakiś dobry Anioł Stróż, który prowadzi mnie w odpowiednie miejsca, ale też stawia odpowiednich ludzi na mojej drodze, bo to jest też w tym wszystkim bardzo ważne. Nieskromnie powiem, że czasami sam patrzę na swoje życie jak na filmowy scenariusz.

Wyobraża sobie Pan, że film o Panu mógłby wyreżyserować Patryk Vega?

Za wcześnie, by o tym mówić. Oczywiście, jest tu ogromna rola mojej rodziny, przyjaciół, że w każdym, nawet najgorszym momencie, potrafię stanąć na nogi, potrafię się podnieść; że nie zmieniam się charakterologicznie. Ostatnio widziałem się z jednym z moich przyjaciół, powiedział, że to niesamowite, bo znamy się od lat 15 i czy byłem na samej górze, czy spadłem na sam dół, do aresztu, czy, jak teraz – jestem w biznesie, i jest to duży biznes, to cały czas jestem taki sam. Wbrew temu, co piszą media, nigdy nikogo nie traktowałem z góry, czy niekulturalnie. Staram się cały czas być człowiekiem, jak najbardziej z wartościami, ale zawsze obierałem sobie wysokie cele po to, żeby do nich dążyć.

Jak to było, że Pan wpadł na pomysł produkcji wódki?

Pierwszy pomysł to były komponenty do druku 3D i założenie spółki; zależało mi na tym, żeby wejść w branżę innowacji i technologii, która będzie upraszczała życie ludzi w przyszłości i tak rzeczywiście jest. Równolegle, w styczniu tego roku rozpoczęliśmy prace nad „Misiewiczówką”. To było pół roku naprawdę ciężkiej pracy. Pomysł rzucił jeden z przyjaciół: „Powinieneś produkować swoją wódkę”. Tak się zaczęło i dziś jest ona dostępna w sprzedaży.

Lubi Pan wódkę?

Lubię.

Z jakiego domu Pan pochodzi? Jest Pan jedynakiem?

Mam siostrę dwa lata młodszą. Mój dom rodzinny jest jak najbardziej normalny. Katolicki. Patriotyczny. Normalny. Moja rodzina naprawdę czasami patrzy na mnie dziwnie, bo nikt z nich nie ma nic wspólnego ani z polityką, ani z mediami, ani z własnym dużym biznesem. Ale bardzo mi kibicują, a ja jestem im wdzięczny za ich wsparcie na każdym kroku, choć krzyczą na mnie, żebym już nie chudł (śmiech).

Jakim był Pan dzieckiem? Niesfornym czy grzecznym?

Mama twierdzi, że właśnie bardzo grzecznym, aż czasami za grzecznym.

A uczniem?

Do gimnazjum bardzo dobrym. A potem jak to w gimnazjum (śmiech). W liceum już była polityka.

Skąd się ona w Pana życiu wzięła?

Impuls. Zostałem przewodniczącym samorządu szkolnego, potem wiceprzewodniczącym Młodzieżowej Rady Dzielnicy Bielany. A dalej poszło.

Co Pan wciąż w sobie ma z tamtego chłopaka, czego nie chciałby się Pan pozbywać?

Ufność. Każdy u mnie ma carte blanche. Każdy ma okazję pokazać się z jak najlepszej strony albo jak najgorszej.

Kim Pan chciał być, jak był dzieckiem?

Aktorem (śmiech). Zaczęło się w przedszkolu; wystepowałem publicznie, przed mikrofonem; nigdy nie miałem tremy. W szkole średniej wróciło na innym pułapie, czyli polityka.

Jak Pan sobie wyobraża siebie za 5 lat?

Nie lubię uprawiać gdybologii.

Ale chyba jakieś plany Pan ma.

Mam cele. Zobaczymy, czy się uda je osiągnąć. Nie chciałbym ich zdradzać, bo, liczę, że trochę osób ten wywiad przeczyta. Na pewno chciałbym być człowiekiem, który zawodowo, ale także prywatnie odnosi duże sukcesy.

Pandemia nie pokrzyżowała Panu planów? Jakie są dziś warunki do prowadzenia firmy w Polsce?

W Polsce ciężko prowadzi się firmę. Ta liczba kontroli, obostrzeń, pilnowania przepisów, podatki od wszystkiego. Jeśli za każdy błąd, nawet niezamierzony, jest kara przewidziana dla przedsiębiorcy, ale już za nieumyślny błąd nie ma kary przewidzianej dla urzędnika, to jest tu jakiś problem ze sprawiedliwością. Jeśli chodzi o branżę alkoholową, to też jest coś nie tak; nie do końca rozumiem, dlaczego piwo na każdym kroku jest faworyzowane, a producenci alkoholu, np. białej wódki, z której Polska słynie na świecie, są cały czas bici po głowie. Jak nie podniesienie akcyzy, to podatek cukrowy. Trzeba mieć świadomość, że tego typu rzeczy zaczną powodować tworzenie się szarej strefy, nad którą będzie ciężko zapanować. Poza tym drobni producenci kraftowych wódek będą upadać i sprzedawać swoje firmy producentom zagranicznym. To oznacza, że Polska w ogóle na tym nie zyska. A powiedzmy sobie szczerze, dobre funkcjonowanie polskich przedsiębiorców, którzy dają pracę obywatelom, to przecież nakręcanie PKB. Naprawdę, lepiej czasem spojrzeć korzystnie na przedsiębiorców i wprowadzać im ułatwienia, a nie tylko ich kontrolować, sprawdzać i wprowadzać kolejne utrudnienia.

Jakie jest Pana największe marzenie?

Ojej, zaskoczyła mnie pani. Odnieść sukces.

Jeszcze go Pan nie odniósł?

Oj, nie! Mam naprawdę wygórowane ambicje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jaki olej do smażenia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bartłomiej Misiewicz: Nieskromnie powiem, że czasem patrzę na swoje życie, jak na filmowy scenariusz - Portal i.pl

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska