Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Beata Pawlikowska : święta, upał, pada śnieg!

Katarzyna Janiszewska
Beata Pawlikowska
Beata Pawlikowska fot archiwum
- Święta to coś takiego, co trzeba mieć w sobie. Bo są na świecie takie miejsca, gdzie nie obchodzi się żadnych świąt i nie ma tam żadnego świątecznego symbolu. W dżungli nie ma kalendarza ani zegarów, czas nie płynie, on po prostu zawsze jest. I nikt tam nie wie, czym jest Boże Narodzenie. Tylko ja to wiem. Rozglądam się, patrzę, a Indianie właśnie złowili piranie na kolację. Był 24 grudnia. Ryba na wigilijną wieczerzę - mówi podróżniczka Beata Pawlikowska, rozmowie z Katarzyną Janiszewską.

Co to są duriany?
Najbardziej śmierdzące owoce świata! One tak śmierdzą, jakby do starego buta włożyć zepsute mięso, jajka i ser. I proszę sobie wyobrazić, że dostaje pani taki owoc, który jest ciężki i kolczasty, a ze środka wydobywa się ten zapach. I trzeba go zjeść.

Okropność! Przynajmniej smaczny taki durian?
Ja bardzo je lubię. Ten smak można chyba porównać do śmietankowego budyniu. Ale to nie znaczy, że kolczasta skorupa jest pełna miąższu. Wprost przeciwnie. W środku w sztywnych kieszeniach leżą podłużne, wielkie, twarde jak kamienie pestki, pokryte cieniuteńką warstwą mazi. Trzeba ją z tej pestki oblizać. Rok temu, w czasie świąt, poleciałam na miesiąc do Indonezji. Na Bali akurat trwał festiwal durianowy, a wyjątkowo soczyste owoce leżały wszędzie, gdzie poszłam. I to Boże Narodzenie do dziś mi się kojarzy z zapachem duriana.

A jak spędzała święta "Blondynka na Bali"?

Specjalnie wybrałam wyspę, na której nie ma chrześcijaństwa. Bo w kraju katolickim podczas świąt wszystko się zamyka. Dwa lata temu na Tasmanii podczas świąt Bożego Narodzenia ze zdumieniem odkryłam, że cały kraj stanął. Nie mogłam niczego zrobić, nigdzie pojechać, niczego wynająć. Bo wszyscy świętowali, i to nie w mieście, tylko gdzieś poza miastem. Hobart wyglądało jak bezludne, jakby przyszła zaraza i wszyscy uciekli. Dlatego nauczona doświadczeniem postanowiłam wybrać Indonezję. Na Bali panuje hinduizm. Obok, na Jawie, islam. A jeszcze na innych wyspach, inne religie. Więc wiedziałam, że jakby co, będę mogła wybrać dowolną.

Tego zimna tak Pani nie lubi, że ucieka do tropików?
Nie przepadam za zimą. Nie lubię, jak się trzeba grubo ubierać, odgarniać śnieg spod garażu. Najlepiej się czuję kiedy mogę wyjść z domu tak jak stoję i iść sobie przez świat.

To w Australii musiało być Pani ciepło.
W Australii w listopadzie, grudniu, styczniu jest środek lata, więc sądziłam, że będzie gorąco. Miało być plus 40 stopni. I strasznie zmarzłam, bo na Tasmanii było dużo zimniej. Dla ludzi, którzy tam mieszkają, było bardzo ciepło, chodzili w krótkich rękawkach. A ja w dwóch polarach i kurtce, w dwóch parach skarpetek. I ciągle mi było zimno, hulał wiatr, padał deszcz, potem na chwilę pokazywało się słońce. I nie było ani śladu świąt. Wyobrażałam sobie, że miasto będzie całe przystrojone w mikołaje, sanie, światełka. W życiu! Jedna czerwona kokarda na drzwiach i nic więcej. W Wigilię okazało się, że jedyne, co jest otwarte, to budka z frytkami i smażoną rybą, podawane w tekturowym pudełku. I to była moja wigilijna wieczerza.

