Ona sama deklaruje też całkowite oddanie Panu Jezusowi: "O słodki mój Oblubieńcze, Ty wiesz, że serce moje nie zna nikogo prócz Ciebie. Otworzyłeś w mym sercu głębię nienasyconą miłowania Siebie, od pierwszej chwili poznania Ciebie, umiłowało serce moje i utonęło w Tobie".
Z drugiej jednak strony lektura "Dzienniczka" ukazuje nam bezradność Faustyny w sytuacjach konfliktowych. Była kobietą wrażliwą, stąd też nie radziła sobie z podejrzliwym, nieprzychylnym, a bywało, że złośliwym traktowaniem ze strony niektórych współsióstr. Gdy w czasie choroby infirmerka upomniała ją, że nie poszła na Mszę, Faustyna zanotowała: "Teraz znowu nowe kazanie, że nie powinnam się poddawać chorobie. Odpowiedziałam jej, że ja wiem, że u nas uważa się za ciężko chorą wtenczas, jak już jest konającą. Jednak widząc wiele jej morałów, odpowiedziałam, że obecnie zachęty do gorliwości nie potrzebuję, i znowu pozostałam sama w swej celi".
Innym razem napisze: "Gdy pewna Siostra ustawicznie mnie prześladuje, jedynie z tego powodu, że Bóg ze mną tak ściśle obcuje, jej się zdaje, że to wszystko we mnie jest udane. Kiedy jej się wydaje, że popełniam jakieś uchybienia, wtenczas mówi: «Objawienia mają, a takie błędy popełniają». Rozpowiedziała o tym i innym Siostrom, lecz w znaczeniu zawsze ujemnym, raczej podaje opinię jakiejś dziwaczki. (…) Zabolało mnie to".
Początkowo zdawało mi się, że obie te postawy jakoś nie pasują do obrazu Świętej. Towarzyszyła mi jednak świadomość, że czytam dzieło mistyczki, którą Kościół stawia nam jako wzór. Zacząłem więc czytać "Dzienniczek" ponownie.
Już na początku przyszło światło: "Czego chcesz od tej kobiety? - pomyślałem. - Przecież na niesprawiedliwe traktowanie wszyscy reagujemy jak ona". W drugiej lekturze uderzył mnie heroiczny wysiłek Faustyny, by pozostać wierną Jezusowi wbrew wszystkim trudnościom oraz cierpieniom wewnętrznym i zewnętrznym. Choć Święta była wielokrotnie traktowana niesprawiedliwie, nigdy nie zamykała się w sobie i nie czuła się pokrzywdzona. Rzecz znamienna, że w całym "Dzienniczku" ani razu nie występuje pojęcie krzywdy. Jak każdy z nas i ona musiała zmagać się wewnętrznie, by w sytuacji konfliktowej nie powiedzieć i nie uczynić czegoś, co zraniłoby bliźniego.
"Kiedy przyjmuję Komunię św., proszę i błagam Zbawiciela, aby uleczył język mój, bym nigdy nie obraziła miłości bliźniego" - pisze w "Dzienniczku".
Autor jest jezuitą, rekolekcjonistą, redaktorem naczelnym "Życia Duchowego", autorem wielu książek o tematyce religijnej.
Moda w przedwojennym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!