Niestety, potwierdziły się wstępne, bardzo złe diagnozy - Marcin Baszczyński ma zerwane więzadło krzyżowe przednie prawej nogi i w tym sezonie już nie zagra. Piłkarza Wisły Kraków czeka teraz operacja, a następnie wielomiesięczna rehabilitacja. Najwcześniej do gry wróci za pięć miesięcy, ale pauza może potrwać nawet do końca roku.
Już po pierwszych badaniach, przeprowadzonych po pechowym upadku w Gliwicach, wiadomo było, że kontuzja "Baszcza" jest poważniejsza od tej, którą nie tak dawno odniósł Paweł Brożek.
Rezonans magnetyczny, przeprowadzony w jednym z krakowskich szpitali, tylko potwierdził te obawy. W przypadku tak poważnej kontuzji, operacja jest konieczna. Wkrótce będzie wiadomo, kiedy, gdzie i przez kogo zostanie przeprowadzony zabieg.
Nie można przy tym wszystkim zapominać, że Marcin Baszczyński znalazł się w podwójnie pechowej sytuacji. Tak poważna kontuzja dla każdego piłkarza jest dramatem, ale dla takiego, któremu za niespełna dwa miesiące kończy się kontrakt z klubem, dodatkowym.
Wciąż nie wiadomo, czy Baszczyński podpisał kontrakt z greckim Atromitosem, a jeśli tak, czy Grecy nie zabezpieczyli się na podobną ewentualność. Takich zapisów raczej się obecnie nie praktykuje, czego dowodem jest choćby sprawa Łukasza Garguły i Wisły.
Marcin Baszczyński wczoraj był nieuchwytny dla mediów. Poprosił o czas do namysłu nad swoją najbliższą przyszłością.
W Wiśle na szczęście nikt nie umywa rąk od odpowiedzialności za losy Baszczyńskiego, który przez wiele lat był wzorem profesjonalizmu i sportowej postawy zarówno na boisku, jak i poza nim.
- Nie zostawimy Marcina samego - zadeklarował wczoraj dyrektor sportowy Wisły, Jacek Bednarz. - Zresztą jeszcze przez dwa miesiące ma z nami ważny kontrakt, więc naszym obowiązkiem z niego wynikającym jest sfinansowanie leczenia piłkarza. Wkrótce z Marcinem i klubowym lekarzem ustalimy szczegóły, w jaki sposób będzie przebiegało leczenie. Jeśli chodzi o przyszłość Marcina, to w klubie nie mamy wiedzy, czy podpisał on kontrakt z nowym klubem, bo nie musiał nas o tym informować. Jeśli jednak okaże się, że takiej umowy nie podpisał, a jego ewentualny nowy pracodawca z niego zrezygnuje, to zaproponujemy mu pozostanie w Wiśle. Oczywiście, jeśli sam Marcin będzie takim rozwiązaniem zainteresowany.
W najbliższym czasie przekonamy się, jak cała sprawa się zakończy.