To może chociaż widziała Pani diabła tasmańskiego?
Oczywiście. I wcale nie był straszny. Ale spotkałam też pirata. Na Tasmanii prezenty daje się w pierwszy dzień świąt, z samego rana. Jest taki zwyczaj, żeby pod choinkę dawać bliskim nowe ubrania. I zwyczaj też mówi, że trzeba się w to ubranie natychmiast ubrać. Jak ktoś dostanie letnią sukienkę, a na dworze jest 15 stopni, to też musi się w nią ubrać. I stąd wziął się pirat na Tasmanii.

A świąteczne potrawy?
Na świąteczne śniadanie trzeba zjeść kurczaka z szampanem. To rodzinne święto, więc w parkach wszyscy rozkładają się na trawie z koszami piknikowymi, dziećmi i psami.

W Ameryce Południowej celebruje się święta?

Tak, bardzo. Poza tym tam przeżywa się religię w bardzo osobisty sposób. W czasie Bożego Narodzenie wszystko jest zamknięte, bo ludzie wyjeżdżają do krewnych. Na ulicach odgrywa się sceny z Biblii. To nie jest teatr grany przez zawodowych aktorów, tylko ludzi, którzy chcą się stać częścią żywego Bożego Narodzenia. Maryją jest oczywiście kobieta, która właśnie urodziła dziecko. Trudno się wtedy podróżuje, bo ceny rosną, pokoje w hotelach są zarezerwowane i trudno znaleźć miejsce w autobusie czy pociągu. Ale jest bardzo kolorowo.

Podobno są miejsca, gdzie dekoruje się miasta śniegiem w spreju.

W Singapurze, w grudniu jest plus 40 stopni, tropikalne lato, na pewno nie spadnie śnieg. A że Singapur to jedno z najbogatszych państw świata, to władze chcą zapewnić swoim obywatelom białe święta. Na głównej ulicy miasta wywiesza się tablicę, którego dnia, o której godzinie będzie padał śnieg. I rzeczywiście. Kiedy przychodzi wyznaczona pora, całe centrum Singapuru jest białe. I są białe święta.

Gdzie jeszcze poza Europą znają choinki?
Myślę, że wszędzie, gdzie dotarła wiara chrześcijańska. Nawet tam, gdzie choinki nie rosną, na przykład w Argentynie i Brazylii jest drzewo, które się nazywa araukaria. Czubek araukarii wygląda trochę jak nasza choinka. Bardzo zaskoczył mnie też zwyczaj kulinarny, jaki tam panuje. Ubodzy ludzie na co dzień nie mogą sobie pozwolić na jedzenie mięsa. Dlatego mięso jest dla nich symbolem świąt. Kiedy spędzałam Boże Narodzenie w Argentynie, wszyscy mnie częstowali pieczenią, kiełbasami, kurczakiem i kaszanką. Ja nie jem mięsa, więc miałam z tym pewien kłopot. Ale oni po prostu chcieli mnie ugościć tym, co mają najlepszego.

Co Pani robi, jak podają do jedzenia coś, na co kompletnie nie ma Pani ochoty?
Wtedy w Argentynie gdzieś na końcu stołu zawsze stało trochę ryżu albo gotowany maniok. I to było dla mnie główne danie. Ale są sytuacje, kiedy nie można odmówić. Bywało, że musiałam jeść mrówki, żywe larwy, małpę, węża albo pić indiańskie piwo pędzone na ludzkiej ślinie. Kiedy wódz plemienia podaje coś do jedzenia czy picia, to przyjęcie tego jest symbolem przyjaźni i dobrych intencji. Dlatego czasem trzeba zjeść albo wypić coś i nie pytać, co to było.

Może czasem lepiej nie wiedzieć...
Czasem można się mocno zdziwić. Ale kiedy człowiek jest głodny, nic nie jest okropne. Kiedy idziesz przez dżunglę i nie ma nic do jedzenia, przestajesz wybrzydzać. Tam już nie ma wyjścia.

A ma Pani takie myśli, żeby uciec i wrócić do domu? Jak jest już Pani głodna, zmęczona obolała?
Wtedy myślę tylko o tym, żeby przetrwać. A kiedy odzyskuje się zdrowie albo wychodzi z niebezpieczeństwa, to człowiek jest tak szczęśliwy i radosny, że nie pamięta o złych rzeczach.

Spędzała Pani Boże Narodzenie w środku dżungli...

Święta to coś takiego, co trzeba mieć w sobie. Bo są na świecie takie miejsca, gdzie nie obchodzi się żadnych świąt i nie ma tam żadnego świątecznego symbolu. W dżungli nie ma kalendarza ani zegarów, czas nie płynie, on po prostu zawsze jest. I nikt tam nie wie, czym jest Boże Narodzenie. Tylko ja to wiem. Rozglądam się, patrzę, a Indianie właśnie złowili piranie na kolację. Był 24 grudnia. Ryba na wigilijną wieczerzę.

Świąteczny zwyczaj, który najbardziej Panią zaskoczył?
W Caracas, w stolicy Wenezueli, przed świętami są specjalne poranne msze, na które jeździ się na rolkach. Ulice są wtedy zamknięte dla samochodów i wszyscy jadą do kościoła na rolkach.

A gdzie Pani spędza święta w tym roku?
W tym roku wyjątkowo w Polsce.

Już dosyć tych podróży?

O nie! (śmiech) Robię to dla moich rodziców. Oni lubią kiedy cała rodzina jest razem na święta.

Cierpią jak Pani nie ma?

Chyba tak. A ja bardzo lubię spędzać święta w tropikach, a do Polski wracam dopiero na wiosnę, kiedy robi się ciepło. Ale teraz obiecałam rodzicom, że będę. Spotkamy się u mojej siostry, która mieszka w Gdańsku. A po świętach zaraz pakuję walizkę
i wyjeżdżam na całe dwa miesiące. To będzie moja samotna wyprawa do Ameryki Południowej. Będę wędrować po Amazonce- statkiem, czółnem, wpław, jak się da. Wrócę dopiero w marcu.

Jak będą wyglądać święta w Pani rodzinnym domu?
Wychowałam się na północy, w Koszalinie. To były ziemie odzyskane, gdzie po wojnie wysyłano ludzi z różnych części Polski. Niedawno odkryłam, że zwyczaje z mojego rodzinnego domu wcale nie są typowo koszalińskie, tylko pochodzą z różnych regionów Polski. Koszalin był jak angielski Liverpool, gdzie przypływali marynarze i przywozili płyty, których słuchali późniejsi Beatlesi.
A w Koszalinie także wymieszały się tradycje z różnych zakątków Polski. U mnie w domu wigilia jest bardzo prosta, bardzo skromna. Będzie czerwony barszcz z uszkami, z grzybami i ziemniakami. Na drugie danie podany zostanie smażony karp z dodatkiem suchego chleba. Trzecie danie to kompot z suszonych owoców, z jabłek, gruszek i śliwek.

I to koniec? A gdzie tych tradycyjnych dwanaście potraw?
Ale nie, nigdy w życiu! Jakie dwanaście potraw? Nie wolno się obżerać. Wigilia jest skromna i postna. Chociaż tym barszczem, karpiem i kompotem zawsze się najadaliśmy, nic więcej nie było nam trzeba. Jak ryba była dla nas zbyt mała, to wystarczyło zjeść więcej chleba.

Tęskni Pani za domem w czasie tych swoich dalekich podróży?

W podróży staram się koncentrować na tym, co jest dookoła. Piszę, fotografuję, a także rysuję. Nie chcę tęsknić ani martwić się tym, że nie ma mnie gdzie indziej. Staram się czerpać najlepsze z tego, co mnie otacza. Być tu i teraz. I cieszyć się tym.

Beata Pawlikowska (ur. 1965 r.), pisarka, podróżniczka, fotografka, ilustratorka książek, autorka ponad czterdziestu książek. Prowadzi audycję "Świat według Blondynki" w Radiu ZET.
Według Wojciecha Cejrowskiego (z którym związana była przez blisko 10 lat) - To nie był dobry związek. Nie lubiliśmy się, nie byliśmy przyjaciółmi. Ja nie lubiłam jego kontrowersyjnego programu w telewizji, bo kompletnie nie zgadzałam się z jego poglądami, on nie znosił moich książek, szczególnie tych o życiu - mówiła "Vivie") jako pierwsza kobieta przeszła na piechotę przez "najbardziej malaryczną dżunglę świata" Darién na pograniczu Panamy i Kolumbii, co opisał on w swej książce "Gringo wśród dzikich plemion".
Organizuje i jest przewodnikiem egzotycznych wypraw. www.beatapawlikowska.com oraz facebook.com/BeataPawlikowska

Moda w przedwojennym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska